sobota, 29 listopada 2014

Chapter 11

W piątkowe popołudnie, po zajęciach, poszłam ze Steffi do szkolnej biblioteki. Pokazałam jej to co udało mi się napisać na temat Michaela. Oczywiście nie wspominając, że to jego zasługa. Steffi czytała i nie dowierzała, że tyle udało mi się napisać.
- I jak? - zapytałam, bo się trochę niecierpliwiłam.
- Powiem tylko jedno .. super! Skąd Ty to wszystko wiesz?
- A wiesz … - wymyśliłam coś na poczekaniu – Znalazłam stare materiały mojej starszej siostry. Ona kiedyś interesowała się Michaelem i miała tego sporo.
- O to świetnie. Powiem Ci, że ja nie wiem co można tutaj dopisać, bo wszystko jest super napisane. Wiesz .. tak myślę, że nasza wspólna ocena była by nie fair wobec Ciebie, bo to Ty tak naprawdę napisałaś. Powiem nauczycielce aby dała mi jakiś inny temat.
- No co Ty. Nie wygłupiaj się. Ten referat jest nasz wspólny i tak pozostanie. Poza tym jesteś mi potrzebna, żeby to wszystko idealnie ułożyć.
- Aha .. czyli tylko do tego jestem Ci potrzebna.
- Oczywiście – po chwili obie się zaśmiałyśmy – Bierzemy się do roboty?
- Tak.
W bibliotece spędziłyśmy 2 godziny. Byłam już naprawdę zmęczona, ale nie dawałam po sobie poznać. Steffi pewnie jeszcze by nie skończyła, ale zrobiliśmy kawał roboty i nie musiałyśmy się spieszyć.
- Może na dzisiaj wystarczy? - zapytałam.
- Też o tym pomyślałam. Evan ma na mnie czekać. Odwieziemy Cie do domu.
- Yyy … dzięki, ale się przejdę – schowałam swoje rzeczy do torby.
- Oj daj spokój. Nie ma problemu – nie wiedziałam jakich jeszcze użyć argumentów. Moim wybawicielem okazał się dzwoniący telefon, a raczej jego nadawca.
- Tak? - odebrałam.
- No cześć. Czekam na Ciebie od godziny na parkingu, a Ciebie nie ma.
- Co? Jak to od godziny?
- Byliśmy umówieni po zajęciach. Zapomniałaś? - złapałam się za czoło.
- Wybacz Mike, ale faktycznie wyleciało mi z głowy.
- Nic się nie stało.
- Za chwilkę będę – rozłączyłam się.
- Przyjaciel? - uśmiechała się.
- Tak … ej .. co to za dziwny uśmieszek?
- Pewnie dopiero Go poznam na weselu – chichrała.
- Co to miało znaczyć? To tylko przyjaciel.
- Jeszcze – szturchnęła mnie ramieniem – Ładny jest?
- Nie będę odpowiadała na to pytanie – zarumieniłam się.
- Czyli musi być z niego niezły przystojniak.
- Możemy już iść?
- A no tak .. przecież czeka na Ciebie – nie przestawała się uśmiechać – Mam nadzieje, że kiedyś Go poznam i od razu mówię, że nie mam zamiaru Ci Go odbijać. Po pierwsze nie jestem taka, a po drugie nie miałabym z Tobą szans.
- Przestań – czułam jak cała twarz mi płonie. Wyszłam pierwsza z biblioteki. Szłam ze Steffi w stronę wyjścia z budynku.
- Co nic nie mówisz? Nie chciałam Cie zawstydzić.
- W porządku – wyszłyśmy z uczelni.
- Leć do niego.
- Steffi .. proszę Cie ..
- No dobrze. Już nie będę. To zdzwonimy się, tak?
- Tak. Do zobaczenia – pożegnałyśmy się. Podeszłam do auta Michaela i wsiadłam – Cześć. Jestem już. Przepraszam, że musiałeś czekać.
- Cześć – tym razem o On mnie pocałował w policzek na przywitanie – Już mówiłem, że nic się nie stało. I jak tam referat?
- Bardzo dobrze .. dzięki Tobie. Steffi była zaskoczona.
- Cieszę się, ale wiesz, że jeszcze masz do napisania sporo.
- Wiem właśnie ..
- I dlatego jedziemy teraz do mnie i piszemy .. znaczy Ty piszesz, a ja mówię. Może być?
- Dzisiaj?
- Tak .. masz jakieś inne plany?
- Nie …. tylko muszę mamę uprzedzić .. osobiście.
- Czyli musimy podjechać do Ciebie – ruszył – Twojego ojca nie ma?
- Na szczęście nie. Czemu pytasz?
- Bez powodu – dziesięć minut później zatrzymał auto przed moim domem.
- Zaraz wrócę – otworzyłam drzwi i wysiadłam. Zobaczyłam, że Mike zrobił to samo i idzie w moją stronę – Co robisz?
- Idę z Tobą.
- To nie jest dobry pomysł – próbowałam Go odciągnąć od tego pomysłu.
- Nie będę przed nią uciekał ani się ukrywał. Masz prawo do mnie przychodzić, jeżeli masz ochotę. Nie zabroni Ci tego – zatrzymał się przed drzwiami wejściowymi i czekał na mnie. Chwilę stałam w miejscu, ale w końcu podeszłam. Otworzyłam drzwi. Weszłam do środka, Mike za mną.
- W końcu jes .. - mama wyszła z kuchni i zaniemówiła, gdy zobaczyła Michaela.
- Dzień dobry – przywitał się.
- Odgrzeje Ci obiad – zignorowała Go i wróciła do kuchni. Spojrzałam się na Michaela.
- Porozmawiam z nią – kiwnął głową. Weszłam do kuchni – Mamo ..
- Co On tutaj robi? Nie życzę sobie jego obecności w moim domu.
- Ciszej ..
- Nie mam zamiaru mówić ciszej. Zaraz podam Ci obiad, więc pożegnaj się z nim.
- Ale mamo …
- Powiedziałam coś.
- Nie chce obiadu. Jadę do Michaela.
- Słucham?! Nic z tego.
- Właśnie, że pojadę – wyszłam z kuchni. Byłam smutna i zła. Zauważył to.
- W porządku? - podszedł do mnie.
- Powiedźmy … możemy już jechać – podeszłam do drzwi.
- Nigdzie nie jedziesz – zatrzymała mnie – A Pana żegnam.
- Wyjdę, ale z Betty.
- Jest Pan bezczelny. Proszę opuścić mój dom.
- Betty oraz jej koleżanka, piszą o mnie referat, a ja im w tym pomagam.
- I pewnie bezinteresownie.
- Oczywiście .. w przyjaźni to normalne. Nie lubi mnie Pani, w porządku, ale nie zabroni Pani nam się przyjaźnić – obserwowałam tą sytuacje – A teraz Pani wybaczy, zabieram Betty do siebie. Odwiozę ją bezpiecznie do domu – otworzył mi drzwi. Spojrzałam jeszcze na mamę i wyszłam. Mike otworzył drzwi samochodu po mojej stronie i zamknął je za mną. Po chwili siedział już za kierownicą. Patrzyłam się na niego uważnie – Coś się stało?
- Nic .. tylko … postawiłeś się jej – zaimponował mi tym.
- Ktoś w końcu musi. Nie jesteś dzieckiem i stale to będę powtarzał. Gdy skończę już nagrywać film i będzie On miał mieć premierę w Disneylandzie, polecisz tam ze mną.
- Do Paryża? Chyba żartujesz.
- Mówię zupełnie poważnie. Już się nie mogę doczekać – uśmiechnął się.
- Wiesz jak moja matka zareaguje?
- Mam przez to rozumieć, że się zgadzasz?
- Powiedźmy, że tak … zresztą i tak nie przyjął byś odmowy.
- Skąd wiesz? - wyszczerzył się.
- Trochę Cie już znam. Ale boję się tej rozmowy z mamą. Nie będzie zależała do miłych i nie wiem jak dokładnie zareaguje – nagle olśniło mnie – A co powiem ojcu? Wiesz, że nie mogę powiedzieć mu prawdy … Mike .. to chyba nie jest dobry pomysł abym poleciała – posmutniałam.
- Nie smuć się. Coś wymyślę. Ale pojedziesz i tyle. Nie ma innej opcji.
Po drodze, kupiliśmy pizze. Było za późno robić obiad. Od pół godziny siedzimy z Michaelem w salonie i dokańczamy referat. W tym czasie zjadłam dopiero jeden kawałek pizzy, bo skupiłam się na pisaniu. Mike to zauważył.
- Co tak mało zjadłaś?
- Za chwilę nadrobię – zakończyłam kolejne zdanie. Wzięłam kawałek pizzy. Mike wziął mój zeszyt i zaczął czytać to co napisałam – I jak?
- Podoba mi się. Zaraz skończę czytać – sięgnęłam po swoją szklankę z sokiem pomarańczowym. Złapałam jakoś niefortunnie szklankę i połowa zawartości znalazła się na mojej bluzce.
- O nie! - odstawiłam szklankę i kawałek pizzy.
- Co się stało? - przestał czytać.
- Zobacz – wskazałam na bluzkę.
- Oj .. mały wypadek.
- Niezdara ze mnie heh.
- Zaraz coś poradzimy – odłożył zeszyt – Nie będziesz siedziała w takiej mokrej bluzce. Chodź za mną – wstał. Zrobiłam to samo i poszłam za nim, jak się okazało do jego sypialni. Podszedł do szafy i wyciągnął swoją koszulę – Za duża, ale nie mam nic damskiego – podał mi ją – Możesz się przebrać w łazience.
- Ale ..
- Nawet nie chce tego słuchać – wzięłam tą koszulę i poszłam do łazienki. Ściągnęłam bluzkę i założyłam koszulę Michaela. Była o wiele za duża i pachniała nim. Zamknęłam oczy i przez chwilę napawałam się tym – Boże .. co ja robię? Muszę się wziąć w garść – wzięłam głęboki wdech i wyszłam z łazienki. Mike siedział w salonie – Jestem.
- Faktycznie za duża.
- Nie szkodzi. Za to wygodna – usiadłam na swoim poprzednim miejscu.
- Hehe .. oddasz przy okazji. Mam ich dużo.
Do wieczora udało nam się napisać już cały referat. Musiałam tylko razem ze Steffi ładnie to wszystko poskładać do kupy. Nie mogłam uwierzyć w to ile Mike przeżył. Nie pisałam szczegółowo, bo nie chciałam, żeby wszyscy o tym widzieli. Tylko coś wspomniałam. Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć – wstał i udał się do drzwi. Z holu słyszałam głośne rozmowy – Betty .. muszę Cie na chwilkę przeprosić. Sprawy służbowe.
- Ok .. poczekam – wykorzystałam ten czas na małe poprawki w zeszycie. Niestety nie było mi to dane. Czułam na sobie czyiś wzrok. Nie pewnie się odwróciłam i zobaczyłam jakiegoś młodego chłopaka. Stał oparty o ścianę i się na mnie patrzył. Powróciłam do czytania, ale nie mogłam się skupić. Usłyszałam jego kroki.
- Cześć. Mogę się dosiąść?
- .. t-tak .. - nie patrzyłam na niego.
- Co robisz? - próbował podejrzeć.
- Odrabiam lekcje.
- Nudy. Porobimy coś innego? - zmierzył mnie wzrokiem.
- Nie dzięki.
- Czemu nie? Widzę, że masz na sobie jego koszulę. Ciekawe, czy jest lepszy ode mnie – powiedział to ciszej. Na te słowa wstałam i poszłam na środek salonu. Zrobił to samo – Gdzie mi uciekasz? Michael jest zajęty rozmową z moim ojcem i długo im zejdzie.
- Będę krzyczeć jeżeli do mnie podejdziesz.
- Co się tutaj dzieje? - usłyszałam głos mojego wybawiciela.
- Rozmawiamy tylko – odpowiedział. Mike do mnie podszedł i objął ramieniem. Wtuliłam się w jego bok. Mike spojrzał się uważnie na mnie. Widział, że byłam lekko przestraszona.
- Rozmawiacie? Nie wydaje mi się. Najlepiej będzie jeżeli opuścicie mój dom.
- A co z kontraktem? - zapytał ojciec tego kolesia.
- Nie będzie żadnego kontraktu. Nie chce pracować z kimś takim – spojrzał na niego.
- Będziesz tego żałował.
- To Pana syn będzie żałował, jeżeli jeszcze raz się zbliży do Betty. Żegnam Panów – wskazał drzwi. Ojciec był wściekły. Zabrał syna i wyszli – Nic Ci nie zrobił?
- Nie .. ale nie będziesz miał przez to problemów?
- To Oni mieli w tym interes, nie ja. Mi na nich nie zależy.
- Kim byli?
- Tatusiek widzi gwiazdę w swoim synku i chciał abym Go wypromował.
- Zgodziłeś się?
- Tak .. chłopak ma talent, ale co z tego ... okazał się podrywaczem, a z kimś takim nie będę na pewno pracował. Zwłaszcza, że zalecał się do Ciebie – spojrzał mi w oczy. Speszyłam się i opuściłam głowę.
- Ale .. nie musisz podejmować takiej decyzji z mojego powodu.
- Muszę i chce … nie mówmy o tym.
- Dobrze … Mike? Możesz mnie już odwieźć?
- W porządku. Wykonam tylko pewien telefon i możemy jechać.
- Ok – wyszedł z salonu. W tym czasie pochowałam wszystkie swoje rzeczy do torby. Usiadłam na kanapie i czekałam na Michaela. Po paru minutach wrócił.
- No możemy już jechać – zabrałam wszystkie swoje rzeczy. Otworzył mi drzwi i to samo zrobił z drzwiami auta. Wsiadłam. Chwile jechaliśmy w ciszy – Tym razem nie wejdę razem z Tobą.
- Tak będzie lepiej. Mama i tak pewnie jest wściekła. Sama sobie z nią poradzę.
- W to nie wątpię – spojrzał na mnie. Też na niego spojrzałam i się zaśmiałam – Nie jesteś takim aniołkiem – mrugnął okiem.
- A Ty niby jesteś?
- Nie powiedziałem, że jestem – zatrzymał auto przed moim domem – Betty .. - odwrócił się w moją stronę – Niestety cały weekend mam zajęty i nie będziemy mogli się spotkać. Wybaczysz mi to?
- Oj Mike .. nie mam co Ci wybaczać. Rozumiem, że masz pracę. I tak spędzamy ze sobą dużo czasu – chwilę jeszcze porozmawialiśmy i musiałam wchodzić do domu. Poszłam od razu do swojego pokoju. Mama nie miała zamiaru mi odpuścić i weszła za mną. Najpierw zmierzyła mnie wzrokiem.
- Co to ma znaczyć?!! - wydarła się – Co On Ci zrobił?!
- Słucham? - spojrzałam się na nią ze zdziwieniem – Nic mi nie zrobił. Odwiózł mnie, tak jak Ci mówił.
- To dlaczego masz na sobie jego koszulę?! Dobierał się do Ciebie?! A może osiągnął swój cel! Przyznaj mi się natychmiast!
- Nie wiem o ..
- Przestań kłamać! Wiedziałam, że prędzej, czy później do tego dojdzie! Niech ja Go dorwę w swoje ręce!
- Przestań! - złapałam ją za ramiona – Nic mi nie zrobił ani do niczego nie doszło. Piłam sok i się nim oblałam. Mike był na tyle miły, że pożyczył mi swoją koszulę.
- Tak?! To gdzie masz swoją bluzkę?!
- W torbie – podeszłam do torby i zaczęłam ją szukać, ale nie było jej – Musiała zostać u Michaela.

- Wiesz co? Zawiodłaś mnie. Nie spodziewałam się tego po Tobie – wyszła i trzasnęła drzwiami. Ona myślała, że coś zaszło między mną, a Michaelem. Jak mogła? Przecież mówiłam prawdę. To Ona mnie zawiodła w tej chwili. Znała mnie i wiedziała, że taka nie jestem. Strasznie mnie to zabolało. Jedynej rzeczy jaką teraz chciałam, to .. przytulić się do Michaela. Tego wieczoru nie miałam ochoty już na nic. Odstawiłam torbę na swoje miejsce, przebrałam spodnie na dół od piżamy i się położyłam. Postanowiłam dzisiaj spać w tej koszuli … w jego koszuli. Objęłam się rękami i wtuliłam się w materiał. Dzięki temu czułam jak by był blisko. Wiedziałam, że coraz bardziej popadam w to uczucie, ale nic nie mogłam na to poradzić. Pojedyncza łza wydostała się z oka. To nie było zwykłe zauroczenie. Kochałam Go. I wiedziałam o tym tylko ja.

sobota, 8 listopada 2014

Chapter 10

Witajcie!
Tak jak obiecałam, dodaje notkę. Mam nadzieje, że się spodoba. Z góry przepraszam za błędy jeżeli są, ale nie miałam już czasu je sprawdzić i poprawić. Postaram się za tydzień wstawić notkę na Bad Girl. Zapraszam do czytania ;)

                                                               ~~~~~~~~~~~~


Późnym wieczorem wróciłam z mamą do domu. Bałam się jego reakcji. Mama to widziała. Mówiła, że wszystko będzie dobrze i nie pozwoli mnie skrzywdzić. Ale co Ona mogła. Jak będzie mnie broniła, to i jej się dostanie. Weszłyśmy do domu pełne obaw. Okazało się, że ojciec śpi pijany. Zachowywałyśmy się cicho, żeby Go nie obudzić. Poszłam do siebie, a mama chciała trochę posprzątać ten bałagan, który zostawił ojciec i jego towarzystwo. Mike puścił mi sygnał. Zrozumiałam przez to, że chciał abym do niego oddzwoniła jak mogę. Usiadłam na łóżku i wykręciłam do niego numer.
- Możesz rozmawiać? - odebrał od razu.
- Tak. Właśnie wróciłyśmy do domu. Jeszcze nie śpisz?
- Martwiłem się i musiałem usłyszeć, że wszystko ok.
- Dziękuje, ale wszystko dobrze. Ojciec śpi i już nikogo nie ma prócz nas.
- To dobrze. Dasz radę spotkać się jutro?
- Raczej nie. Przepraszam.
- Nie musisz przepraszać. Rozumiem. Jak będziesz mogła to dasz mi znać. I tak spotkamy się w poniedziałek.
- Nie znudziło Ci się jeszcze to?
- Czyli co?
- No odwożenie i przywożenie mnie.
- Już o tym rozmawialiśmy ...
- Wiem, ale może teraz zmieniłeś zdanie.
- Nigdy mi się to nie znudzi. Wiem, że ciężko jest Ci w to uwierzyć, ale to prawda. Uwierz mi.
- Wierzę – porozmawialiśmy jeszcze trochę i się pożegnaliśmy. Ehh .. nadal nie mogłam w to uwierzyć, że Go znam. Jest tak wspaniałym człowiekiem, że aż trudno w to uwierzyć. Szkoda, że mama tego nie widzi. Co On musi zrobić aby zmieniła o nim zdanie? Wiedziałam, że był gotów zrobić wiele, żeby tylko Go polubiła. Z takimi rozmyśleniami zasnęłam. Około 4 nad ranem obudził mnie hałas w domu. Otworzyłam oczy. Słyszałam wydzieranie się ojca i płacz mamy. Znowu ją bił i krzyczał. To była moja wina. Wściekł się, że uciekłam z domu i to mnie powinno się dostać, a nie mamie. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać w poduszkę. Chciałam tam iść. Zasłoniłam uszy, żeby tego nie słyszeć, ale zachowywał się tak głośno, że to nic nie dało. Musiałam tam iść. Wstałam i wyszłam z pokoju. Bałam się, ale już zdecydowałam. Weszłam do ich sypialni. Mama leżała na podłodze, a On się nad nią nachylał.
- Zostaw ją! - krzyknęłam. Odwrócił się w moją stronę.
- Kogo my tu mamy – zaczął iść w moją stronę – Ty dziwko! - uderzył mnie z otwartej dłoni w twarz – Miałaś czekać w pokoju na mojego kumpla! Jesteś nieposłuszna! Gdzie się szlajałaś?!
- Nigdzie. Pojechałam do mamy.
- Nie słuchasz się ojca?! To ja Cie wychowałem!
- Rick .. daj jej spokój.
- Zamknij się! Mało dostałaś?!
- To uderz mnie, a nie Betty.
- Nie! Mamo!
- Idź do siebie – powiedziała do mnie. Zrezygnowana wyszłam z sypialni. Wróciłam do siebie, położyłam się do łóżka i zaczęłam płakać. Schowałam się cała pod kołdrę, ale i tak słyszałam co z nią robił. Wymęczona płaczem, zasnęłam.

                                                                  ~~~~~~~~~

Obudziłam się za sprawą okropnego bólu głowy. Na moje nieszczęście leki przeciwbólowe były w kuchni. Bałam się wyjść z pokoju. Poszłam do łazienki i spojrzałam w odbicie lustra. Uderzył mnie z taką siłą, że dzisiaj miałam ślad. Nie wiedziałam jak ja to wytłumaczę Michaelowi. Nie jest głupi. I wiedziałam, że nie będzie łatwo. Będąc w łazience, usłyszałam, że ktoś wszedł do pokoju. Nie pewnie wychyliłam głowę za framugę. Na szczęście to była mama. Wyszłam do niej. Wyglądałam okropnie. Podeszła do mnie i dotknęła mojej twarzy.
- Boli?
- Trochę … bałam się, że Cie zabije – przytuliłam się do niej.
- Cii .. najważniejsze, że Tobie nie zrobił nic poważniejszego – odwzajemniła uścisk.
- Jak długo to jeszcze potrwa? Kiedy się od niego uwolnimy?
- Nie mogę odpowiedzieć Ci na to pytanie.
- Mamo …. - spojrzałam na nią – Możemy odejść … wynieść się stąd ..
- Ale dokąd? Gdzie? Wszędzie nas znajdzie, a wtedy będzie jeszcze gorzej .. przecież wiesz.
- … - nie byłam pewna, czy to powiedzieć – Ja wiem kto może nam pomóc .. Michael … gdybym mu powiedziała ..
- Nie! Masz mu nic nie mówić o naszych rodzinnych sprawach, jasne?
- Czemu taka jesteś? Jeszcze nie zauważyłaś, że Mike nie jest jakimś psycholem? Pomaga mi .. gdyby nie On … dobrze wiesz co by mi zrobił kumpel ojca.
- Nie przekonasz mnie do niego. To są pozory. Robi to wszystko po to, żebyś była za nim, a wtedy pokaże swoją prawdziwą twarz.
- Nie prawda. Mówisz tak tylko, żebym zerwała z nim kontakt. Ale ja i tak tego nie zrobię. Nie ważne co wymyślisz … ja nie zmienię swojego zdania. Nie chce się z Tobą kłócić, ale nie dajesz mi wyboru .. ja Go naprawdę lubię.
- Czy .. aby na pewno tylko Go lubisz?
- Coś sugerujesz?
- Dobrze wiesz o czym mówię.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi .. już Ci przecież mówiłam.
- Mam nadzieje .. chociaż i tak nie zaakceptuje tej przyjaźni.
- Szkoda … przykro mi z tego powodu. Zostawisz mnie samą?
- Tak. Wzięłam wolne.
- Aha – nie bardzo mnie to obchodziło. Popsuła mi humor tym co powiedziała. Wyszła. Wyciągnęłam czyste ubrania i się w nie przebrałam. Zdążyłam założyć bluzkę, gdy mój telefon zaczął dzwonić. W pierwszej chwili myślałam, że to Mike, bo tylko On miał mój numer. Spojrzałam na wyświetlacz. Zdziwiłam się, bo nie znałam tego numeru. Niepewnie odebrałam.
- Halo?
- Betty? Cześć. To ja, Steffi.
- Steffi? Skąd masz mój numer?
- Zapomniałaś? Ostatnio wymieniłyśmy się numerami.
- No tak .. przepraszam, ale dużo na głowie i wyleciało mi z głowy. W jakiej sprawie dzwonisz?
- Nic się nie stało. Dzwonię w sprawie naszego referatu. Może byś dzisiaj przyszła do mnie i byśmy zaczęły. Co Ty na to?
- No nie wiem – podrapałam się po głowie.
- Nie daj się prosić. Mam pomysł .. zapytaj się mamy i oddzwonisz do mnie, ok?
- … ok – rozłączyłam się. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z pokoju. Zajrzałam do sypialni mamy. Na szczęście nie musiałam jej długo szukać, bo siedziała na łóżku – Mamo?
- Tak?
- Dzwoniła do mnie koleżanka z uczelni i … zaprosiła mnie do siebie. Mamy pisać wspólnie referat i dzisiaj byśmy zaczęły.
- A na pewno nie chcesz pojechać do niego?
- Mamo .. dlaczego mi nie wierzysz?
- Bo nie przypominam sobie, żebyś miała jakąś koleżankę.
- No właśnie .. nie miałam, ale teraz mam. Powinnaś się cieszyć.
- Cieszę się z tego, ale wiem też, że mogłaś ją wymyślić aby pojechać do niego.
- Jeżeli bym chciała pojechać do Michaela, to bym nie kłamała, bo nie zabronisz mi się z nim spotykać – spojrzała się na mnie zaskoczona – Dobrze słyszysz, mamo. Rozumiem, że mogę pójść do Steffi?
- Tak … o której wrócisz? I co powiesz ojcu?
- Pewnie wieczorem, bo mamy dużo do pisania. Myślałam, że Go nie ma w domu. Chyba .. muszę mu powiedzieć prawdę. Pójdę się przygotować – wróciłam do swojego pokoju. Wybrałam numer do Steffi. Powiedziała, że jednak przyjdą. Zapisałam jej adres, który mi podała. Spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy do torby. Sprawdziłam jeszcze, czy niczego nie zapomniałam. W ostatniej chwili przypomniało mi się, że przecież mam ślad po tym uderzeniu. Szybko poszłam do łazienki i obejrzałam dokładnie twarz – A niech to .. i co teraz? - zaczęłam się rozglądać po łazience. Dostrzegłam delikatny podkład – Musi się udać – zaczęłam nakładać cienką warstwę. Po paru minutach skończyłam – Na szczęście nie wdać – wzięłam swoje rzeczy i zeszłam na dół. Natknęłam się na ojca.
- Wybierasz się gdzieś? - podszedł do mnie.
- Do .. do koleżanki … mamy do napisania wspólny referat.
- Do koleżanki? - przyglądał mi się uważnie – A ta koleżanka nie jest przypadkiem chłoptasiem? - chciałam zaprzeczyć. Złapał mnie za brodę i ścisnął – Od kiedy malujesz się dla koleżanki?
- Musiałam .. żeby nie było widać siniaka .. - powiedziałam to niepewnie.
- Zaraz będziesz miała kolejny ..
- Zostaw ją! - uniosła głos mama i zeszła na dół – Daj jej się uczyć. Idzie do koleżanki odrobić lekcje. Idź Betty – puścił mnie. Opuściłam głowę i wyszłam z domu. Miałam nadzieje, że nic jej za to nie zrobi. Poszłam na przystanek autobusowy. Po dwudziestu minutach byłam przed domem Steffi. Podeszłam do drzwi i zapukałam. Drzwi się otworzyły.
- Nareszcie jesteś – wpuściła mnie do środka – Chcesz coś do picia?
- Nie, dzięki. Jesteś sama?
- Tak .. rodzice i brat pojechali do dziadków. Będą wieczorem i mamy cały dom dla siebie – uśmiechnęła się - Może rozłożymy się z rzeczami w salonie?
- Jak Ci wygodnie – poszłam za nią do salonu i usiadłam na kanapie.
- Jesteś smutna? Coś się stało?
- A wiesz .. takie tam kłopoty domowe .. norma.
- Rozumiem .. kto ich nie ma heh. To co? Zaczynamy?
- Tak .. tylko od czego? - Steffi miała kilka informacji i Michaelu. Byłam ciekawa, czy są prawdziwe. Nie mogłam przecież jej powiedzieć, że niedługo będę miała informacje od samego źródła. Ustaliłyśmy, że dzisiaj nie zaczniemy pisać tego referatu, tylko najpierw posegregujemy wszystkie informacje po kolei. Zeszło nam do 18 i resztę czasu poświęciłyśmy na rozmowie. Po pół godzinie wrócił jej brat, Evan. Bez rodziców. Zobaczył, że jestem i dosiadł się do nas. Mało się odzywał, tylko się na mnie gapił. Chciałam jak najszybciej wyjść – Steffi? Ja już pójdę.
- Tak szybko? Zostań jeszcze trochę.
- Zanim dojadę do domu …
- Evan Cie odwiezie, prawda? - zwróciła się do niego.
- Z przyjemnością. Nie ma problemu.
- Widzisz .. już masz załatwiony transport.
- Nie będę robiła problemu .. - i jak na zawołanie, ktoś zaczął do mnie dzwonić – Przepraszam .. muszę odebrać – odebrałam – Tak?
- Cześć Betty. Nie przeszkadzam? - to była druga osoba, która znała mój numer.
- Cześć Mike. Jestem u koleżanki, ale zaraz będę wracała do domu.
- Przyjadę po Ciebie.
- Ale ..
- Poczekam w aucie. Podaj mi adres – westchnęłam i podałam mu adres Steffi – Będę za pół godzinki – rozłączył się.
- To był Twój przyjaciel? - zapytała.
- Tak .. za pół godziny po mnie przyjedzie.
- Ale po co ma robić sobie kłopot. Ja bym Cie odwiózł – powiedział.
- Już Pan nie musi – Steffi się zdziwiła, że mówię mu na Pan.
- Już mówiłem, żebyś mówiła mi po imieniu – niedobrze mi się robiło od tej jego grzeczności, a tak naprawdę wiedziałam jaki jest.
- Jest Pan moim nauczycielem, a nie kolegą. Steffi .. będę się pomału szykowała – zaczęłam chować swoje rzeczy do torby. Równo o 19, dostałam sms'a od Michaela, że już czeka – Do jutra Steffi – pożegnałam się z nią i już miałam wychodzić.
- Odprowadzę Cie – zaproponował.
- Nie trzeba … - nie słuchał i otworzył mi drzwi. Wyszedł za mną i zamknął drzwi. Szłam szybkim krokiem w stronę auta.
- Gdzie się tak spieszysz? Poczekaj – zatrzymał mnie.
- Nie mam czasu.
- Znowu się opierasz? I po co? I tak będziesz moja – głupio się uśmiechnął.
- Chciałbyś – wyrwałam mu się i wsiadłam do auta – Cześć – pocałowałam Go w policzek na przywitanie. Miałam nadzieje, że nie widział tego zdarzenia.
- Co to było? - od razu zapytał.
- Co masz na myśli?
- Dobrze wiesz – patrzył się na mnie poważnie.
- Nic … możemy już jechać?
- To był On? To On jest tym nauczycielem?
- Mike .. daj spokój ..
- Jak mam dać spokój, gdy byłem świadkiem tego jak Cie traktuje.
- To nic takiego … zwykła wymiana zdań .. naprawdę. Nic mi nie zrobił.
- Niech by tylko spróbował Cie tknąć – zacisnął zęby – Nie dopuszczę do tego .. możesz być pewna – dotknął mojego policzka.
- Jestem – patrzyłam mu w oczy – Dziękuje, że się o mnie troszczysz.
- Jestem Twoim przyjacielem. Zawsze możesz na mnie liczyć i polegać. Jeżeli będziesz miała jakieś z nim problemy, powiedź mi o tym.
- Żebyś Go pobił? - lekko się uśmiechnęłam.
- Delikatnie mówiąc – też się uśmiechnął – No to jedziemy – uruchomił samochód – Rozumiem, że prosto do domu .. - bardziej stwierdził.
- Tak szczerze mówiąc, to nie powiedziałam mamie dokładnie, o której będę – spojrzał się na mnie, a po chwili się szeroko uśmiechnął.
- Naprawdę? W takim razie spędzimy ten czas razem. Chyba nie masz nic przeciwko?
- Czy ja wiem – udałam, że myślę – Raczej nie … mam nadzieje, że nie będę żałowała.
- Postaram się abyś nie żałowała. I przy okazji przeprowadzisz ze mną wywiad.
- Hmm?
- Bo po to się spotkałaś dzisiaj ze Steffi. Pisałyście referat.
- Pisałyśmy to za dużo powiedziane. Steffi miała kilka informacji o Tobie, ale nie byłam pewna, czy są prawdziwe.
- Masz racje .. nie warto wierzyć we wszystko co piszą albo mówią. Mam pomysł .. pojedziemy do mnie, zrobię coś do jedzenia i opowiem Ci o sobie, zgoda?
- Ok, ale nie dłużej niż dwie godziny.
- Umowa stoi – po chwili dotarło to co powiedział.
- Chwila .. chyba nie chcesz mi powiedzieć, że Ty będziesz gotował.
- Wątpisz w mój talent kulinarny?
- Hehe nie, ale nie za dużo umiesz? Ciągle mnie zaskakujesz.
- O to chodziło – zatrzymał się na podjeździe i otworzył mi drzwi. Weszliśmy do domu – Usiądź sobie, a ja pójdę coś raz dwa przygotować dla nas.
- A co takiego będziesz robił?
- Niespodzianka – wyszczerzył się i zniknął w kuchni. Ja w tym czasie wyciągnęłam gruby zeszyt, w którym zapisywałam wszystko co jest związane z referatem. Pozostało mi czekać na Michaela.
- Może Ci pomóc? - powiedziałam głośniej, żeby usłyszał.
- Poradzę sobie – po piętnastu minutach wrócił z dwoma talerzami – Lubisz sushi?
- Nie wiem .. nie miałam okazji spróbować.
- To teraz masz – postawił jeden talerz przede mną i usiadł koło mnie.
- Sam to zrobiłeś? - patrzyłam się na niego ze zdziwieniem.
- Oczywiście .. dziwi Cie to?
- Trochę – spróbowałam – Mmm … pyszne.
- Uff .. a już się bałem, że nie będzie Ci smakowało
- Pewne obawy miałam, ale musiałam spróbować.
- No wiesz ..
- Oj żartowałam. Jest bardzo smaczne.
- Ciesze się. Może w tym czasie zaczniemy ten referat?
- Czemu nie – Mike zaczął mi opowiadać po kolei wszystko o sobie, a ja zapisywałam. Postanowiłam nie pisać o jego prywatnych sprawach. Czułam, że nie do końca mówił mi wszystko, ale nie chciałam dopytywać. Gdy mówił o swoim dzieciństwie, był smutny. Przerwałam – Mikey? Nie musimy dzisiaj kończyć. Mamy jeszcze czas.
- Mogę mówić .. - odłożyłam zeszyt i długopis.
- Nie zmuszaj się. I tak mam dużo napisane.
- Na pewno?
- Tak.
- No dobrze. Zaniosę talerze do kuchni – wstał i poszedł z talerzami do kuchni. Ja schowałam już zeszyt do torby. Wrócił do salonu.
- Powinnam już wracać do domu.
- Szkoda – nadal był smutny. Podeszłam do niego i się przytuliłam – Lepiej – lekko się uśmiechnął – Już tęsknię i nie mogę się doczekać jutra.
- Oj tam. Nie przesadzaj .. jeździ stąd jakiś autobus?
- Autobus? Chyba żartujesz. Odwiozę Cie. Nie będziesz jeździła autobusem o tej godzinie.
- Nawet nie próbuje protestować.
- I bardzo dobrze – uśmiechnął się – Gotowa?
- Tak. Możemy jechać – wyszliśmy z domu. Mike jak zawsze nie zatrzymał się przed moim domem, tylko wcześniej. Umówiliśmy się na jutro, bo miał po mnie przyjechać. Chciałam już wysiąść, ale w ostatniej chwili zobaczyłam idącego ojca w naszą stronę. Poczekałam aż się oddali.
- W porządku? - zapytał.
- Tak – ojca nie było już widać – Do jutra, Mike – otworzyłam drzwi.
- Do zobaczenia – poczekał aż weszłam do domu i odjechał.
- W końcu jesteś – to była mama – I jak było u koleżanki?
- Dobrze .. jeszcze nie skończyliśmy z referatem, ale dobrze nam idzie. Mogę iść do siebie?
- Zrobić Ci coś do jedzenia?

- Jadłam u Steffi – skłamałam – Pójdę już – poszłam do swojego pokoju. Przeczytałam jeszcze to co napisałam u Michaela – I będę musiała to wszystko przerobić – przygotowałam się na jutro, przebrałam się i położyłam. Mike jak zawsze napisał do mnie sms'a ''Dobranoc :)''. Odpisałam mu to samo. Leżałam tak chwile. Gdy byłam u Michaela, starałam się nie myśleć o tym co do niego czułam, dlatego zachowywałam się w miarę normalnie. Ale za każdym razem, gdy był blisko, czułam jak moje serce przyspiesza i nie umiałam nad tym zapanować. W takich chwilach bałam się, że się wygadam i dowie się o wszystkim. Nie mógł się dowiedzieć. Nigdy.