sobota, 12 lipca 2014

Chapter 4

Witajcie!
Tak jak obiecałam dodaje kolejną część opowiadania o Betty i Michaelu. Nie sądziłam, że spodoba Wam się ta historia. Cieszę się z tego powodu :) Zapraszam.

                                                                      ~~~~~~~~~~~


Kolejny dzień. Przebudziłam się zanim budzik zaczął dzwonić. Nie mogłam przez to wszystko normalnie spać. Nadal nie mogłam zrozumieć jak Ona mogła nasłać na niego policje? Przecież nic nie zrobił. Całe szczęście byli normalni i jej wytłumaczyli, ale co to da? Ona nie zmieni zdania choćby nie wiem co. Nie chciałam przez nią stracić Michaela. Co ja gadam? Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi. No właśnie! Jest jedynym moim przyjacielem, dlatego tak się boję. Gdy byłam już ubrana, zeszłam na dół. Poszłam do kuchni. Zobaczyłam na blacie kanapki. Nie miałam zamiaru tego jeść. Wyciągnęłam z lodówki potrzebne składniki na śniadanie. Usiadłam przy blacie i zaczęłam się zajadać przyrządzonymi przeze mnie kanapkami. Mama weszła akurat do kuchni. Spojrzała się, że nie ruszyłam jej kanapek. Odwróciłam głowę, żeby na nią nie patrzeć. Wstawiłam talerz i szklankę do zlewu. Poszłam do siebie po książki i patrzyłam się przez okno w oczekiwaniu na Michaela. Przyjechał punktualnie. Wyszłam z domu. Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył i otworzył mi drzwi. Pocałowałam Go w policzek na przywitanie. Wiedziałam, że Nas obserwuje przez okno.
- Witaj. Jak się spało? - zapytał.
- Bywało lepiej - wsiadłam. Zamknął za mną drzwi i wsiadł za kierownicę.
- Nie przejmuj się tym.
- Chciałabym - posmutniałam.
- Ej - pogłaskał mnie po policzku - Będzie dobrze - próbował dodać mi otuchy i na razie dobrze mu szło.
- Jakim cudem nasze drogi się zeszły? - oparłam głowę o zagłówek i przekręciłam ją w jego stronę.
- Nie mam pojęcia, ale bardzo się z tego cieszę - uśmiechnął się szeroko. Zatrzymał się na parkingu przed uczelnią - Powiedz mi, gdybyś miała problemy z tym pożal się Boże nauczycielem.
- A co mu zrobisz?
- Już Ty się nie martw.
- W takim razie nic Ci nie powiem - wytknęłam mu język.
- Ach tak? - zaczął się do mnie zbliżać, a zwłaszcza jego dłonie - Odwołujesz swoje słowa? - pokręciłam głową. Zaczął mnie łaskotać. Zanosiłam się śmiechem.
- Mike ... hehehe ... przestań - nie słuchał mnie - Proszę - w końcu przestał. Nasze twarze były zbyt blisko siebie. Ciężko oddychałam po tych łaskotkach. Patrzyliśmy sobie w oczy. Widziałam jak zerkał na każdy centymetr mojej twarzy - Muszę już iść - nagle jak by się ocknął i powrócił na swoje miejsce.
- Przyjadę jak zawsze. Mam dla Ciebie niespodziankę.
- Jaką?
- Niespodzianka to niespodzianka - uśmiechnął się.
- No dobrze. Do zobaczenia - wysiadłam i skierowałam się w stronę uczelni. Lekcje mijały szybciej niż zwykle. Z czego się bardzo cieszyłam. Dzisiaj mieliśmy aż dwie godziny z tym Evanem. Nie ukrywam, że nigdy wcześniej tak bardzo nie chciałam mieć zajęć informatycznych jak teraz. Znowu skończyłam przed czasem i nie miałam co robić, więc pogrążyłam się we własnych myślach. Najpierw rozmyślałam o Michaelu i tej naszej dziwnej sytuacji. Bardzo chciałam Go pocałować i przerażało mnie to. Cały czas sobie powtarzałam, że jest tylko moim przyjacielem, a jak dochodziło do takich sytuacji, to nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Podobał mi się i miałam nadzieję, że to się niedługo zmieni. Po chwili moje myśli zajął pewien osobnik, a mianowicie mój ojciec. To już dzisiaj. Dzisiaj wszystko wróci do normy. Tak jak było. Ze szkoły prosto do domu, bo inaczej dostanę nauczkę. Dobrze, że miał wrócić dopiero koło 23. Wiedziałam, że Michaela niespodzianka oznacza, że gdzieś mnie chce zabrać. Po pierwszej lekcji przyszła pora na przerwę. Usiadłam na parapecie i patrzyłam przez okno. Evan przez całą lekcję mnie obserwował. Nie podobało mi się to. Wróciliśmy do klasy. Dostaliśmy kolejne zadanie. Tym razem było trudniejsze. Zrobiłam jeden błąd i od razu mi Go wypomniał.
- Widzę, że potrzebujesz małej pomocy. Zostań po lekcjach.
- Nie mogę.
- To jest polecenie nauczyciela. Chyba nie chcesz mieć kłopotów? - zaprzeczyłam głową - Tak myślałem - odszedł. Nie chciałam z nim zostać sam na sam, ale co ja mogłam. Cholera! Że też musiałam się pomylić z tą grafiką. Nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać. Ale na pewnie nic dobrego. Po dzwonku wszyscy opuścili klasę, tylko nie ja. Siedział przy swoim biurku. Wskazał mi krzesełko. Niepewnie usiadłam - Proponowałem Ci indywidualne lekcje, pamiętasz?
- Tak.
- Moja propozycja jest nadal aktualna.
- Dziękuje, ale nie skorzystam.
- A to dlaczego? Jesteś dobra, ale dzisiaj zrobiłaś błąd.
- Inni zrobili ich dużo więcej i ich Pan jakoś nie zatrzymał po lekcjach.
- Bo Ty jesteś naprawdę świetna, dlatego chce, żebyś się rozwinęła.
- A może ja nie chce.
- W to akurat nie uwierzę - wstał i usiadł na biurku naprzeciw mnie - Dlaczego się upierasz?
- Naprawdę muszę już iść - spojrzałam na zegar, który wisiał na ścianie. Mike już na mnie czekał od pięciu minut. Wiedziałam, że zaraz zacznie się denerwować. Chciałam wstać, ale mi nie pozwolił.
- Gdzie się tak spieszysz? - nachylał się nade mną.
- Proszę mnie przepuścić!
- Jak się ze mną umówisz.
- Nie! Ile razy mam powtarzać?! - udało mi się Go odepchnąć i wyszłam z sali. Szłam przez cała drogę ze spuszczoną głową. Nagle na kogoś wpadłam. Podniosłam głowę i już chciałam przeprosić tą osobę, ale to był Michael - Co Ty tutaj robisz? - byliśmy na korytarzu szkolnym.
- Długo Cie nie było i zacząłem się denerwować. Wszystko w porządku?
- Tak - wymusiłam się na uśmiech. A co mu miałam powiedzieć? Nie chciałam, żeby zrobił coś głupiego - Możemy już jechać - poszliśmy do samochodu.
- Na pewno wszystko dobrze?
- Na pewno ... dokąd jedziemy?
- Zobaczysz - uśmiechnął się. Po jakiś 10 minutach powiedział - Zamknij oczy - spojrzałam się na niego zaskoczona - No zamknij ... zaufaj mi - uśmiechał się. Po chwili samochód się zatrzymał - Jeszcze nie otwieraj - wysiadł i otworzył moje drzwi - Nie podglądaj - wziął mnie za ręce - Będę Cie prowadził - pomógł mi wysiąść. Położył dłonie na moich biodrach. Wzdrygnęłam się - Spokojnie - poczułam, że jedziemy windą.
- Prawie jesteśmy usłyszałam skrzypnięcie drzwi - Możesz otworzyć - tak też zrobiłam - Witaj w moim królestwie - zamknął za nami drzwi.
- Jesteśmy w studiu?
- Tak ... chciałem Ci pokazać, gdzie pracuje - rozmawialiśmy do wieczora. Nawet nie zauważyłam, że jest już po 19.
- Powinnam już wracać do domu.
- Faktycznie .. wole się nie narażać Twojej mamie - zaśmiał się. Byłam smutna, gdy mnie odwoził - Stało się coś?
- Ojciec dzisiaj wraca. Wiesz, że to oznacza, że nie będziemy się mogli spotykać?
- Ale w sobotę chyba ...
- Też nie - westchnął.
- Dlaczego?
- Już Ci mówiłam .....
- Jesteś dorosła ... nie może Cie traktować jak dziecko .... mogę z nim pogadać ..
- Nie! - prawie krzyknęłam - Obiecaj, że tego nie zrobisz - patrzył na mnie przez chwilę i westchnął.
- No dobrze ... obiecuję .... czyli już nigdy się nie zobaczymy?
- Może .. kiedyś ... jak ojciec znowu pojedzie.
- Czyli kiedy?
- Nie wiem - powiedziałam zgodnie z prawdą. Posmutniał - Bądźmy szczerzy ... nasza znajomość nie ma przyszłości.
- Dlaczego tak mówisz? Przecież miło spędziliśmy czas.
- To prawda, ale jesteśmy z dwóch różnych światów - dojeżdżaliśmy pod mój dom. Zobaczyłam samochód ojca - Zatrzymaj się! - nagle zahamował.
- Co jest?
- Dalej pójdę pieszo. Mój ojciec wrócił.
- Rozumiem - miałam już wysiadać, ale się zatrzymałam. Pocałowałam Go w policzek.
- Dziękuje za spędzony czas ... świetnie się bawiłam.
- Ja też - usłyszałam zanim wysiadłam. Zdziwiłam się, że wrócił tak szybko. Wiedziałam, że się wścieknie i co mnie czeka. Stanęłam w pół drogi i się odwróciłam. Nie odjechał. Patrzył na mnie, ja na niego też. Byłam ciekawa co by było, gdyby o wszystkim wiedział. Otworzyłam drzwi najciszej jak umiałam. W domu było ciemno. Nie byłam pewna, czy zapalić światło, ale nagle zobaczyłam ogień zapalniczki i przypalanego papierosa.
- Lekcje się przedłużyły? - zapytał nad wyraz spokojnie.
- T-tak - światło w salonie się zapaliło - Gdzie mama?
- W pracy ... jesteśmy sami - zaczął się do mnie powoli zbliżać. Stałam w bezruchu - Gdzie byłaś?
- Już mówiłam ..
- Nie denerwuj mnie! - podniósł głos. Zadrżałam.
- Przepraszam - powiedziałam cicho.
- Dlaczego zawsze mnie prowokujesz? Nie możesz być posłuszna?
- Jestem - bałam się odzywać, ale musiałam.
- Nie pyskuj mi! - złapał mnie ręką za kark - Wiem, że gdzieś się włóczyłaś, ale nauczę Cie dyscypliny! - zaczęło się. Uderzył mnie z pięści w żołądek. Upadłam z bólu - Wstawaj! - krzyknął. Nie zdążyłam wstać, a On mnie złapał za ramię i podniósł do pozycji stojącej.
- Proszę Cie ... to już się nie powtórzy - łzy zbierały mi się w oczach.
- Nic z tego! Trzeba było robić to co Ci kazałem! - ponownie mnie uderzył. Już nie kazał się podnieść. Wziął jakiś kabel i uderzył mnie nim po plecach. Poczułam przeszywający ból. Potem zaczął mnie bić po nogach - Odechce Ci się łażenia nie wiadomo gdzie! - czułam palenie na skórze. Jak by ktoś ją rozrywał. Po jakimś czasie przestał - Bądź posłuszna, a będzie wszystko dobrze - to nie była prawda. Za każdym razem tak mówił. Przecież ja nic takiego nie robiłam, mama też nie - Za pięć minut ma Cie tutaj nie być albo znowu dostaniesz! - poszedł do salonu. Leżałam na podłodze i zwijałam się z bólu. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. Zebrałam się w sobie i ledwo wstałam. Trzymałam się mocno poręczy i weszłam po schodach na górę. Od razu położyłam się do łóżka. Nawet nie miałam siły wziąć prysznic. Rozebrałam się i spojrzałam na swoje nogi. Były we krwi. Zwłaszcza prawa. Opatrzyłam rany na tyle ile mogłam i się położyłam. Chciałam zasnąć, żeby nie czuć tego bólu, ale nie mogłam. Martwiłam się jak ja jutro będę chodziła, a musiałam iść na zajęcia. Zasnęłam dosyć późno.

                                                                             ~~~~~~~~

Budzik zaczął dzwonić równo o 6:00. Otworzyłam oczy i Go wyłączyłam. Przetarłam oczy. Chciałam się przekręcić na prawy bok i wtedy poczułam okropny ból. Odkryłam się i doznałam szoku. Nogi miałam opuchnięte. Prawą nogę miałam rozciętą. Wczoraj owinęłam ją bandażem, a dzisiaj był już cały we krwi. Przeraziłam się i szybko poszłam do łazienki, żeby zmienić opatrunek. Ubrałam się i spakowałam. Ledwo chodziłam, ale w szkole musiałam udawać, że wszystko w porządku. Zeszłam na dół do kuchni. Ojciec spał na kanapie pijany. Zrobiłam sobie po cichu śniadanie. W domu jeszcze kulałam, bo nikt tego nie widział. Mama miała wrócić z dyżuru już niedługo. Po około dziesięciu minutach usłyszałam zgrzyt zamka. Nie odezwałam się do niej. Nagle strasznie mnie zabolała noga i prawie upadłam, zdążyłam się złapać szafki.
- Co Ci jest? - zapytała z przejęciem.
- Nic ... idę na zajęcia - wyminęłam ją i wyszłam z domu. Poszłam jak zawsze na przystanek autobusowy. Mike nie przyjechał. Chyba zrozumiał moje słowa. Nie było mi z tym łatwo. Zaczęło mi na nim naprawdę zależeć. Nigdy czegoś takiego nie czułam. Przy nim zapomniałam o wszystkich cierpieniach i problemach. Był naprawdę niesamowity. Złapałam się na tym, że coraz częściej o nim myślałam. Zamyśliłam się i prawie przegapiłam autobus. Po dwudziestu minutach byłam już w szkole. Dzisiaj kończyłam wyjątkowo późno, bo aż o 17. Ojciec o tym wiedział, więc nie musiałam się obawiać jego reakcji, gdy wrócę. Zresztą i tak pewnie o tej godzinie będzie siedział w barze do rana. W ogóle nie mogłam skupić się na lekcjach. Ból przyćmił mi wszystko. Pocieszałam się, że jeszcze trochę i będę w domu. Pod koniec zaczęło mnie naprawdę boleć. Zaczekałam aż wszyscy opuścili szkole i dopiero z niej wyszłam. Nie mogłam pokazać, że kuleje, a inaczej już nie mogłam chodzić. Szłam w tym samym kierunku co zawsze, ale nie zaszłam zbyt daleko. Upadłam na chodnik i nie mogłam wstać. Strasznie mnie bolało. Ktoś do mnie podszedł i uklęknął. Dopiero zobaczyłam, że to Mike.
- Co się stało? - zapytał.
- Co tutaj robisz?
- Ja nie chce zrywać z Tobą kontaktu ... nie mogę ... musiałem Cie zobaczyć.
- Skąd wiedziałeś, o której kończę?
- Nie wiedziałem ... czekam na Ciebie od 13, ale odpowiedz mi ... co się stało?
- Wczoraj jak wróciłam to ... upadłam na rozbite szkło i rozcięłam nogę.
- Powinnaś być w domu.
- Mama nic nie wie. Miała wczoraj nocny dyżur w szpitalu.
- Boli Cie?
- Tak - wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu - Dziękuje ... gdyby nie, to bym leżała tutaj do jutra.
- Wiedziałem, że będę potrzebny - uśmiechnął się. Przez całą drogę zaciskałam zęby z bólu. Zauważył to - Może pojedziemy do szpitala?
- Nie ... mama jest pielęgniarką i zna się na tym.
- No dobrze, ale nie mogę patrzeć jak cierpisz - dotknął mojej dłoni. Poczułam miłe ciepło i się uśmiechnęłam po mimo bólu. Przez całą drogę trzymał mnie za rękę. To było bardzo miłe uczucie. Zatrzymał samochód na podjeździe - Poczekaj .. zaniosę Cie.
- Nie boisz się mojej mamy?
- Zaryzykuje - uśmiechnął się i wysiadł. Wziął mnie na ręce i zapukał do drzwi. Mama bardzo się zdziwiła.
- Coś się stało? - zapytała.
- Mogę najpierw położyć Betty? - wskazała na salon. Położył mnie na kanapie.
- To teraz słucham - usiadła w fotelu i nadal była nieprzyjaźnie nastawiona do Michaela.
- Wczoraj jak byłaś w pracy ... przewróciłam się i upadłam na szkło. Mam rozwaloną nogę i już dłużej nie wytrzymam z bólu - nie mogłam powiedzieć prawdy, bo Mike stał z boku. Mama spojrzała się na niego.
- Może Pan już iść - powiedziała.
- Chce iść do siebie - oznajmiłam.
- Pomogę Ci - podeszła do mnie, ale nie byłam w stanie zrobić kroku.
- Zaniosę ją - nie czekał na odpowiedź, tylko wziął mnie na ręce. Przyglądała się nam. Objęłam Go za szyję, żeby nie spaść. Wszedł do mojego pokoju i położył na łóżku.
- Dziękuje. Posiedzisz trochę ze mną?
- Oczywiście - usiadł przy mnie na łóżku - Lepiej się czujesz?
- Nie bardzo.
- Muszę zmienić Ci opatrunek - do pokoju weszła mama - Może Pan wyjść?
- Dobrze - wstał i skierował się w stronę drzwi.
- Zaczekaj, dobrze? - powiedziałam.
- Ok - uśmiechnął się i wyszedł, zamykają za sobą drzwi.
- To sprawka ojca, prawda? - zapytała i podwinęła moje nogawki.
- Tak ... strasznie mnie boli.
- I okropnie krwawi - przemyła mi ranę - Muszę założyć Ci szwy.
- Tylko nie to.
- Dam Ci zastrzyk znieczulający. Pójdę po wszystko.
- Mamo - zatrzymała się - Chce, żeby Mike był przy mnie, gdy będziesz je zakładała.
- Kiedy dasz sobie z nim spokój?
- Nigdy ... przewróciłam się na chodnik i gdyby nie On .. nie dałabym rady wrócić do domu. Powiedź mu, żeby wszedł - westchnęła i wyszła. Po chwili wrócił Mike.
- Twoja mama powiedziała, że chcesz abym przyszedł.
- Tak ... będzie mi zakładała szwy ... zostaniesz przy mnie?
- Wiesz, że tak - uśmiechnął się. Spojrzał na moją nogę - Nawet sobie nie wyobrażam co czujesz, ale będzie dobrze. Możesz potrzymać mnie za rękę jeżeli chcesz.
- Nie chce Cię pozbawić niedokrwienia - zaśmiał się.
- Zaryzykuje - ujął moją dłoń w swoją. Zawsze tak mówił. Mama na chwilę przystanęła w drzwiach, gdy to zobaczyła.
- Zrobię Ci zastrzyk - podwinęłam rękaw. Poczułam jak igła przebija moją skórę - Poczekamy parę minut aż zacznie działać - w tym czasie przygotowywała igłę z nitką. Zamknęłam na chwilę oczy.
- Wszystko w porządku? - zapytał Mike.
- Tak ... nie lubię igieł - był bardzo troskliwy.
- Powiem Ci w tajemnicy .. - przybliżył się do mnie - Ja też nie lubię igieł - zaśmiałam się - Ale nie wypada mi się przyznawać.
- Dlaczego?
- No wiesz - wyprężył się - Jestem w końcu mężczyzną - znowu się zaśmiałam.
- Zaczynam - powiedziała mama - Tylko się nie ruszaj.
- Lepiej mnie przywiąż - odpowiedziałam.
- Ma Cie kto trzymać - wywróciłam oczami. Odruchowo ścisnęłam jego dłoń. Trochę czułam, ale nic nie mówiłam.
- Jeszcze trochę - mówił delikatnie.
- Skończyłam - otworzyłam oczy - Zalepię jeszcze plastrem - zalepiła - Gotowe .. nie było tak źle, co?
- Nie aż tak jak myślałam.
- Musisz odpocząć - spojrzała się na Michaela.
- Mike mi nie przeszkadza - powiedziałam.
- Nie nadwyrężaj tej nogi, bo szwy puszczą - zmieniła temat - Jutro zadzwonię do dyrektorki i powiem, że nie możesz przyjść - wyszła.
- Naprawdę mnie nie lubi - zaśmiał się - Boli Cię?
- Na razie nie ... zastrzyk działa.
- Pomóc Ci w czymś? Wiem, że nie możesz chodzić - głupio było mi to mówić.
- Chciałam wziąć kąpiel, ale ... nie wiem jak dam radę.
- Pójdę nalać wody do wanny - wrócił po pięciu minutach - Gotowe - podwinął rękawy. Powoli usiadłam na łóżku - Nie tak prędko - podszedł do mnie i wziął na ręce - Zapomniałaś, że nie powinnaś jeszcze chodzić? - powiedział, gdy mnie niósł.
- Zawsze radziłam sobie sama.
- Teraz już nie musisz - uśmiechał się. Posadził mnie na krawędzi wanny - Przynieść Ci piżamkę, czy coś? - rozbawił mnie tym.
- Jak byś mógł. Jest w szafie na dolnej półce. Ta z kaczorem Donaldem.
- No to teraz mnie zaskoczyłaś. Ja też mam takie piżamy.
- Naprawdę?
- Tak - wrócił z piżamą - Mam taką tylko, że niebieską - zaśmiał się - Zawołaj mnie, gdyby coś - zamknął za sobą drzwi. Rozebrałam się i weszłam do wanny. Prawą nogę nie zamoczyłam. Szwy były świeże. Wszystko wydawało się łatwe aż do czasu wyjścia. Nie miałam pojęcia jak to zrobić. Przecież nie poproszę o to Michaela. Bez przesady. Wypuściłam wodę. Myślałam, że to mi jakoś ułatwi, ale wcale tak nie było. Rozglądałam się za czymś co mi pomoże. Moją uwagę przykuł szlafrok. Wzięłam Go, bo leżał przy wannie. Ubrałam Go na siebie. Byłam zakryta. Nie miałam wyjścia i zawołałam Michaela - Tak? - pojawił się w łazience. Speszył się, gdy mnie zobaczył. Ja też zrobiłam się czerwona jak burak.
- Głupio mi, ale ... nie mogę wyjść.
- Pomogę Ci - podszedł i wziął mnie na ręce. Widok musiał być przekomiczny, bo oboje byliśmy czerwieni - Twoja mama by mnie zabiła, gdyby to widziała - rozluźnił trochę atmosferę. Zaśmialiśmy się - Gdzie Cie zanieść?
- Muszę się jeszcze ubrać. Możesz mnie posadzić na rogu wanny?
- Pewnie. Zawołaj mnie, gdy się ubierzesz - wyszedł. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Żaden inny facet nie był tak blisko i to jeszcze w tak krępującej chwili. Ubrałam się i wytarłam stopy, żeby się nie poślizgnąć. Skakałam na zdrowej nodze do samych drzwi i je otworzyłam - Co Ty robisz? - natychmiast znalazł się przy mnie - Miałaś mnie zawołać - przytrzymał mnie w pasie.
- Nie mogę pozwolić, żebyś mnie cały czas nosił.
- I tak nie masz nic do gadania - wziął mnie na ręce - Korzystaj póki możesz - położył mnie do łóżka.
- Dziękuje, że dla mnie to robisz .. chociaż tak naprawdę nie musisz ... to miłe.
- Czasami potrafię być miły - wyszczerzył się.
- Przestań mnie rozśmieszać - walnęłam Go poduszką. Zaśmiał się. Nachylał się nade mną i patrzył w oczy. W końcu się ocknął.
- To nie idziesz jutro do szkoły, prawda?
- Pójdę dopiero w poniedziałek.
- Czyli ... nie będziemy się widzieć - stwierdził i posmutniał.
- Na razie nie ....nie smuć się.
- Spróbuje .... a gdzie Twój ojciec?
- Poszedł do kolegi. Tylko proszę Cie nie przychodź bez zapowiedzi.
- Spokojnie .. pamiętam. Będę dzwonił.
- Ok - spojrzał na zegarek.
- Już tak późno? Ale się zasiedziałem. Dobrze mi się z Tobą rozmawia i mógłbym godzinami.
- Miło mi to słyszeć. Mnie też się bardzo dobrze z Tobą rozmawia.
- Ciesze się. Najchętniej bym jeszcze został, ale Twoja mama i tak nie jest zadowolona z tego, że tutaj siedzę. Poza tym musisz odpocząć.
- Masz racje .. jestem trochę zmęczona.
- No widzisz? A ja Cie tylko męczę.
- To nie prawda.
- Wiesz o czym mówię. Odpoczywaj - pocałował mnie w czoło i wstał - Niestety nie będę mógł Cie odwiedzić, ale będę dzwonił, dobrze?
- Tak ... jeszcze raz Ci dziękuje.

- Nie ma sprawy - uśmiechnął się - Do zobaczenia - wyszedł, a mi zrobiło się smutno. Cieszyłam się z jego obecności. Wiem, że mama tego nie rozumiała, ale ja potrzebowałam z kimś porozmawiać. Od pięciu lat nie miałam tej możliwości i nie miałam zamiaru teraz tego zaprzepaścić. Ułożyłam się wygodnie do snu. Niestety po dwóch godzinach obudziłam się z bólem. Mama niechętnie mi dała tabletki, bo uważała, że niedawno dostałam zastrzyk i może mi zaszkodzić. Wiedziała też, że inaczej bym nie zasnęła. Podziękowałam jej i poszłam spać. 

sobota, 5 lipca 2014

Chapter 3

Witajcie!
Dawno tutaj nie dodawałam notki, a to dlatego, że chce najpierw zrobić sobie ''zapas'' notek i wstawiać co tydzień. Z uwagi, że nie dodałam dzisiaj na Bad Girl, wiec dodaje tutaj. Mam nadzieje, że Wam się spodoba. Zapraszam.

                                                                     ~~~~~~~~~~~~


Rano obudziłam się w doskonałym humorze. Oczywiście miały na to wpływ dwie rzeczy. Pierwszą to był wyjazd ojca, a drugą wczorajsze spotkanie z Michaelem. Wymieniliśmy się numerami telefonów. Dałam mu pod jednym warunkiem, że nie odezwie się, gdy usłyszy męski głos. Czyli mojego ojca. Obiecał, że się dostosuje. Nie umówiliśmy się na dzisiaj, bo nie był pewien, czy nie będzie zajęty. Ubrałam szlafrok i zeszłam na dół. Usłyszałam, że mama jest w kuchni. Pewnie robiła śniadanie. Poszłam tam. Nawet na mnie nie spojrzała, gdy weszłam.
- Cześć – zagadałam. Odburknęła coś niewyraźnego pod nosem. Postawiła przede mną talerz z kanapkami – Jesteś zła? - nie odpowiedziała – Mamo .. mogę wiedzieć o co Ci chodzi?
- Chyba wiesz.
- Masz na myśli Michaela?
- Nie znasz Go … nic o nim nie wiesz, a mimo to pojechałaś z nim.
- I jak widzisz nic mi nie zrobił. Nie każdy jest taki jak ojciec – spojrzała się na mnie.
- Twój ojciec też był na początku miły, czuły i opiekuńczy. Powinnaś wziąć z tego przykład.
- Nie mamo. Nie wszyscy tak się zmieniają. Myślałam, że chcesz abym była szczęśliwa.
- Chcę, ale to nie oznacza, że masz się rzucać w ramiona pierwszemu lepszemu.
- Wielkie dzięki. Fajnie wiedzieć co o mnie myślisz.
- Źle mnie zrozumiałaś … wiem, że taka nie jesteś, ale daj sobie czas.
- Na co mam dać sobie czas? Przecież nie jestem z Michaelem. Spędzamy miło czas i dobrze nam się rozmawia. To wszystko.
- A On też na to tak patrzy? Nie sądzę. Poza tym nie podoba mi się, że się z nim spotykasz. Posłuchaj mnie jeżeli nie chcesz cierpieć.
- Już Ci mówiłam … grrrr – już nie miałam na nią siły. Nic do niej nie docierało. Miała w głowie swoją teorię spiskową. Nie wierzyła, że nic nas nie łączyło – Dziękuje za śniadanie, ale nie jestem już głodna – wyszłam z kuchni. W ogóle nie miałam życia towarzyskiego, a teraz, gdy miałam taką okazję, mamie to nie odpowiadało. Nie zna Go, tak? To zaraz pozna. Poszłam do swojego pokoju po numer do Michaela. Wykręciłam i czekałam aż odbierze.
- Słucham? - usłyszałam delikatny męski głos.
- Cześć, to ja. Nie przeszkadzam?
- A wiesz, że właśnie miałem do Ciebie dzwonić? Telepatia, czy co – zaśmiał się.
- Może … dzwonię bo … jesteś dzisiaj zajęty?
- Nie, dlatego miałem już dzwonić, czy masz ochotę się spotkać.
- Ja właśnie w tej sprawie …. chcesz przyjechać na obiad?
- Do Ciebie? - zdziwił się.
- Tak.
- Przecież …
- Wiem, ale ojciec wraca dopiero we wtorek.
- A Twoja mama? Wiesz, że mnie nie lubi.
- Nie zna Cię i to jest dobra okazja, żeby to się zmieniło.
- Ok … o której mam być?
- Około 14.
- Będę.
- To pa.
- Do zobaczenia – rozłączyłam się. Musiałam powiedzieć o tym mamie i poszłam do niej.
- Michael przyjedzie o 14 na obiad – spojrzała się na mnie i chciała już coś powiedzieć – Zaprosiłam Go. Nie możesz Go osądzać, bo nic o nim nie wiesz. Więc proszę Cię … daj mu szansę … jest naprawdę miły.
- Nic nie obiecuję.
- Nie mogę Cię zrozumieć. Inne matki był by szczęśliwe, gdyby ich córki znały kogoś takiego jak Michael.
- Właśnie dlatego, że jest tym kim jest nie jestem zadowolona.
- Bo?
- Bo może zrobić z Tobą wszystko, a i tak nie stanie przed sądem. Zapłaci ile trzeba i będzie wolny.
- O czym Ty mówisz? Naprawdę musisz przestać oglądać te kryminały.
- Żebyś potem nie płakała.
- Nie martw się. Nie będę – powiedziałam. Poszłam wziąć prysznic i się ubrać. Rozumiałam, że się o mnie martwiła, ale grubo przesadzała. Może byłam naiwna i niedoświadczona, ale byłam pewna, że Mike jest normalnym chłopakiem. Na dodatek bardzo przystojnym. Nawet nie zauważyłam, że zaczęłam o nim myśleć w takich kategoriach, ale to była przecież prawda. Każdy kto ma oczy tak powie. Godziny minęły niewiarygodnie szybko. Dochodziła 14. Pomogłam mamie nakryć do stołu. Jej mina się nie zmieniła od rana. Punkt 14 usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i moim oczom ukazał się elegancki mężczyzna. W ręku trzymał kwiaty, a uśmiech, to chyba miał przyklejony na stałe.
- Cześć – pocałował mnie w polik na przywitanie.
- Cześć – te przeklęte rumieńce znowu się pokazały.
- Dla Twojej mamy – miał na myśli kwiaty.
- Nie przekupisz jej – szepnęłam.
- Spróbować zawsze warto – poszliśmy do salonu – Dzień dobry – przywitał się – To dla Pani – wręczył jej kwiaty.
- Dzień dobry i nie musiał Pan – zabrała je do kuchni i wstawiła do wazonu.
- Powiedź mi .. czy ja naprawdę wyglądam tak staro? - szepnął mi po cichu. Zaśmiałam się.
- Jasne, że nie. Wiesz .. nie zna Cię i głupio jej mówić Ci po imieniu – przyszła z powrotem.
- Siadajcie – powiedziała. Usiedliśmy.
- Proszę mi mówić po imieniu – powiedział Michael. Spojrzała się na niego, ale nic nie odpowiedziała. Atmosfera była dziwna. Mama wcale się nie odzywała. To było strasznie wkurzające – Było naprawdę pyszne. Gotuje Pani tak samo wspaniale jak moja mama.
- Nie ma w tym nic trudnego – Mike spojrzał się na mnie. Chyba nie przypuszczał, że będzie tak ciężko – Napije się Pan wina?
- Muszę podziękować .. jestem samochodem. Poza tym nie przepadam za alkoholem.
- Czyżby?
- Tak … pije tylko okazyjnie. Na bankietach lub spotkaniach biznesowych – widać było, że się tego nie spodziewała.
- Ile ma Pan lat?
- W sierpniu skończę 28.
- Mieszka Pan z rodzicami?
- Od roku mieszkam sam. Na razie kupiłem dom w mieście, ale planuję zbudować własny dom poza miastem.
- Nie ma Pan nikogo? To dziwne … zapewne tak wielka gwiazda nie może się opędzić od kobiet – o co jej chodziło? Strasznie się zdenerwowałam. Na razie nic nie mówiłam.
- To znaczy … od dawna jestem sam – widziałam, że się zmieszał.
- I teraz znalazł Pan naiwną dziewczynę, tak? - spojrzała się na mnie.
- Nie rozumiem o co Pani chodzi. Nikogo nie szukałem. Poznaliśmy się przypadkiem.
- I pewnie nie ma Pan żadnych złych zamiarów wobec Betty, czyż nie? - powiedziała z ironią.
- Nie .. nie mam i nie wiem skąd w ogóle takie przypuszczenia.
- Oczywiście, że Pan nie wie.
- Mamo! Czy to jest przesłuchanie? - już nie wytrzymałam tych pytań.
- Chyba mam prawo wiedzieć z kim się spotyka moja córka.
- Masz, ale nie masz prawa Go oskarżać. Chodźmy do mojego pokoju – wstaliśmy od stołu. Byliśmy już na schodach, ale powiedziałam jeszcze – Poza tym my się tylko przyjaźnimy – poszliśmy do mnie.
- Ciężki orzech do zgryzienia – powiedział i usiadł na kanapie.
- Przepraszam Cię za nią.
- W porządku. Trochę ją rozumiem, ale z drugiej strony … co ja takiego zrobiłem, że widzi mnie w czarnym świetle.
- Nigdy nie przyprowadzałam chłopaków do domu … pewnie dlatego.
- Nie wiedziała, że kogoś miałaś?
- Wiedziała by, gdybym w ogóle miała.
- Chcesz powiedzieć ..
- Nie miałam chłopaka … nigdy. Nie chciałam mieć i nie mogłam.
- Dlaczego?
- Nie mogę Ci powiedzieć.
- Rozumiem.
- Nic nie rozumiesz – poszłam do łazienki. Głupio mi było Go tak zostawić, ale bałam się, że się rozpłaczę. Na szczęście udało mi się powstrzymać. Wyszłam z łazienki i wpadłam na Michaela.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak … wybacz moje zachowanie.
- Nie tłumacz się … to ja niepotrzebnie się wypytuje – z Michaelem rozmawialiśmy do wieczora. Świetnie się dogadywaliśmy. Zupełnie straciliśmy poczucie czas, ale na mamę zawsze można liczyć.
- Czas już na Pana. Dochodzi 20, a Betty ma jutro szkołę.
- Już wychodzę – popatrzyła na nas podejrzliwie i wyszła – Naprawdę mnie nie lubi – zaśmiał się – Widać było, że się zdziwiła, że się na Ciebie nie rzuciłem – dalej się śmiał.
- Dobrze, że chociaż Ty masz dobry humor – nagle przestał się śmiać.
- Bo to jest śmieszna sytuacja. Matka pilnuje dorosłą córkę. Ciekawa co by powiedziała, gdybyś się wyprowadziła.
- Nie wiem – humor mi się zepsuł jak sobie przypomniałam, że jutro już poniedziałek, a od wtorku znowu będzie po staremu.
- Coś się stało?
- Nie … nic.
- No dobrze. Lepiej już pójdę – podszedł do drzwi, ale się jeszcze zatrzymał i odwrócił – O której idziesz jutro na zajęcia?
- Mam na 9. Czemu pytasz?
- A Twój ojciec wraca dopiero we wtorek, tak?
- No tak … powiesz mi o co chodzi?
- Odwiozę Cię jutro … co Ty na to?
- Daj spokój. Nie musisz mnie odwozić. Zawsze daje sobie radę.
- A co jeżeli chcę?
- Nie chcę, żebyś robił sobie kłopot.
- Chyba powiedziałem, że chcę, tak? - uśmiechnął się.
- No tak.
- Więc wszystko ustalone. I mam jedną prośbę.
- Jaką?
- Możesz mnie odprowadzić do drzwi? Boję się, że twoja mama wyskoczy na mnie zza rogu z patelnią – zrobił przerażoną minę. Zaśmiałam się.
- Hehe ok … odprowadzę Cię, ale chyba nie muszę za rączkę?
- A mogłabyś?
- Jasne, jeżeli chcesz dostać nie tylko patelnią, ale i garnkiem.
- Chętnie bym zaryzykował – wyszczerzył się.
- Później byś tak nie mówił. Chodźmy już – zeszliśmy na dół. Mamy nie widziałam – Droga wolna – zaśmiał się. Otworzyłam drzwi. Był już po drugiej stronie.
- Dziękuje za zaproszenie i spędzony miły czas.
- Powiedźmy.
- Z Tobą był miły.
- Myślałam, że inaczej to wyjdzie. Chciałam, żeby Cię lepiej poznała.
- Byłem już przygotowany, że zapyta o rozmiar buta – oboje się zaśmialiśmy – Przyjadę jutro o 8:30. Może być?
- Tak – zbliżył się do mnie i pocałował w policzek.
- Do jutra. Słodkich snów – wsiadł do samochodu i odjechał. Zamknęłam drzwi. Odwróciłam się i za mną stała mama aż się przestraszyłam.
- Nie strasz mnie tak – położyłam rękę na piersi. Patrzyła się na mnie – O co chodzi?
- On jest przed trzydziestką.
- Słucham?
- Nie udawaj. W co Ty się pakujesz?
- Już Ci mówiłam, że jesteśmy przyjaciółmi.
- Przyjaźń między mężczyzną, a kobietą nie istnieje.
- Według Ciebie.
- Nie wiedziałam, że jesteś taka naiwna.
- Wiesz co? Nie mam ochoty dalej o tym rozmawiać. To prowadzi tylko do kłótni – poszłam do siebie. Już sama nie wiedziałam o co jej chodziło. Nalałam wody do wanny i wzięłam długą kąpiel. Cieszyłam się ze znajomości z Michaelem. Nie dlatego, że był bogaty i sławny. To się dla mnie nie liczyło. Chciałam mieć w końcu zaufanego przyjaciela, ale nie mogłam mu powiedzieć co mi robi ojciec. Może kiedyś. Wyszłam prawie z zimnej wody i ubrałam piżamę. Przygotowałam się na jutrzejsze zajęcia i powtórzyłam jeszcze materiał. Usłyszałam otwierane drzwi. Obejrzałam się. To była mama.
- Co robisz?
- Uczę się.
- To dobrze. Jesteś na mnie zła?
- Jestem zawiedziona. Myślałam, że chcesz abym była szczęśliwa.
- Chcę … oczywiście, że chcę, ale nie chce abyś cierpiała.
- Skąd pomysł, że będę? Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- On też tego chcę? - nie byłam pewna, ale odpowiedziałam.
- Tak …. zawsze byłam posłuszna … robiłam wszystko co kazał mi ojciec, a i tak dostawałam … chcę mieć z kim porozmawiać … chyba nie powiesz o tym ojcu, prawda?
- Nie powiem .. bądź spokojna – coś ją jeszcze trapiło – Nie chcę, żeby złamał Ci serce.
- Już Ci powiedziałam, że jesteśmy …
- Wiem, ale wiem też, że podoba Ci się. Zawsze zaczyna się od przyjaźni.
- Nie zawsze, mamo. Zostawisz mnie już samą?

- Dobrze – wyszła. Wiedziałam, że to tylko chwilowe, że jest miła i w ogóle. Jutro znowu się zacznie, gdy zobaczy, że po mnie przyjechał. Czułam się jak dziecko, które musi mieć pozwolenie od matki. Musiało to się zmienić. Inaczej zwariuje. Wyjątkowo nie mogłam zasnąć. Myślałam nad tą sytuacją.

                                                                        ~~~~~~~~~

Rano wstałam niewyspana. Jadłam wolno śniadanie. Zwykle się spieszyłam, żeby zdążyć na autobus – Masz dzisiaj później zajęcia? - zapytała się mama.
- Nie.
- To dlaczego jeszcze nie wychodzisz? Za 5 minut masz autobus, a wiesz, że przystanek jest dosyć daleko.
- Wiem, ale dzisiaj nie muszę się spieszyć – odpowiedziałam i napiłam się herbaty.
- A to dlaczego? - spojrzała się na mnie podejrzliwie.
- Bo dzisiaj mam transport – odniosłam naczynia do zlewu.
- A możesz jaśniej?
- Michael mnie odwiezie – mocniej odłożyła talerz na blat. Udałam, że nie zwróciłam na to uwagi i poszłam na górę po swoje rzeczy. Równo o 8:30 zobaczyłam przez okno samochód Michaela. Czekał na mnie. Chciałam już iść, ale zobaczyłam idącą mamę w jego kierunku. Wyszedł z samochodu. Szybko zbiegłam po schodach.
- Daj spokój mojej córce – usłyszałam, ale byłam już blisko.
- Ale o co Pani chodzi? - zapytał grzecznie.
- Mamo! Co Ty wyprawiasz? Jedźmy – wsiedliśmy do samochodu. Humor mi się totalnie zepsuł. Mike też nie był w nastroju. Widziałam to. Dojechaliśmy pod szkole – Dzięki – chciałam wysiąść.
- Zaczekaj – zatrzymałam się – O której kończysz?
- Dzisiaj o 13.
- Przyjadę – powiedział.
- Mike … widzę, że jesteś zły … lepiej nie przyjeżdżaj … najlepiej w ogóle o mnie zapomnij.
- Co Ty mówisz? Tak jestem zły, ale na Twoją matkę, a nie na Ciebie i nie mam zamiaru dać Ci spokoju, tylko dlatego, że tak chce Twoja matka.
- Nie mogę znieść, że tak Cię traktuje i wygaduje różne głupstwa na Twój temat.
- Nie przejmuj się tym.
- Łatwo Ci mówić.
- A niech gada … mam to gdzieś. Nikt nam nie zabroni się widywać – opuściłam głowę – Chyba, że nie chcesz.
- Chcę …
- Ale?
- Ale chciałabym aby zachowywała się normalnie … jak każda matka.
- Wszystko zależy od Ciebie – spojrzałam się na niego – Porozmawiamy później – pokiwałam głową i wysiadłam. Co On miał na myśli? Myślałam nad jego słowami przez cały czas i nie rozumiałam. Na zajęciach nie mogłam się w ogóle skupić. Przez to zostałam kilka razy upomniana, że nie słucham co wykładowca mówi. Na końcu sali siedziały plastiki i się śmiały. Nienawidziłam ich. Myślały, że wszyscy je uwielbiają i są bezkarne. Została mi jeszcze jedna lekcja. Poszłam do łazienki. Przemyłam twarz i oparłam się dłońmi o umywalkę. Chciałam tutaj zostać do dzwonka, ale nie było mi to dane. Victoria, czyli cała ''przywódczyni'' plastików, wkroczyła razem ze swoją ''bandą'' i głupio się uśmiechały.
- Proszę proszę … kogo moje piękne oczy widzą.
- Odczep się.
- Jak możesz tak mówić do koleżanki?
- Daj mi spokój – wyminęłam je i chciałam wyjść.
- Widziałam, że przyjechałaś niezłą furą. Zgaduje, że nie należy do Ciebie. Kto jest tym nieszczęśliwcem?
- To nie Twoja sprawa – wyszłam. Miałam już tego serdecznie dosyć. Nie dość, że w domu nie mam za wesoło, to jeszcze ta wytapirowana idiotka pokazuje jaki ma iloraz inteligencji. Na szczęście jeszcze godzina i nie będę musiała jej oglądać. Dzisiaj miał przyjść nowy nauczyciel od informatyki. Każdy był ciekawy jak wygląda. Przyszedł przed czasem. Dziewczyny zaniemówiły. Jednak na mnie nie zrobił wrażenia. Przystojny blondyn o niebieskich oczach. Ideał każdej dziewczyny, ale nie mój. Tacy chłopacy widzą tylko czubek własnego nosa. Oczywiście nie wszyscy, ale większość. Był nowy i nie wiedział, którym kluczem otworzyć salę. Plastiki od razu ruszyły mu na pomoc. Przewróciłam oczami. W końcu udało mu się otworzyć i każdy zajął swoje miejsce. Chłopacy byli w innej sali i dziewczyny w innej. Włączyłam komputer.
- Dzień dobry. Nazywam się Evan Baxter i będę Was uczył informatyki.
- Czy będzie Pan nas uczył tylko do końca roku? - zapytała jedna z dziewczyn.
- Nie. Będę uczył przez cały czas.
- Ile ma Pan lat? - zapytała Victoria. Uśmiechnął się.
- To chyba nie ma nic do rzeczy, ale odpowiem. Mam 25 lat – zachichotały. Podejrzewałam, że tyle właśnie ma – Jeszcze jakieś pytania? - nikt nie odpowiedział – W takim razie przechodzimy do nauki. Chcę zobaczyć co już umiecie i jak sobie radzicie. Zróbcie okładkę jakiegoś filmu. Dowolnego … możecie nawet wymyślić jakiś film albo spróbować i zrobić taką samą okładkę filmu jakie już były. Do roboty – wszyscy się skupili. Oprócz Victorii i jej koleżaneczek. Cały czas przeszkadzały swoją gadką – A Panny dlaczego nic nie robią? - zwrócił im uwagę, ale łagodnie.
- Bo widzi Pan … poprzedni nauczyciel nie potrafił mi dokładnie wytłumaczyć co i jak. Ale Pan na pewno wszystkiego mnie nauczy – wyszczerzyła się.
- Postaram się – podszedł do nich i zaczął tłumaczyć. Ja się skupiłam na swoim projekcie. Postanowiłam zrobić własną okładkę, ale wzorując się na innej. Wybrałam ''Thriller'' Michaela. To przyszło mi pierwsze do głowy i postanowiłam tak zrobić. Okładka różniła się od oryginału i o to chodziło. Po 40 minutach miałam wszystko skończone. Pan Baxter do mnie podszedł – Widzę, że nie potrzebujesz pomocy. Świetnie Ci to wyszło. Masz piątkę – uśmiechnął się.
- Dziękuje – przez kolejne 20 minut nie miałam co robić. Pozwolił wyjść wszystkim, którzy skończyli wcześniej. Zabrałam rzeczy i wyszłam z sali. Usłyszałam swoje imię.
- Jesteś Betty, tak? - zapytał Baxter.
- Tak .. o co chodzi?
- Jesteś bardzo uzdolniona i pomyślałem, że jeżeli byś chciała, to mogę Cię nauczyć jeszcze trudniejszych rzeczy.
- Naprawdę?
- Tak .. masz tutaj mój adres i …
- Proszę Pana .. - wiedziałam o co mu chodziło.
- Mów mi Evan.
- Dziękuje za propozycje, ale nie skorzystam. Wystarczy mi to czego się nauczę na zajęciach.
- Jesteś pewna? Szkoda, żeby taki talent się zmarnował.
- To miłe z Pana strony, ale inni też świetnie sobie radzą. Proszę im zaproponować. Do widzenia – podeszłam do swojej szafki, a ten za mną.
- W takim razie spotkajmy się prywatnie. Jesteśmy prawie w tym samym wieku.
- Ale jest Pan moim nauczycielem.
- Nikt się nie dowie – zbliżył się do mnie – To będzie nasza słodka tajemnica.
- Muszę już iść – zabrałam resztę rzeczy i wyszłam ze szkoły. Co za typ. Wiedziałam od początku, że ze mną flirtował. Dobrze, że miałam się komu wygadać i tą osobą był Mike. Czekałam już na niego na parkingu. Przyjechał punktualnie. Ale zamiast niego z samochody wysiadł jakiś potężny facet ubrany na czarno.
- Czy Panna Betty Henderson? - zapytał.
- Tak – odpowiedziałam niepewnie.
- Jestem z polecenia Pana Jacksona. Prosił abym odwiózł Panią ponieważ coś mu wypadło i nie mógł przyjechać. Jestem Tom.
- To może ja się przejdę …
- Pan Jackson kazał bezpiecznie zawieść Panią do domu. Mogę do niego zadzwonić jeżeli Pani chce – kiwnęłam głową. W samochodzie był telefon – Szefie .. jestem pod szkołą. Panna Henderson ma pewne obawy. Oczywiście .. już ją daje – odebrałam.
- Mike?
- Cześć .. wybacz, że nie przyjechałem, ale coś mnie zatrzymało w studiu. Tom odwiezie Cię do domu. Nie musisz się Go obawiać.
- No dobrze. Kiedy się zobaczymy? Chcę z Tobą porozmawiać.
- Wieczorem do Ciebie zadzwonię i się umówimy.
- Ok. Pa.
- Pa – rozłączył się.
- Możemy już jechać? - zapytał.
- Tak – wsiadłam z tyłu – Przepraszam za moje podejrzenia.
- To normalne – zobaczyłam w lusterku, że się uśmiechnął. Jechaliśmy już jakiś czas. Patrzyłam przez szybę i zdałam sobie sprawę, że ta droga nie prowadzi do mojego domu.
- Dokąd jedziemy? - przełknęłam ślinę.
- Wykonuje polecenia Pana Jacksona – na początku się przestraszyłam. Parę minut później zatrzymaliśmy się pod ogromnym budynkiem – Jesteśmy.
- Czyli gdzie? - wysiadł i otworzył mi drzwi. Stałam już na dworze.
- Pan Jackson czeka na ostatnim piętrze – powiedział i wrócił do samochodu. Weszłam do budynku i wsiadłam do windy. Nacisnęłam przycisk z napisem 62. W końcu dojechałam na ostatnie piętro. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać i co ja tutaj robię. Niepewnie wysiadłam i zobaczyłam Michaela. Podszedł do mnie z uśmiechem.
- Ty oszuście! - chciałam być poważna, ale nie wyszło mi i się roześmiałam.
- To miała być niespodzianka.
- Udała Ci się, ale po co tutaj jesteśmy?
- Wczoraj zaprosiłaś mnie na obiad i chciałem się odwdzięczyć tym samym.
- Tutaj jest restauracja?
- Tak … chodź – wziął mnie za rękę. Poszłam za nim. Po przekroczeniu drzwi ujrzałam mnóstwo stolików. Nie kłamał. To była restauracja. Usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy obiad. Oczywiście byliśmy sami.
- Nie musiałeś … zaprosiłam Cię, żeby mama zmieniła o Tobie zdanie. Co miałeś na myśli mówiąc, że wszystko zależy ode mnie?
- Naprawdę nie wiesz? - pokiwałam przecząco głową – To jasne, że twoja mama jest do Ciebie przywiązana i jest zazdrosna o innych. Gdybym był dziewczyną było by tak samo.
- To co według Ciebie mam robić? Nie jestem jak inne. Nie włóczę się po mieście … nie lubię tego.
- Ale musisz to zmienić. Musi zrozumieć, że też masz prawo do własnego życia. Jeżeli teraz nic nie zrobisz, to już do końca życia pozostaniesz córeczką mamusi. Będziesz mogła wychodzić tylko z nią. Chcesz, żeby tak było?
- Nie … ale jestem bezsilna.
- Może zacznij wychodzić ze znajomymi … po jakimś czasie zobaczy, że nie może Cię trzymać w domu.
- Nie mam znajomych – opuściłam głowę.
- Każdy ma – pokręciłam przecząco głową – Dlaczego?
- Przez ojca, ale nie chcę o tym rozmawiać.
- No dobrze …. to już nie wiem co masz z tym zrobić …. jedynie co możesz to być stanowcza i się jej postawić. Jesteś dorosła i nie może Cię tak traktować.
- Wiem, że masz rację, ale to tylko wydaje się takie proste.
- Wierzę, że będzie dobrze. Zmieńmy już temat. Mówiłaś przez telefon, że chcesz ze mną porozmawiać.
- Jesteś jedyną osobą, której mogę się wygadać … nie licząc mamy, ale z nią to co innego.
- Wal prosto z mostu – zaśmiał się.
- Dzisiaj mieliśmy zajęcia z nowym nauczycielem od informatyki.
- I co fajny?
- Może być … jest prawie w naszym wieku .. ma 25 lat i plastiki do niego zarywają.
- Typowy blondas, co?
- Skąd wiesz?
- Intuicja …. był dla Ciebie miły? Bo jak nie, to będę musiał z nim ręcznie porozmawiać – udał poważnego i zaczął podciągać rękawy do góry. Zaśmiałam się.
- Tak .. był miły, więc Twoja interwencja jest zbędna.
- Ma szczęście.
- Ale .. aż za bardzo był miły.
- Co to znaczy? - głupio mi było o tym mówić.
- Potem jak wyszłam już z zajęć … wyszedł za mną i … chciał się umówić … można powiedzieć, że ze mną flirtował.
- Co takiego?! - wkurzył się.
- Ciszej – poprosiłam bo kelner się aż spojrzał.
- Przecież jesteś jego uczennicą. Jak On mógł Ci zaproponować randkę.
- To nie ma znaczenia i tak się nie zgodziłam. Nie lubię takich typków.
- A gdyby był inny, to byś się zgodziła?
- Nie wiem … może.
- Fajnie – nie patrzył już na mnie.
- Muszę iść do toalety – nie wiedziałam dlaczego aż tak się tym zdenerwował. Gdy wróciłam, stał przy tym wielkim oknie, które było od sufitu do podłogi. Podeszłam do niego – Już jestem – kiwnął tylko głową. Wyglądał jak by nad czymś myślał – Wracamy już?
- Jeszcze chwila.
- Ok – ja też patrzyłam na widok za oknem. Kątem oka zauważyłam, że na mnie patrzy. Odwróciłam głowę w jego stronę. Stanął do mnie przodem. Zrobiłam to samo.
- Betty … - złapał mnie delikatnie za ramiona. Przybliżył się bardziej – Nie wiem jak to powiedzieć – opuścił głowę, a po chwili spojrzał mi w oczy. Jego twarz była coraz bliżej mojej. W ostatniej chwili cofnęłam się.
- Co Ty robisz? - spojrzałam się na niego zaskoczona.
- Rozumiem … za szybko .. przepraszam.
- Co za szybko? Nie rozumiem …. myślałam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi – teraz to On się na mnie patrzył ze zdziwieniem.
- A ja myślałem, że powiedziałaś tylko tak, żeby Twoja mama się nie czepiała.
- Czyli … od początku widziałaś we mnie … - nie wiedziałam jak dobrać słowa.
- Piękną, młodą kobietę.
- Ale ja … Boże …. chciałam tylko przyjaźni … naprawdę.
- No … dobrze … skoro tego właśnie chcesz … niech będzie – nie był z tego zadowolony, ale się uśmiechnął. Odwiózł mnie pod dom. Żadne z nas się nie odzywało.
- To … do zobaczenia – powiedziałam i już wysiadałam.
- Pa – odpowiedział smutno. Mama od progu mnie przywitała.
- Gdzieś Ty była?! Zajęcia skończyłaś trzy godziny temu.
- Michael zabrał mnie na obiad.
- Już Ci powiedziałam, że masz przestać się z nim spotykać! - nie miałam siły się z nią kłócić i poszłam do siebie. Strasznie długo zajęło mi odrabianie lekcji, a to dlatego, że nie mogłam się skupić. Skończyłam po 20 i w tym samym czasie do pokoju weszła mama – Przemyślałaś to już sobie?
- Ale co?
- Znajomość z Jacksonem.
- On ma imię! I nie będziesz mi mówiła z kim mogę się spotykać.
- Naprawdę chcesz się spotykać z kimś taki? Nie widzisz co On ze sobą zrobił? Był czarnoskóry, a teraz jest coraz bardziej bledszy. Jak można nie akceptować swojej rasy.
- Coś Ty powiedziała?! Nie wiesz dlaczego taki się stał! Może jest chory! Mam tego dosyć! - wzięłam bluzę, którą miałam pod ręką i wybiegłam z domu. Akurat natrafiłam na autobus. Przejechałam całe miasto i wysiadłam dopiero na pętli. Byłam przerażona. Nie było żywej duszy, oprócz kierowcy autobusu, który już szedł do domu. Pętla była oddalona od mojego domu jakieś 6 km i nie było mowy abym tyle wracała na dodatek po ciemku. Podbiegłam szybko do tego faceta – Przepraszam – zatrzymał się i odwrócił – Czy mogłabym skorzystać z Pana telefonu?
- Słucham?
- Utknęłam tutaj i muszę zadzwonić po znajomego, żeby po mnie przyjechał. Bardzo Pana proszę – popatrzył na mnie przez chwilę i dał mi telefon. Na szczęście pamiętałam numer do Michaela.
- Tak? - odebrał.
- Mike? Jesteś zajęty?
- Nie .. właśnie kładę się spać.
- Mógłbyś po mnie przyjechać?
- Coś się stało?
- Jestem na pętli autobusowej.
- Co Ty tam robisz?
- Później Ci wyjaśnię.
- Już jadę. Nie ruszaj się stamtąd – rozłączył się. Oddałam kierowcy telefon.
- Bardzo Panu dziękuje.
- Nie ma za co – odszedł. Zostałam kompletnie sama na tym odludziu. Usiadłam na krawężniku. Po 10 minutach zobaczyłam światła i samochód Michaela. Zatrzymał się i wysiadł.
- Boże .. co Ty tutaj robisz? - podszedł do mnie.
- Matka mnie wkurzyła – wtuliłam się w niego. Tak po prostu. Nie odepchnął mnie, tylko przytulił. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać – Przepraszam, że do Ciebie zadzwoniłam, ale nie miałam do kogo innego.
- Dobrze, że zadzwoniłaś i nie płacz już. Powiesz co się stało? - mówił tak łagodnie, że to było niebywałe wśród facetów.
- Po tym jak wróciłam do domu, znowu się czepiała, ale zignorowałam ją. Myślałam, że da mi już spokój, ale weszła do mojego pokoju i zaczęła mówić o Tobie niemiłe rzeczy. Nie miałam zamiaru tego słuchać i wybiegłam z domu. Wsiadłam do tego autobusu i jeździłam po całym mieście aż trafiłam tutaj. Kierowca pozwolił mi zadzwonić. Strasznie się bałam.
- Cii … już nie masz czego – głaskał mnie po włosach – Jesteś bezpieczna – zaprowadził mnie do samochodu. Po chwili sam się w nim znalazł – Zawiozę Cię do domu.
- Nie!
- Nie? - spojrzał się na mnie zaskoczony.
- Nie mam ochoty tam wracać.
- No dobrze … to może …. pojedziemy do mnie – czekał na moją odpowiedź. Kiwnęłam tylko głową. Byłam zmęczona i oczy mi się zamykały. Walczyłam, żeby nie zasnąć, ale słabo mi wychodziło. Gdy dojechaliśmy pod dom Michaela, byłam na wpół przytomna – Jesteś zmęczona – powiedział i wysiadł z samochodu. Otworzył drzwi po mojej stronie i wziął mnie na ręce. Zaniósł do domu i położył chyba na kanapie – Prześpij się.
- Ale … nie mogę zostać – wypowiedziałam z trudem.
- Prześpij się trochę, a później Cie odwiozę, ok? - przykrył mnie kocem i zasnęłam. Otworzyłam oczy. Byłam w nieznanym mi miejscu. Zaczęłam się rozglądać. Leżałam na ogromnym łóżku. Dostrzegłam Michaela. Stał przy oknie.
- Gdzie jestem? - obejrzał się na mnie.
- W mojej sypialni. Pomyślałem, że tutaj będzie Ci wygodniej – spojrzałam na zegarek. Było po 24 – Na pewno nie wolisz zostać? Mam wolne sypialnie.
- Wole nie ryzykować zachowania mamy. Poza tym mam jutro zajęcia. Skorzystam z toalety i możemy jechać.
- Ok – wskazał mi swoją łazienkę w pokoju. Zrobiłam to co trzeba. Zobaczyłam na umywalce pełno jakiś leków. Mike siedział na łóżku z opuszczoną głową.
- Już jestem … jedziemy?
- Możesz mi powiedzieć co mówiła o mnie Twoja mama?
- To nie było nic przyjemnego – usiadłam obok niego.
- Domyślam się, ale chce wiedzieć.
- Na pewno?
- Tak … prasa i tak mówi o mnie same bzdury, więc jestem przyzwyczajony.
- No .. więc …. powiedziała, że …. nie akceptujesz swojej rasy …
- Bo się zmieniłem, tak? - przytaknęłam – Muszę Ci coś powiedzieć – wziął głęboki wdech – Jestem chory … to nic poważnego, ale … będę się zmieniał … teraz to jeszcze nic w porównaniu co będzie później … najgorsze, że nie ma na to żadnego lekarstwa … to jest bielactwo i będę coraz bardziej biały – był załamany.
- Ale będziesz z tym żył, tak?
- Tak, ale czasami wolałbym … - przerwałam mu.
- Nie mów tak. Nie jesteś sam.
- Po prostu mam dosyć tego jak ludzie na mnie patrzą.
- A te wszystkie tabletki w łazience? Po co Ci One?
- Mam problemy ze spaniem i bólami głowy.
- Ale aż tyle? - nie odpowiedział – Nie musisz ich brać.
- Muszę .. inaczej nie zasnę.
- Od dawna bierzesz?
- Nie pamiętam dokładnie, ale wszystko się zaczęło po tym wypadku, gdy włosy mi się zapaliły.
- Czytałam o tym. Chciałabym Ci jakoś pomóc, ale nie wiem jak.
- Wystarczy mi, że nie uciekłaś – spojrzał się na mnie.
- Tak zachowałaby się tylko świnia.
- Dziękuje … lepiej już jedźmy.
- Masz rację – wsiedliśmy do samochodu. Przez całą drogę byłam zamyślona. Zrozumiałam, że tak naprawdę Mike jest samotnym człowiekiem. Pomimo tych wszystkich pieniędzy i sławy, nie ma nikogo. Nie mówię o rodzinie ani Liz Taylor. Drugą rzeczą jaka mnie martwiła, były leki. Przecież nie można brać tylu tabletek. Nie wiedziałam co zrobić.
- No to jesteśmy – ocknęłam się. Zobaczyłam, że mama idzie w naszą stronę. Wysiadłam, a jemu kazałam zostać w samochodzie.
- Wiesz, która godzina?!
- Jestem dorosła, mamo!
- Byłaś z nim?!
- U niego – wyminęła mnie i kazała mu wysiąść – Daj mu spokój!
- Mówię po raz ostatni .. zostaw Betty w spokoju!
- Nie chcę być niegrzeczny, ale Betty sama decyduje z kim się chcę spotykać i jest dorosła – stanął obok mnie.
- Odczepisz się, czy nie?!
- Jeżeli Betty tego chcę, to tak – spojrzała się na mnie.
- Nie! Nie mamo! Nic nie możesz zrobić.
- Ale policja może!
- Chyba żartujesz.
- Proszę bardzo. Niech Pani dzwoni. Chętnie na nich zaczekam i wszystko się w końcu wyjaśni – powiedział Mike. Spojrzałam się na niego zaskoczona – Nie mamy się czego bać. Nic złego nie robimy.
- Zobaczymy! - poszła do domu i zadzwoniła po nich. Nie sądziłam, że jest do tego zdolna. Policja przyjechała po 20 minutach.
- Dobry wieczór. To Pani dzwoniła? - zwrócił się policjant do mamy. Była jeszcze z nim młoda policjantka.
- Tak.
- O co chodzi?
- Pan Jackson nie chce się odczepić od mojej córki. Ciągle gdzieś ją wyciąga. A dzisiaj przeszedł samego siebie. Wróciła grubo po 24! Nie wiadomo co jeszcze z nią robi!
- Ale spokojnie. Ile córka ma lat?
- 20 – odpowiedziałam za nią. Policjant spojrzał się na swoją koleżankę i widać było, że śmiać im się chciało.
- W takim razie nie wiem co my tutaj robimy. Pani córka jest dorosła i może wracać kiedy chcę.
- Ale On ją przetrzymuje!
- To prawda? - zapytał się mnie.
- Oczywiście, że nie. Jesteśmy przyjaciółmi i lubimy spędzać ze sobą czas – Mike stał cały czas przy mnie.
- Pani Henderson myśli, że jestem jakimś psychopatą i coś zrobię Betty.
- Jeszcze raz powtarzam … córka jest dorosła i może robić co chcę. Nic tu po nas. Dobranoc Państwu.
- Nic nie zrobicie? - nie dawała za wygraną.
- Właśnie próbuje to Pani wyjaśnić. Nic nie możemy. Panna Henderson i Pan Jackson są dorosłymi ludźmi – odjechali.
- Jesteś z siebie dumna? Nie spodziewałam się tego po Tobie – powiedziałam. Poszła do domu – Jak Ona mogła?
- Przynajmniej ktoś jej wytłumaczył, że nic Ci nie może zabronić ani kazać.
- Z nią nie pójdzie tak łatwo. Idę się położyć, ale nie wiem jak zasnę.
- Nie denerwuj się tym. Z czasem zrozumie, że nic nie jest w stanie zrobić i nie mam zamiaru Cię skrzywdzić.
- Mam nadzieję, że tak będzie. Dobranoc.
- Przyjadę jutro po Ciebie i nie chcę słyszeć odmowy – uśmiechnął się. Pożegnaliśmy się i weszłam do domu. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać i od razu poszłam do siebie. Teraz na dodatek zaczęłam się martwić o Michaela. Nie może brać tylu leków. Ale co ja mogłam. I tak mnie nie posłucha. Po strasznych męczarniach udało mi się zasnąć.