sobota, 20 grudnia 2014

Chapter 12

Witajcie!
Od razu napiszę, że notki nie będą pojawiały się co tydzień, bo nawet tego nie napisałam, wiec nie rozumiem oburzenia co niektórych osób. To, że nie dodaje notki przez tydzień, dwa, czy też miesiąc nie oznacza, że skończyłam z pisaniem. Mam nadzieję, że tym razem to jest jasne, a jak nie, to trudno. Inni to jakoś rozumieją. Poza tym teraz jest taki czas, że na nic się nie ma czasu, bo przygotowania do świąt i wgl. Aha jeszcze tylko jedna sprawa. Proszę komentować treść notki, a nie to, że nie dodałam nowej.
Już nie przedłużam i zapraszam na nową notkę. Przyznam, że nie wyszła mi za dobrze, ale nie miałam kiedy nad nią popracować. Życzeń jeszcze nie składam, bo zrobię to w osobnej notce ;)


                                                                      ~~~~~~~~~~~


Nadszedł w końcu ten dzień. Dzień oddawania skończonych referatów. Na szczęście razem ze Steffi zdążyłyśmy Go dokończyć. Obie byłyśmy zadowolone z naszej pracy. Steffi nadal się upiera, że to głównie moja zasługa, ale ja wiedziałam swoje. Steffi bardzo dużo wniosła do niego, a gdyby nie Mike i tak pewnie nie udało by Nam się tak dobrze napisać. Siedzimy właśnie w klasie i czekamy na swoją kolej. Nauczycielka wyczytała Nas. Obie podeszłyśmy do jej biurka i oddałyśmy referat. Wyniki miały być za tydzień, gdy przeczyta już wszystkie. Wróciłyśmy na swoje miejsce. Po lekcjach, nauczycielka poprosiła mnie abym została chwilę. Tak też zrobiłam.
- Betty wiesz, że niedługo kończy się rok szkolny, prawda?
- Tak.
- I wiesz, że zgodnie z regulaminem zanim On się skończy, należy opłacić kolejny rok.
- Oczywiście. Przekaże mamie.
- Dobrze. Masz na opłaceniu roku, tydzień. Gdyby były jakieś problemy, przyjdź do mnie i powiedź.
- Rozumiem i dziękuje.
- Możesz już iść – uśmiechnęła się.
- Do widzenia – wyszłam. Steffi czekała na mnie.
- I co chciała?
- Uprzedziła mnie tylko o zapłacie za kolejny rok – Steffi była lekko zdziwiona – Hm?
- Moi rodzice musieli zapłacić za całe studia od razu. Tak samo jak pozostali.
- Bo .. widzisz … u mnie jest trochę inna sytuacja finansowa.
- Przepraszam – zrobiło jej się głupio.
- W porządku.
- Macie tyle kasy?
- Tak. Rodzice zaoszczędzili na moje studia, ale mama i tak zadecydowała, że woli opłacać co roku, a nie od razu całość.
- Ok .. bo, gdyby coś to wiesz, że mogę Ci pożyczyć, a właściwie moi rodzice – nie spodziewałam się tego, ale byłam mile zaskoczona.
- Dziękuje, ale naprawdę mamy pieniądze.
Zastanawiałam się jak ja powiem o tym mamie. Nie rozmawiałyśmy od czasu mojego powrotu od Michaela. Nie mogłam jej wybaczyć, że podejrzewała mnie o takie coś. Michaelowi nie powiedziałam o tym. Wstydziłam się. Wiem, że nie wziąłby tego do siebie, ale pomimo wszystko wolałam nie mówić.
Kilka godzin później usłyszeliśmy nasz ukochany dzwonek, oznaczający koniec zajęć. Wszyscy jak oparzeni wybiegli z klasy. Ja wolałam poczekać i na spokojnie wyjść ostatnia. Idąc pustym korytarzem, poczułam, że ktoś mnie z tyłu ciągnie za włosy i prowadzi do łazienki. Próbowałam się wyrwać i krzyczałam, żeby ten ktoś mnie puścił, ale nie posłuchał. W łazience zostałam pchnięta do przodu, co spowodowało, że już nie byłam trzymana za włosy. Od razu się odwróciłam. No tak. Mogłam się domyśleć czyja to sprawka.
- Victoria?! Zwariowałaś?!
- Zamknij się! - po chwili do łazienki wszedł jej brat.
- Znowu się spotkamy, mała.
- Nie mów tak do mnie i dajcie mi spokój!
- Bądź ciszej – powiedział.
- Ja nic Wam nie zrobiłam! Czego ode mnie chcecie?! - miałam łzy w oczach.
- Nadal odmawiasz pomocy w zapoznaniu mojej siostry z tym kolesiem?
- Tak! On sam jej to powiedział. Słyszała przecież! Czy jest tak tępa, że nie rozumie najprostszych słów!
- Nie mów tak o mojej siostrze – niebezpiecznie blisko się do mnie zbliżył.
- Oboje jesteście nienormalni! Odczepcie się ode mnie!
- Nie mogę – złapał mnie i z całej siły pchnął na ścianę. Uderzyłam o nią twarzą i upadłam na posadzkę, prawie nie tracąc przytomności. Wziął moją torbę i pociął ją nożem w drobny mak. Książki z niej wyleciały – Stale nie będziesz otrzymywała ostrzeżeń – pomachał mi nożem przed twarzą – Do zobaczenia – wyszli oboje. Siedziałam i płakałam. Miałam dosyć tego wszystkiego. Miałam dosyć szkoły, domu, ojca. Nie rozumiałam dlaczego wszystko naraz to mi się przytrafia. Byłam za grzeczna? Już nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Jedyna dobra rzecz jaka mnie spotkała, było spotkanie na mojej drodze Michaela. Ciągle będę to powtarzała. Polik mnie piekł niesamowicie, a łzy nie chciały przestać lecieć. Mike na mnie już czekał na parkingu, ale nie mogłam pokazać mu się w takim stanie. Wyrzuciłam swoją torbę do śmietnika, bo tylko do tego się nadawała i wyszłam z tej łazienki. Zabrałam ze swojej szafki potrzebne książki. Z ukrycia sprawdziłam, czy auto Michaela jest i nie myliłam się. Wyszłam czym prędzej z budynku i nie patrząc w stronę Michaela, po prostu szłam chodnikiem w stronę przystanku. Nadal płakałam. Po chwili usłyszałam trąbienie. Wiedziałam, że to Mike, ale nie spojrzałam na niego. Chyba zatrzymał auto, bo po chwili do mnie podbiegł i zatrzymał.
- Betty? - nie odpowiedziałam – Nie widziałaś mnie na parkingu? - ciągle miałam spuszczoną głowę – Możesz na mnie spojrzeć? - pokiwałam przecząco głową – Dlaczego?
- Przepuść mnie.
- Płaczesz? - dotknął mojego podbródka i uniósł moją twarz – Boże .. kto Ci to zrobił?
- Mike .. proszę ..
- Powiedź! - wyczułam w jego głosie wściekłość. Jeszcze bardziej się rozpłakałam na samo wspomnienie. Przytulił mnie, a ja się w niego wtuliłam – Cii .. już dobrze. Nie płacz – głaskał mnie po włosach – Powiedź tylko kto Cie uderzył, a przysięgam, że za to zapłaci – zacisnął zęby.
- Właśnie dlatego nie mogę Ci powiedzieć – ciągle stałam w niego wtulona.
- Victoria? To Ona? - spojrzałam na niego – To jej sprawka, prawda? - poddałam się. Już nie miałam siły udawać.
- Tak .. nasłała na mnie swojego brata .. i … to nie pierwszy raz ..
- Słucham?!
- Nie krzycz na mnie.
- Przepraszam .. nie krzyczę … powiedź co się stało?
- Eh … szłam korytarzem i pociągnęła mnie za włosy do łazienki. Po chwili przyszedł jej brat. Pchnął mnie bardzo mocno na ścianę .. dlatego tak wyglądam.
- Zabije Go!
- Nie! Mike .. proszę Cie … odpuść.
- Mam odpuścić? Skrzywdził Cie i mam mu odpuścić?
- Zawieź mnie do domu .. proszę – chwilę na mnie popatrzył. Otworzył mi drzwi i poczekał aż wsiądę. Podczas drogi w ogóle się nie odzywałam. Michael nie był w najlepszym humorze i dało się to wyczuć. Bałam się, że zrobi coś głupiego. W końcu się odezwał.
- Gdzie masz swoją torbę? - spojrzałam na niego. Zawahałam się, ale postanowiłam powiedzieć prawdę.
- On …. On mi ją pociął nożem i wyrzuciłam ją do kosza na śmieci – nic nie odpowiedział. Nie musiał. Zatrzymał się pod moim domem. Spojrzałam na niego zanim wysiadłam. Wyglądał jak by nad czymś myślał. Bez słowa wysiadłam. W drodze do domu, pozwoliłam kilku łzom spłynąć po moich policzkach. Najciszej jak tylko umiałam, weszłam do domu. Nie chciałam natknąć się na mamę. Niestety nie udało mi się. Schodziła po schodach i przystanęła naprzeciwko mnie, gdy tylko mnie zobaczyła.
- Co to jest?
- Nic – chciałam ją wyminąć.
- Stój! Masz mi natychmiast powiedzieć.
- Mała wymiana zdań z pewną lalą, ok? - weszłam do swojego pokoju. Nie pytała już o nic. Cieszyłam się z tego powodu, ale nie wiedziałam, że to jest dopiero początek. Zrobiłam sobie zimny okład. Ulżyło mi i tak nie piekło. Położyłam się na chwilę. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się za sprawą jakiś krzyków. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku – Co tam się dzieje? - mama z kimś się kłóciła, ale to nie był ojciec. Uchyliłam swoje drzwi i podsłuchiwałam.
- Wynoś się stąd zanim zadzwonię po policje!!
- O co Pani chodzi? Przyjechałem bo mam coś dla Betty – poznałam ten głos.
- Jak Pan śmie jeszcze tutaj przychodzić?!
- Słucham?
- Wykorzystał Pan moją córkę! Widziałam w jakim była stanie! Ten siniak też jest pewnie Pana robotą!
- Nie bije kobiet! - podniósł głos.
- Jak każdy z Was! Ma Pan szczęście, że jeszcze nie wezwałam policji!
- Pani wybaczy .. - usłyszałam, że ktoś idzie po schodach i szybko zamknęłam drzwi. Podeszłam do okna. Ktoś otworzył drzwi i wszedł do pokoju – Betty? - odwróciłam się do niego. Podszedł do mnie – Powiedź mi .. tylko prawdę … - spojrzał mi w oczy – Ktoś Cie .. skrzywdził? - strasznie się zdziwiłam.
- Nie ..
- Betty .. proszę … bądź ze mną szczera ..
- Jestem … Mike .. chodź – pociągnęłam Go za rękę i usiedliśmy na łóżku – Mojej matce chodziło o to …. że wróciłam wtedy w Twojej koszuli … wstydziłam Ci się o tym powiedzieć, ale Ona myśli, że my … no wiesz .. - spaliłam cegłę.
- Żartujesz?
- Chciałabym … mówiłam jak było, ale mi nie wierzy.
- Nie przejmuj się – przytulił mnie – Powinna Ci ufać .. jest Twoją matką.
- Wiem … ale co tutaj robisz?
- A mam dla Ciebie niespodziankę – wyciągnął z siatki, której wcześniej nie zauważyłam, nową torbę – Proszę – dał mi.
- Ale .. Mike … nie musiałeś. Jutro chciałam iść po nową.
- Już nie musisz.
- Dziękuje – dałam mu buziaka w policzek.
- Nie ma za co – uśmiechnął się. Po chwili – Niewiarygodne, że Twoja matka myśli, że byłbym do tego zdolny, a co gorsza, że Ty byś była.
- Eh … czasami nie mogę z nią wytrzymać, ale to w końcu moja mama.
- No tak. Jeżeli zdarzy się cud, to jeszcze się do mnie przekona.
- To będzie musiał być wielki cud w takim razie. O już wiem. Wigilia to podobno czas cudów. Może wtedy przemówi ludzkim głosem.
- Hahaha – roześmiał się – A wiesz, że całkiem możliwe – dalej się śmiał. Uwielbiałam patrzeć na jego uśmiech, ale musiałam stwarzać pozory – Ale wiesz co? W sumie ma rację – zmarszczyłam brwi – Spaliśmy ze sobą … tylko, że w ubraniach.
- No tego to jej lepiej nie mów.
- Jeszcze mi życie miłe – zaśmiałam się – Wpadłem tylko na chwilę i muszę już lecieć – wstał. Zrobiłam to samo.
- Mike? A jak zasypiasz? - opuścił głowę – Ciągle bierzesz leki?
- Betty ….. co mam Ci odpowiedzieć ..
- Prawdę – westchnął.
- Czasami ..
- Mówiłam, żebyś powiedział prawdę. Che Ci pomóc.
- Nie da się.
- Wszystko się, a ja Ci pomogę. Nie chce Cie stracić. Z lekami nie ma żartów.
- Wiem i przepraszam – przytuliłam Go.
- Jestem pewna, że to kwestia czasu i nie będą Ci potrzebne. Postaram się o to – już nie chciałam Go męczyć - Jeszcze raz dziękuje za torbę.
- Proszę – uśmiechnął się – Odprowadzisz mnie do drzwi?
- Pewnie. Nie mogę pozwolić, żeby coś się stało mojemu gościowi – wyszliśmy z pokoju. Nigdzie nie widziałam mamy. To nawet dobrze.
- Do jutra – przytulił mnie na pożegnanie i wyszedł.
- Pa – powiedziałam już bardziej do siebie, bo był w połowie drogi do auta. Patrzyłam jeszcze za nim chwilę. Gdy wsiadł, zamknęłam drzwi. Mama stała za mną.
- Przyjaciel, co??
- Tak mamo .. przyjaciel i nic poza tym.
- Czemu mam wrażenie, że kłamiesz? - ciągle była zła.
- To już nie mój problem, że mi nie wierzysz chociaż nigdy nie zrobiłam czegoś przez co byś miała stracić do mnie zaufanie. A tak przy okazji, trzeba zapłacić za kolejny rok studiów.
- Niech Twój ''przyjaciel'' Ci da.
- Co takiego?
- Stać Go.
- Nie mówisz poważnie – nie odpowiedziała. Popatrzyłam na nią chwilę i poszłam do siebie. Miałam nadzieje, że żartuje. Przecież miała odłożone pieniądze, więc nie rozumiałam jej gadki.

                                                                        ~~~~~~~~~~

Następnego dnia, gdy wróciłam do domu, czekała na mnie przykra informacja. Tym razem mama normalnie ze mną rozmawiała. Już bez tych głupich przycinek.
- Usiądź – tak też zrobiłam.
- O co chodzi?
- Byłam dzisiaj w banku, żeby wypłacić pieniądze na Twoje studia i … nie ma nic na koncie – opuściła głowę.
- Co?? Ale .. jak to? Przecież miałaś odłożone …
- Ojciec miał pełnomocnictwo, bo wtedy razem wpłacaliśmy i jakiś miesiąc temu wypłacił wszystko co było.
- To niemożliwe – załamałam się – Co teraz będzie?
- Nie mam pojęcia .. przykro mi. Wiesz, że nie uzbieram takiej kwoty w tydzień. Nawet nie uda mi się w miesiąc.
- Wybacz, ale pójdę już do siebie – zabrałam swoje rzeczy i walnęłam się na swoje łóżku. Łzy same przyszły. Wiedziałam, że to już koniec mojej nauki. To koniec. Pozostało mi nacieszyć się czasem, który mi pozostał na uczelni. Jak On mógł? Przez lata odkładali te pieniądze, a On je tak po prostu sobie wziął. Nigdy mu tego nie wybaczę. Niespodziewanie zadzwonił do mnie Mike. To nie był odpowiedni moment, ale musiałam odebrać – Cześć – odebrałam.
- Cześć. Nie przeszkadzam?
- Nie .. coś się stało, że dzwonisz?
- Właściwie to nie. Dzwonię, żeby spytać, czy spotkamy się jutro. Masz ochotę?
- No nie wiem ..
- Więc .. nie chcesz .. - wyczułam po głosie, że posmutniał.
- Nie to chciałam powiedzieć. Po prostu nie wiem, czy będę miała jutro czas.
- Rozumiem, ale dasz mi znać jak już będziesz wiedziała? Proszę – dziwnie się zachowywał i jednocześnie przerażał mnie. Miał taki inny głos. Zupełnie jak nie On.
- Mike .. stało się coś? - musiałam zapytać.
- Obiecaj, że oddzwonisz.
- Obiecuje Mikey.

- Do zobaczenia – rozłączył się, a ja pozostałam ze swoim pytaniem. Mogłam się tego spodziewać, że nie powie co Go dręczy. Przez cały dzień o tym myślałam i nie znalazłam odpowiedzi.