niedziela, 29 listopada 2015

Chapter 30

Uff jednak udało mi się napisać na dzisiaj. Specjalnie dla Was pisałam po nocy, wiec już z góry przepraszam za błędy, ale sami rozumiecie. Już nie miałam siły sprawdzić, czy są jakieś błędy. Tak, wiec zapraszam do czytania oraz komentowania ;) I od razu mówię, że ta notka nie wyszła mi tak jak chciałam.


                                                                            ~~~~~~


- Kochanie? - zaczął Michael, gdy siedziałam na kanapie w salonie i sobie czytałam książkę.
- Tak? - spojrzałam na niego.
- Bo przed chwilą dzwoniła do mnie moja mama i … zaprasza nas na obiad.
- No dobrze, a kiedy? - podrapał się po głowie.
- Dzisiaj ..
- Żartujesz?
- Sam się dopiero dowiedziałem. Pojedziemy? Chcą Cie poznać – westchnęłam.
- O której?
- Na 14:00. Dziękuje – pocałował mnie krótko i znowu poszedł do gabinetu pracować. Mówił, że ma sporo papierkowej roboty z umowami czy coś takiego. Nie wdawałam się w szczegóły. Do wyjścia mieliśmy cztery godziny. Sporo czasu. Trochę się stresowałam tym spotkaniem. Nie wiedziałam, czy mnie polubią i zaakceptują. W końcu jestem zwykłą dziewczyną. Dobrze, że Mike tego nie słyszy. Znowu by mi się usłyszało, że gadam głupoty. Poszłam do sypialni, żeby przygotować sobie ciuchy na to spotkanie. Stałam przed otwartą szafą i nie mogłam się zdecydować. Nagle do sypialni wszedł Mike ze swoim telefonem w dłoni – Do Ciebie.
- Hm? A kto?
- Nina.
- Dzięki – wzięłam od niego telefon. Spojrzał jeszcze na mnie.
- Pamiętaj, że we wszystkim wyglądasz pięknie.
- Hehe jasne – pogroził mi jeszcze palcem i wyszedł – Cześć Nina. Co się stało, że dzwonisz?
- Cześć – nie brzmiała za dobrze – Chciałam się dowiedzieć, czy wszystko w porządku.
- Dziękuje, ale tak. Wiesz, że tutaj nic mi nie grozi. Hm .. wszystko ok?
- Tak – zawahała się.
- Na pewno? - przez chwilę milczała – Nina? Jesteś tam?
- Tak … baw się dobrze. Pa – rozłączyła się.
- Hm? - spojrzałam na telefon i nic nie rozumiałam. Coś mi jednak nie pasowało. Znalazłam Michaela w gabinecie i oddałam mu telefon – Muszę do niej jechać.
- Coś się stało?
- Właśnie tego nie wiem, ale … po prostu czuje, że coś się stało.
- No dobrze. Pojadę z Tobą – już chciałam zaprzeczyć, żeby sobie nie przerywał, ale zaczął ubierać buty. Zrobiłam to samo.
- Dziękuje Mike – powiedziałam, gdy już jechaliśmy. Spojrzał na mnie. Wziął moją dłoń w swoją i pocałował. Przez całą drogę myślałam co się mogło stać. Miałam jakieś złe przeczucia i nie chciałam aby okazały się prawdą. Zamyśliłam się i nie wiedziałam kiedy dojechaliśmy.
- Betty? Jesteśmy.
- Hm? - spojrzałam na niego – Coś mówiłeś?
- Hehe tak, że już jesteśmy na miejscu. Jestem ciekawy o kim Ty tak myślałaś – wysiadł i po chwili mnie też otworzył drzwi.
- Nie wiesz? O takim jednym przystojniaku.
- To ja się chyba przejadę do niego – zaśmiałam się i dałam mu buziaka.
- Dobrze, ale potem, zazdrośniku – wzięłam Go za łapkę i zapukałam do drzwi. Dość długo nie otwierała.
- Może jej nie ma. Mówiłaś, że przyjedziesz?
- Nie .. hmm .. dziwne – po chwili jednak podeszła do drzwi.
- Wracajcie do domu. Jestem chora i się zarazicie.
- Dobra dobra. Nie pojedziemy dopóki nie otworzysz – w końcu otworzyła, ale takiego widoku się nie spodziewałam – O Boże. Co Ci się stało? - weszłam z Michaelem do środka.
- Nic .. spadłam ze schodów.
- Te obrażenia nie wyglądają na upadek – powiedział Mike.
- Właśnie. Więc gadaj co się stało – poszliśmy do salonu. Ewidentnie ktoś ją pobił.
- Ehh …. odwiedził mnie mój były … chyba nie muszę mówić jak to się skończyło – oj musisz. Powiedziałam w myślisz. Wiedziałam, że kłamała.
- Mike przyniesiesz nam coś do picia?
- No dobrze – poszedł do kuchni.
- A teraz słucham. Jak na spowiedzi. I bez ściemy.
- Ojciec tutaj był. Dowiedział się jakimś cudem, że kłamałam z tym, że ma zakaz zbliżania się do mnie. Szukał Cie. Dostałam za to, że cie nie było – złapałam się za głowę.
- Nie mogę w to uwierzyć. Znowu zaczyna – spojrzałam na nią – Co ja mam robić?
- Uważaj na siebie. Ciebie też może znaleźć i powiedź w końcu Michaelowi o tym. Zapewni Ci ochronę.
- Jeszcze nie teraz. Dziękuje, że nie powiedziałaś tego przy nim – akurat wrócił z sokiem i szklankami. Nalał nam i sobie i usiadł przy mnie.
- Powiedź gdzie On mieszka – obie na niego spojrzeliśmy.
- Czemu chcesz wiedzieć?
- Chce z nim pogadać. Kobiet się nie bije i ktoś Go musi tego nauczyć.
- Nie Michael. Daj sobie spokój. On już tutaj nie wróci. Dziękuje, że chcesz mi pomóc, ale poradzę sobie. Zawsze sobie radziłam.
- Ale pamiętaj, że jak by co to możesz mi powiedzieć, a ja już to załatwię.
- Dobrze.
- Gdyby ktoś skrzywdził tak Betty .. - spojrzał na mnie – Nie miałbym żadnych skrupułów .. nie darowałbym temu komuś i by pożałował, że się w ogóle urodził i śmiał podnieść rękę na moją kobietę – patrzył mi prosto w oczy i wiedziałam, że mówił serio. Teraz byłam całkiem pewna, że nie mogę wyjawić mu prawdy. Naprawdę czułam się przy nim bezpieczna. Za te słowa dostał buziaka – Miło. Zadzwonię do mamy, że nie przyjedziemy.
- Ok.
- A gdzie mieliście jechać?
- Do mojej mamy na obiad zapoznawczy.
- Więc musicie jechać bez gadania. Mnie nic nie jest. Dobrze się czuje.
- Powinnam z Tobą zostać. Tak samo jak Ty przy mnie byłaś kiedy tego potrzebowałam.
- Tak, ale widzisz, że ja normalnie chodzę, tak? Nie wygłupiajcie się. Nie zmieniajcie planów z mojego powodu – spojrzałam na Michaela, bo nie wiedziałam co zrobić.
- Ale jesteś pewna? - dopytał.
- Tak na 100%. Potem do Was zadzwonię jakoś wieczorem. O ile nie będę oczywiście przeszkadzać – spojrzała się na nas znacząco.
- Hehe … jesteśmy grzeczni i możesz śmiało dzwonić.
- No dobrze. Jeszcze się Mike doczekasz. Nie smutaj.
- Yyy .. nie smutam i wiem – no nie może być. Michael się zaczerwienił.
- On wie.
- Przypomnij mi następnym razem, że przyjazd do Ciebie jest niebezpieczny – zaśmiała się.
- Oj tam nie jest tak źle. Dobra uciekajcie już – przytuliła nas na pożegnanie i odprowadziła do drzwi. Kilkanaście minut później byliśmy w domu. O 12:00 zaczęłam się szykować do wyjścia. Mike powiedział abym ubrała się na luzie, bo On też się jakoś specjalnie nie ubiera. Jak na normalne rodzinne spotkanie. Dla mnie jeszcze lepiej. Półtorej godziny później byłam gotowa do wyjścia. Strasznie się denerwowałam. Teraz jeszcze bardziej niż godzinę temu. Spojrzałam w lustro. Zrobiłam lekki makijaż i zostawiłam rozpuszczone włosy.
- Pięknie wyglądasz – spojrzałam w stronę drzwi. Stał oparty o futrynę.
- Heh … dzięki, ale wyglądam tak jak zawsze.
- Czyli zawsze wyglądasz pięknie – podszedł do mnie od tyłu i objął mnie w pasie. Patrzył na mnie w odbiciu lustra.
- Przestań .. przez Ciebie się czerwienie.
- Gdy się budzę widzę najpiękniejszy widok na świecie. Widzę Twoją twarz. Kocham Cie tak bardzo, że moje serce jest za małe.
- Nieprawda – odwróciłam się do niego – Twoje serce jest pełne miłości. Wiem o tym doskonale. Moje należy do Ciebie – położyłam jego dłoń na mojej klatce piersiowej. Bez słowa mnie pocałował czule. Zarzuciłam mu łapki na szyję i odwzajemniałam. Po chwili jednak przerwał.
- Cieszę się, że jesteś tutaj ze mną.
- No nie wiem.
- Co masz na myśli?
- Bierzesz leki? Mówiłeś, że jak ze mną śpisz, to nie musisz ich brać. Jak jest teraz?
- No tych na sen nie biorę, a przeciwbólowe … czasami … jak już nie mogę wytrzymać.
- Chociaż tyle. Zobaczysz, że niedługo w ogóle przestaniesz ich potrzebować.
Przez całą drogę miałem ogromnego stresa. Dawno się tak nie czułam. Nawet, gdy poznałam Michaela. Teraz miałam poznać jego całą rodzinę. Nie odzywałam się podczas drogi. Chciałam jak najlepiej wypaść i wyobrażałam sobie różne wersje tego spotkania.
- Już jesteśmy – spojrzałam przez okno na dom. Zatkało mnie – Robi wrażenie, co? - zaparkował.
- Ooo tak .. tylko, żebym się nie zgubiła hehe – czekaliśmy już pod drzwiami. Aż ręce mi się trzęsły.
- Denerwujesz się widzę – spojrzał na moje dłonie – Będzie dobrze. Pokochają Cie tak samo jak ja – chciałam w to wierzyć. Otworzyła Pani Jackson i nas wpuściła. Na pierwszy rzut oka wydawała się bardzo miłą i sympatyczną kobietą. Ciepło mnie przywitała, tak samo jak i reszta. Postanowiłam nie odzywać się nie pytana. Nie wiedziałam o czym mogę z nimi rozmawiać. Widziałam ich po raz pierwszy na oczy. Janet była niemożliwa. Rozkręciła całe towarzystwo. Przeszliśmy wszyscy do salonu i zaczęły się pytania. Na większość odpowiadał Mike. Mieliśmy zostać do 22, ale źle się poczułam. Nie wiem, czy to od wrażeń, czy od czego, ale Michael zadecydował, że wracamy – Kotku? Lepiej coś? - zapytaj jak już jechaliśmy w drogę powrotną.
- Czy ja wiem .. w głowie mi się kręci. Przepraszam, że przeze mnie musieliśmy szybciej wracać.
- Nie przepraszaj. Zaraz się położysz i poczujesz lepiej – przymknęłam oczy. Zanim się zorientowałam, niósł mnie już do domu. Położył na łóżku i usiadł obok – A teraz? Nadal bez zmian? - miał taką zmartwiona minę. Pokręciłam tylko głową, że nie – Pomogę Ci się przebrać, dobrze?
- Tak – gdy byłam już przebrana, okrył mnie kołdrą i sam poszedł się przebrać. Po chwili wrócił i położył się przy mnie. Odwróciłam się w jego stronę, objęłam w pasie i położyłam głowę na jego torsie. Poczułam, że pocałował mnie w głowę.
- Śpij skarbie. Rano będzie już lepiej – zamknęłam oczy.
- Dobranoc Mike.

- Dobranoc kochanie – wciąż kręciło mi się w głowie, ale po chwili zasnęłam.

sobota, 28 listopada 2015

Przepraszam :(

Ehh cóż mam powiedzieć. Niestety się nie wyrobiłam z tą notką na dzisiaj i mam nadzieje, że mi to wybaczycie, co nie? Dlatego zapraszam na notkę jutro :) Mam dla Was dobrą wiadomość (chyba) Otóż planuje grudniowe notki pisać dłuższe. Dlaczego? Ponieważ bym chciała zrobić Wam taką małą niespodziankę na same święta ;) Niektórzy pewnie już się domyślają o co chodzi ;) Więcej nie powiem ;P Wiec do zobaczenia jutro :) Miłego weekendu! ;)

sobota, 21 listopada 2015

Chapter 29

Witajcie ;)

Niestety nie udało mi się rano wstawić notki, ale właśnie ją skończyłam i wstawiam. Taka sobie mi wyszła, ale ocenę pozostawiam Wam. Pisałam ją nie będąc w zbyt dobrym humorze, wiec wiecie. No i wyszła mi trochę krótsza niż zwykle.
Chciałam się jeszcze odnieść do pewnego komentarza ponieważ mnie rozśmieszył :D Drogi anonimie widzę, że czytając notki analizujesz każde słowo ze słownikiem przed nosem, że wyłapałeś tak poważny błąd :D Wiecie co? Idę się chyba pociąć, bo to jest nie wybaczalny błąd normalnie :D Jak ja mogłam napisać ''biegnąć'' zamiast ''biec'' :D Tylko, że ja może wolę biegnąć niż biec :D Przełamuje rutynę i nudę :D Ty sobie tam biec, a ja będę sobie biegnąć :D Może wyjaśnię, bo znowu wyjdzie, że nie przyjmuje słów krytyki ;p Oczywiście, że przyjmuje, ale śmieszy mnie to, że na taką ilość tekstu ktoś wyłapał taki krytyczny błąd :D I tylko dlatego pozostawił po sobie koma :D
To by było tyle. Zapraszam, wiec do czytania oraz komentowania :)


                                                                            ~~~~~~


Następnego ranka obudziłam się w łóżku Michaela. Niestety nie było Go. Przeciągnęłam się i uśmiechnęłam do siebie. Wczoraj do niczego nie doszło. Po prostu u niego zostałam, żeby nadrobić ten stracony czas. Tak naprawdę nie rozmawialiśmy. Nie mieliśmy na to czasu. Woleliśmy oddać się pocałunkom i pieszczotom. Nadal nie mogę w to uwierzyć, że matka postąpiła tak podle i o mały włos nas nie rozdziela. Na chwilę chciałam przestać o tym myśleć. Wtuliłam się w poduszkę Michaela. I znowu miałam na sobie jego koszulę. Nic nie zabrałam ze sobą, bo nie wiedziałam, czy uda mi się Go zatrzymać. Coś długo Go nie było. Postanowiłam wstać i Go poszukać. Weszłam do łazienki, ale była pusta. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół.
- Mike? - podeszłam do jego gabinetu. Drzwi były uchylone – Tutaj jesteś – weszłam i zauważyłam jak coś od razu schował do kieszeni.
- Nie śpisz już? - wydawało mi się, że był trochę zakłopotany. Podeszłam i się przytuliłam.
- Stęskniłam się – zaśmiał się – No co? Nie wolno mi?
- Wolno wolno. Nic przecież nie mówię – spojrzałam na niego.
- A teraz mi powiedź co tam chowałeś, hm?
- Yyy .. ja?
- Nie, ja wiesz .. no dobra bez ściemniania proszę.
- Wydawało Ci się – puścił mnie i podszedł do biurka. Niby przeglądał jakieś papiery. Nie podobało mi się i już byłam pewna, że coś ukrywał. Podeszłam do niego od tyłu i sama wyciągnęłam mu to coś z kieszeni. Jak się okazało były to leki – Co robisz? - zabrał mi opakowanie – To moje.
- Właśnie widzę. Możesz mi to wyjaśnić?
- Ale co mam Ci wyjaśniać? Lek jak lek. Wybacz, ale jestem trochę zajęty.
- W porządku, więc ja już sobie pójdę do domu – skierowałam się w stronę drzwi.
- Hej – zatrzymał mnie. Wiedziałam, że podziała – Przecież mieliśmy spędzić wspólnie czas.
- Ale Ty jesteś zajęty. Na dodatek mnie oszukujesz. Pamiętasz co obiecałeś? Że postarasz się Tego nie brać, a co właśnie zrobiłeś? Znowu to świństwo wziąłeś.
- Ehh .. przepraszam .. ale głowa mnie boli ..
- To nie jest powód aby brać ciągle tabletki. Za każdym razem będziesz mnie przepraszał? - spojrzałam mu w oczy i wróciłam do jego sypialni. Poszłam do łazienki i weszłam do kabiny. No tak. Robiłam mu wyrzuty, a sama nie jestem z nim szczera w wielu sprawach. Po prostu się o niego martwiłam. Zakręciłam wodę i wyszłam w ręczniku. Mike siedział na łóżku ze smutną miną. Spojrzał na mnie i chyba się speszył, ale nie dał po sobie poznać.
- Chciałem jeszcze raz przeprosić.
- Ale ja nie chce, żebyś mnie przepraszał. Chce, żebyś przestał to brać. Na sen też bierzesz?
- Jak z Tobą śpię, to nie – już nawet nie pytałam, czy jak sam śpi to bierze, bo odpowiedź była jasna. Podeszłam i usiadłam mu na kolanach.
- Kocham Cie .. dlatego proszę Cie .. nie bierz tych leków. To jest niebezpieczne, a nie chce aby coś Ci się stało, rozumiesz? Ty się o mnie martwisz i nie zapominaj, że ja o Ciebie również.
- Ja to wszystko wiem, ale .. to jest trudniejsze niż się wydaje. Wiele razy próbowałem je odstawić.
- Pomogę Ci. Jestem przy Tobie i chce Ci pomóc.
- Dziękuje – pocałował mnie i się przytulił jak mały chłopiec. Pogłaskałam Go po głowie.
- Mike? Wiesz, że jestem w samym ręczniku? Muszę się ubrać – oderwał się od mnie i zmierzył mnie wzrokiem. Zarumieniłam się na to.
- To … może … faktycznie idź się ubierz – dałam mu buziaka i wstałam. Zabrałam swoje wczorajsze ciuchy. Obejrzałam się w drzwiach łazienki, spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Ale podobało mi się to. On też chyba nie miał nic przeciwko, bo nie spuszczał ze mnie wzroku. Po chwili wyszłam ubrana.
- Muszę jechać po czyste rzeczy do domu.
- O nie nie nie. Za duże ryzyko – podszedł do mnie – Wiesz … w sumie to mogłaś zostać w tym ręczniku.
- Naprawdę? - niechcący powiedziałam zmysłowo.
- O tak – pocałował mnie czule, a po chwili namiętnie. Odwzajemniałam każdy pocałunek i nie miałam zamiaru przerywać, On tak samo. Zarzuciłam ręce na jego kark i wciąż odwzajemniałam. Nawet nie wiem kiedy mnie podniósł do góry, a ja oplotłam Go nogami. Zaniósł mnie do łóżka. Nachylał się nade mną i wciąż całował. Na chwilę przerwał i spojrzał na mnie – Przez Ciebie wariuje i tracę nad sobą kontrolę.
- Właśnie widzę – patrzyłam mu w oczy.
- Muszę nad sobą zapanować. Chyba Cie nie wystraszyłem?
- Hehe nie no coś Ty. Ufam Ci i wiem, że mnie nie skrzywdzisz – tym razem to ja dałam mu buziaka – Ciesz się, że nie naciskasz, jeżeli chodzi o te sprawy.
- Wiesz .. chciałbym abyśmy poszli już o krok dalej, ale rozumiem, że nie jesteś jeszcze na to gotowa. Poczekam ile będzie trzeba.
- Dziękuje kochanie. Za te słowa coś Ci się należy.
- Tak? A co takiego?
- A to – pocałowałam Go.
- Mmm .. podobało mi się. Wiesz co? Tak pomyślałem, że może zadzwonisz po Ninę i pójdziecie na zakupy.
- Ale ja mam ..
- Wiem, ale nie chce, żebyś tam wracała. Jeszcze Cie zamknie w pokoju i znowu nagada jakiś głupot. O i jeszcze zadzwonię po mojego kierowcę, to Was wszędzie zawiezie.
- Sama nie wiem. Najpierw muszę się upewnić, czy Nina ma czas.
- To się przekonajmy – usiadł na łóżku i pomógł mi wstać do tej samej pozycji. Wykręcił do niej numer i sam z nią rozmawiał. Po chwili się rozłączył.
- I co powiedziała?
- Że nie ma sprawy – uśmiechnął się – Ja w tym czasie popracuje i będę czekał na Ciebie.
- No ja myślę – zeszliśmy na dół i usiedliśmy na kanapie. W tym czasie co czekaliśmy na Ninę, Mike zadzwonił do swojego kierowcy – Mike? Wiem, że dla Ciebie to nie problem i w ogóle, ale jest mi głupio, że znowu musisz za mnie płacić.
- Bo chce i chce abyś miała wszystko co najlepsze. Nie ma tematu.
- Jak zawsze – wywróciłam oczami. Spojrzałam na kominek, na którym stały puste ramki – A gdzie się podziały zdjęcia? - opuścił głowę.
- Spaliłem je jak się dowiedziałem, że już mnie nie kochasz – nie mogłam w to uwierzyć.
- Żartujesz, prawda? - pokręcił przecząco głową – Co Ci w ogóle przyszło do głowy? Jezu .. w głowie mi się nie mieści, że zniszczyłeś taką pamiątkę. Mam nadzieje, że masz gdzieś zapisane kopie.
- Tak mam.
- No to masz szczęście. Poszukaj je, to od razu wywołam jak będę na tych zakupach – wstał i poszedł do swojego gabinetu. Patrzyłam za nim i kręciłam głową. Faceci. Coś głupiego strzeli im do głowy i najpierw zrobią zanim pomyślą.

Nina przyszła o umówionej godzinie. Kierowca też już czekał na nas. Nie chciało mi się jechać na te zakupy, bo wiedziałam, że będziemy chodzić po tych sklepach kilka godzin. Ale jednak wolałam to niż widzieć matkę i wysłuchiwać jej głupiej gadki. Tak jak myślałam. Wróciłyśmy dopiero wieczorem, a ja byłam padnięta. Ale miałam już wszystko i nasze zdjęcia też. Od razu walnęłam się na kanapę i postanowiłam, że się z niej nie ruszę choćby nie wiem co. Z tego zmęczenia zasnęłam na niej.


                                                                            ~~~~~~

P.S. Wiem, że na coś liczyliście, ale na to jest jeszcze za wcześnie. Wszystko mam poukładane i spokojnie na pewno doczekacie się tej sceny :D Wszystko w swoim czasie ;)


sobota, 14 listopada 2015

Chapter 28 Part 2

Witajcie ;)

Mam nadzieje, że dzisiejsza notka Wam się spodoba :)
Zapraszam do czytania oraz oczywiście komentowania, czyli motywowania mnie ;)

                                                                         ~~~~~~

Nina wróciła do domu po 16:00. Od razu zajrzała do skrzynki na listy jak zwykle. Zobaczyła kilka listów, ale nie zwróciła na nie większej uwagi. Po przekroczeniu progu drzwi, udała się od razu do kuchni i rzuciła listy na blat.
- Tylko te rachunki i rachunki – mówiła pod nosem zaglądając do lodówki – Co by tu .. hmm .. a niech będzie – wyciągnęła szybkie danie i wrzuciła do mikrofali. Była zbyt zmęczona, żeby robić normalny obiad. Zresztą dla samej siebie nie widziała zbytnio sensu. Gdy danie zagrzewało się, poszła do sypialni przebrać się w luźniejsze ciuchy. Wzięła z blatu listy i położyła na stoliku w salonie. Nalała sobie wina, przełożyła posiłek na talerz i rozsiadła się na kanapie – O jak dobrze. Nareszcie piątek – wzięła łyk wina. Sprawdziła pierwszy list – No tak rachunek – potem kolejny – To samo. A dzisiaj mam to gdzieś – odłożyła je z powrotem. Prawie zasnęła, ale żołądek dał o sobie znać – No już dobrze. Na karmie Cie. Ależ Ty jesteś upierdliwy – zaczęła jeść, ale na chwilę odłożyła widelec, bo zauważyła coś dziwnego. Wzięła do ręki kopertę, na której pisało ''Dla Betty'' – Hmm? - zauważyła też przyczepioną karteczkę – Dziwne – chwilę biła się z myślami, czy powinna otworzyć, ale nie dawało jej to spokoju – Najwyżej mnie zabije – otworzyła, wyciągnęła list i zaczęła czytać. Z każdym kolejnym słowem coraz bardziej nie dowierzała. Gdy doszła do końca, odłożyła list i zaczęła się nad tym zastanawiać – Nie … nie wierzę, że by mogła z nim zerwać – wstała i chodziła po salonie. Próbowała się do niej dodzwonić, ale włączała się sekretarka – Niech to cholera – spojrzała na zegarek – Cholera .. 16:30 .. - spojrzała na swój ubiór. Olała to i zamówiła taksówkę. Na szczęście przyjechała bardzo szybko. Schowała do torebki list, zamknęła drzwi i wsiadła do taksówki. Podała adres i poprosiła, żeby się pospieszył. Po pięciu minutach była na miejscu. Zapłaciła i poprosiła, żeby poczekał. Szybko wysiadła i ruszyła w stronę drzwi. Zapukała. Jak zwykle otworzyła jej mama.
- Czego tutaj chcesz?
- Cóż za miłe powitanie. Nie przyszłam do Ciebie, tylko do Betty. Przepuść mnie – chciała wejść, ale jej nie przepuściła.
- Nie chce z Tobą rozmawiać – Nina zaśmiała jej się prosto w twarz.
- Tak samo jak z Michaelem?! To Twoja sprawka, prawda? Przyznaj się!
- Nic Ci do tego. Nareszcie się od niego uwolniła.
- Jesteś chora! Oni się szczerze kochali, a Ty To zniszczyłaś! - weszła siłą i weszła po schodach.

                                                                                  ~~~~~~

Widziałam jak podeszła do jego auta i coś mówiła. Nie wiedziałam co, nie powiedziała mi. Musiała Go nieźle zdenerwować, bo odjechał prawie z piskiem opon, a ja zaczęłam płakać. Chciałam za nim krzyknąć, ale nie mogłam. Ojciec spał i bałam się jego gniewu, gdyby się obudził. Przez całą noc nad tym myślałam i coraz bardziej tęskniłam. Obmyślałam plan jak znowu uciec chociaż na chwilę, żeby z nim porozmawiać i wyjaśnić, dlaczego nie dzwonię ani nie odbieram.
Słyszałam jakąś awanturę z dołu, ale nie obchodziło mnie to. Stałam przy oknie i miałam nadzieje, że znowu przyjedzie. Nagle drzwi się otworzyły.
- Dobrze, że jesteś ..
- Nina? Co Ty ..
- Nie ma czasu na głupie pytania. Zerwałaś z Michaelem? - wybałuszyłam na nią oczy.
- O czym Ty mówisz? Nie .. nie zerwałam .. nawet mi przez myśl nie przeszło.
- To czytaj to – wręczyła mi jakiś list. Przeczytałam i nie mogłam uwierzyć.
- Ale … co To jest .. ? Ja nic nie rozumiem – aż usiadłam na łóżku – Nina .. powiedź, że to mi się śni ..
- Więc już jestem pewna czyja to sprawka – spojrzałam na nią – Matki .. to Ona chciała, żebyście koniecznie zerwali – nagle wszystko zaczęło się łączyć.
- To o Tym z nim rozmawiała … Boże … jak Ona mogła mi to zrobić – łzy samoistnie zaczęły lecieć – Nie … nie mogę Go stracić przez takie nieporozumienie.
- Nie czas na to. Mike za dwadzieścia minut odlatuje i nawet nie wiadomo gdzie. Szykuj się szybko. Taksówka już czeka i jedziemy Go zatrzymać – jak oparzona zerwałam się na równe nogi i ubrałam pierwsze lepsze ubranie do wyjścia.
- Gotowa – już miałyśmy schodzić po schodach, gdy na drodze stanął nam ojciec.
- O kogo moje oczy widzą. Córka marnotrawna powróciła.
- Nie licz na to draniu.
- Tak do ojca się odzywasz? - już chciał do nad podejść.
- Nawet nie próbuj. Tknij mnie, a pójdziesz siedzieć na długo. Załatwiłam sobie nietykalność, więc jeżeli dotkniesz mnie choćby palcem, pójdziesz do kicia. Nie wierzysz? Przekonaj się. No dalej! - tylko się gapił, ale nie wykonał żadnego ruchu.
- Ty mi nie jesteś potrzebna. Mam kogoś innego – spojrzał na mnie.
- Dobra. Nie mamy czasu na gadkę z Tobą. Marnujesz mój cenny czas – złapała mnie za rękę i wyszliśmy z domu. Wsiadłyśmy do taksówki – Dlaczego nie odbierałaś? Ja i Michael dzwoniliśmy do Ciebie.
- Zobaczył, że mam telefon i Go rozwalił na moich oczach – resztę drogi milczałam. Modliłam się abyśmy zdążyły na lotnisko – Boże …. dlaczego jej uwierzyłeś? Przecież wiesz, że Cie kocham – mówiłam w myślach. Staliście w ogromnym korku, a lotnisko było pięć minut stąd na piechotę. Spojrzałam na zegarek – Jest za dziesięć .. - spojrzałam na nią – Nie zdążymy.
- Może Pan to jakoś objechać? Bardzo nam się spieszy.
- Nie mam jak. Widzą Panie, że jest korek.
- Nie .. - nie wiele myśląc wysiadłam i zaczęłam biec w stronę lotniska.
- Betty! - usłyszałam. Zapłaciła i też wysiadła. Biegłam ile sił w nogach i liczyłam na cud. Wbiegłam na płytę. Ochrona chciała mnie zatrzymać i krzyczeli, że tutaj nie wolno przebywać. Miałam to gdzieś. W ogóle ich nie słuchałam. Płakałam i widziałam zamazany obraz od łez. Nigdzie Go nie widziałam. Zatrzymałam się i nagle … zobaczyłam Go jak wsiadał do samolotu. Już miał przekroczyć próg i zniknąć w środku.
- Michael!!! - krzyknęłam ile sił w płucach. Zatrzymał się i powoli odwrócił. Nasze spojrzenia się spotkały. Znowu zaczęłam biec. Tym razem wiedziałam gdzie. Szybko zszedł po schodkach i też zaczął biegnąć w moją stronę. Rzuciliśmy się sobie w ramiona. Mocno się do niego przytuliłam jak by miał mi zaraz uciec – Dlaczego? - mówiłam przez łzy i wciąż się tuliłam.
- Przecież .. nie chcesz … - nie dałam mu skończyć. Zamknęłam mu usta czułym pocałunkiem. Odwzajemniał i mocno mnie do siebie przycisnął.
- To nieprawda, słyszysz? Powiedziała to specjalnie. I wcale jej nie kazałam – patrzyłam mu prosto w oczy – Bardzo Cie kocham i nie chce Cie stracić. Dlaczego jej uwierzyłeś?
- Nie wiem … teraz widzę, że nie powinienem. Wybaczysz mi to?
- Pod jednym warunkiem ..
- Jakim?
- Pocałuj mnie i udowodnij, że warto – długo nie musiałam czekać na reakcje. Jego słodkie i miękkie wargi połączyły się z moimi. Idealnie do siebie pasowały, a ja czułam się wspaniale i naprawdę szczęśliwa.
- Już nigdy jej nie uwierzę. Obiecuje – oparł swoje czoło na moim.
- Nie wybaczę jej tego. Boże .. nie masz pojęcia jak się bałam, że nie zdążę.
- Los chciał aby tak było. Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? Byłem u Niny, ale od niej też nie odbierałaś.
- Bo .. telefon mi spadł ze schodów i nie działa – nagle mi się przypomniało – Nina .. - obejrzałam się. Stała z daleka i się uśmiechała – Poczekaj – puściłam Go na chwilkę i podeszłam do niej – Dziękuje Ci bardzo – przytuliłam ją – Jestem Twoją dłużniczką.
- Hehe zapamiętam, a teraz wracaj do niego – spojrzałam na nią i tak też zrobiłam.
- Panie Jackson? Przepraszam, ale co robimy? - zapytał pilot. Mike spojrzał na niego.
- Lot odwołany. Już mam powód aby zostać – uśmiechnął się do mnie i ponownie nasze usta się złączyły.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam i zawiesiłam ręce na jego szyi.
- Tam gdzie nikt nas nie znajdzie. Do mnie – wziął mnie na ręce i zaniósł do auta.
- Hehe mój wariat - kazał kierowcy jechać.

- Może i wariat, ale właśnie Twój – co chwile się całowaliśmy. Nic nie mogliśmy na to poradzić. Jeszcze chwilę temu myśleliśmy, że straciliśmy siebie na zawsze. Teraz nadrabialiśmy ten czas.

sobota, 7 listopada 2015

Chapter 28 Part 1

Dzisiaj skończyłem wcześniej pracę w studio i musiałem odwiedzić Betty. Ostatnio ją unikałem, a to dlatego, żeby nie miała przeze mnie problemów. I tak ostatnio pokłóciła się z mamą z mojego powodu. Nie przeczę, że zabolały mnie jej słowa i nie rozumiałem, dlaczego Ona ma o mnie takie zdanie. Ale to nie ważne. Nie rozstanę się przez nią z Betty. Nie dam jej tej satysfakcji. Droga minęła mi nadzwyczaj szybko i już stałem pod drzwiami.
- O Mike .. - Nina zdziwiła się na mój widok – Wejdź – widziałem, że niechętnie mnie wpuściła i coś ukrywała.
- Jest Betty? Przyjechałem prosto z pracy.
- Chodź do salonu – była smutna. Poszedłem za nią i usiadłem na kanapie.
- Coś się stało? Coś z Betty? - przestraszyłem się.
- Nie … z nią wszystko w porządku … chyba ..
- To gdzie jest?
- Wróciła do domu.
- Co? Jak to? Przecież …
- Zostawiła tylko kartkę, że wraca z mamą do domu. Byłam w tym czasie w pracy i nie mogłam ją zatrzymać – wstałem i podszedłem do okna.
- Teraz całkiem nie będziemy się widywać … Ona na to nie pozwoli.
- Mike .. - podeszła – Dlaczego ani razu od tamtego zdarzenia nie przyjechałeś ani nie zadzwoniłeś do Betty? Wiem, że się zdenerwowałeś, ale to nie jej wina, że nasza matka taka jest.
- Wiem i nawet przez chwilę jej nie obwiniałem. Po prostu nie chciałem pogarszać sytuacji między nimi.
- Głupoty gadasz.
- Może i tak …. teraz tego żałuje … zmarnowałem tylko czas, który mogliśmy spędzić we dwoje.
- Ej! Tylko mi nie mów, że się poddajesz – potrząsnęła mną – Tylko spróbuj, a jak Boga kocham nakopie Ci do tego chudego tyłka.
- Po pierwsze dzięki za chudy tyłek, a po drugie nie miałem takiego zamiaru.
- No mam nadzieje.
- Dzwoniłaś do niej?
- Tak, ale nie odbiera.
- Ja spróbuje – wykręciłem do niej numer. Nina miała rację – Ma w ogóle telefon wyłączony. Chyba pojadę do niej.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł.
- Tęsknie za nią. Jezu .. zaraz zwariuje. Muszę wiedzieć, że u niej wszystko w porządku. Po tym jak znalazłem ją w piwnicy .. boję się o nią. Gdyby odezwała się do Ciebie, daj mi znać, proszę.
- Oczywiście, że Ci powiem. Nie martw się. Na pewno jest wszystko w porządku.
- Ehh .. pojadę już. Dzięki – szedłem już w stronę drzwi, ale o czymś sobie przypomniałem – Zapomniałem .. - wyciągnąłem z kieszeni nasze zdjęcie. Spojrzał na nie – Byś mogła dać je jej, gdyby przyszła? - wzięła zdjęcie do ręki i spojrzała na nie z uśmiechem.
- Ładnie tutaj wyszliście – oddała mi je – Sam jej dasz i to szybciej niż Ci się wydaje – słabo się uśmiechnąłem i schowałem zdjęcie do kieszeni. Pożegnałem się i wyszedłem. Spojrzałem w niebo i wziąłem głęboki wdech. Czułem i widziałem, że Nina była smutna z jakiegoś powodu i coś ją trapiło. Nie chciałem siłą od niej wyciągać. Miałem nadzieje, że sama mi powie, ale na nadziei się skończyło. Wsiadłem do auta. Nie chciałem jednak jechać do pustego domu mimo, że byłem zmęczony po pracy. Za dużo bym o tym myślał. Zanim ruszyłem, spróbowałem zadzwonić do Betty jeszcze kilka razy, ale bezskutecznie. Jednak podjechałem pod jej dom. Zatrzymałem się po drugiej stronie ulicy i patrzyłem w jej okno. Nie wiedząc kiedy znużył mnie sen. Usłyszałem jakieś pukanie w szybę. Otworzyłem oczy i zobaczyłem przy drzwiach auta mamę Betty. Obniżyłem szybę.
- O co chodzi?
- To ja chciałabym wiedzieć. Koczuje tutaj Pan dobre trzy godziny. Proszę stąd odjechać albo zadzwonię na policje.
- Nie zabroni mi Pani tutaj parkować. Nic złego nie robię. Czekam tylko na Betty, żeby z nią porozmawiać.
- Ona nie chce z Panem rozmawiać. Kazała przekazać, że nie chce być już z Panem.
- Nie prawda .. kłamie Pani .. Ona by tego nie zrobiła.
- Przekazuje, tylko jej słowa. Zrozumiała, że nie jest Pan dla niej odpowiedni – patrzyłem się na nią i starałem się odczytać coś z jej twarzy.
- Niech mi to powie prosto w twarz. Niech mi powie, że mnie nie kocha i mam odejść.
- Problem w tym, że nie chce Pana oglądać. Jak Pan myśli, dlaczego nawet nie pożegnała się z Panem, tylko wróciła do domu?
- Powinna się Pani cieszyć – przekręciłem kluczyk w stacyjce i odjechałem. Z czasem pojawiły się łzy w moich oczach, których nie miałem siły już dusić. Pozwoliłem im spływać po moich policzkach. Byłem taki głupi. Miałem się nie zakochiwać, aż tu na mojej drodze stanęła Betty i oddałem jej swoje serce. Już mnie nic nie trzymało w tym mieście. Nagle wszystko straciło sens. Na początku nie wierzyłem w jej słowa, ale gdyby to by było kłamstwo .. Betty by zareagowała, by wybiegła z domu albo chociaż krzyknęła z okna. Nie wiem jakim cudem dojechałem do domu, oczy miałem pełne łez. Wszedłem do domu, rozejrzałem się po nim. Podszedłem do kominka i wziąłem do ręki ramki z naszymi zdjęciami. Byliśmy na nich szczęśliwi albo tylko mi się wydawało. Rozpaliłem kominek na chwilę. Usiadłem przed nim na kolanach i powyciągałem wszystkie zdjęcia z ramek. Spojrzałem na nie ostatni raz i na jednym z nich pocałowałem Betty – Kocham Cie – kolejna łza wydostała się z oka. Z bolącym sercem wrzuciłem wszystkie zdjęcia do ognia i patrzyłem jak moje wspomnienia i miłość zamieniają się w szary popiół. Tym teraz było moje serce. Kruchym popiołem, którego nie da się skleić. Rozpadło się na milion kawałeczków. Chwilę patrzyłem i wstałem. Zadzwoniłem do swojego menadżera, żeby powiadomił pilota o wylocie. Musiałem stąd wyjechać. Zbyt dużo wspomnień. Poszedłem na górę i zacząłem się pakować. Nie wiedziałem, że to będzie tak bardzo trudne. Spakowałem wszystkie swoje rzeczy, nie miałem zamiaru już tutaj wracać. Nie umiałbym przeżyć, gdybym zobaczył ją nagle z jakimś innym. Sprawdziłem raz jeszcze szafę i zobaczyłem jej bluzkę, którą kiedyś zostawiła. Wziąłem ją do ręki i usiadłem na łóżku. Patrzyłem się na materiał i jak na zawołanie wróciły wszystkie wspomnienia. Gdy została u mnie po raz pierwszy, gdy spędziliśmy wspaniały czas w Paryżu i wyznaliśmy sobie miłość. Miałem wrażenie jak by to działo się przed chwilą. Byłem gotów o nią walczyć, ale jaki to by miało sens. Skoro mnie nie chciała, siłą bym jej do siebie nie przekonał. Na dodatek jej matka by skutecznie mi tego uniemożliwiała. Wygrała. Chciała tego od pierwszej chwili. Wiele razy słyszałem, że płaczą tylko słabi faceci. W tej chwili miałem to gdzieś. Każdy mógł mnie nazwać mięczakiem, ale tylko ja wiedziałem co czuje. Odwiesiłem bluzkę na swoje miejsce i zamknąłem szafę. Zszedłem do swojego gabinetu, usiadłem przy biurku i zacząłem pisać do niej list.

Najdroższa. Wiem, że nie mam prawa tak pisać ani mówić, bo nie jesteś już moja, ale dla mnie na zawsze pozostaniesz Tą jedyną. Słowa nie opiszą jak bardzo Cie kocham i ile dla mnie znaczysz. Jedynie moje serce to wie.
Wygląda na to, że żyłem w baśni, w której taka miłość jak nasza zdarza się tylko raz w życiu. Żałuje, że się z niej obudziłem. Ale nie żałuje ani jednej chwili spędzonej z Tobą. To był najpiękniejszy czas w moim życiu. Mam skrytą nadzieje, że też tego nie żałujesz.
Rozumiem, że przemyślałaś wszystko i doszłaś do wniosku, że nie jestem dla Ciebie odpowiedni. Nie mam żalu. Naprawdę. Żałuje, tylko tego, że nie mogłem się z Tobą pożegnać.
Przepraszam za to, że ostatnio nie poświęcałem Ci tyle czasu co wcześniej. Nigdy mi przez głowę nie przeszło aby to zakończyć. Chciałem dać Ci czas i nie pogarszać sytuacji między Tobą, a Twoją mamą. Gdybym wiedział jaki będzie tego skutek .. zastanowił bym się dwa razy. Teraz jest już za późno.
Wyjeżdżam z LA i nigdy już nie wrócę. Nie mogę tutaj zostać.
Mam nadzieje, że będziesz szczęśliwa. Zasługujesz na to.
Chyba wszystko już napisałem, więc będę kończył.
Na zawsze pozostaniesz Tą jedyną.
Kocham Cie. Żegnaj. 
                                                            
                                                            Mike

Kilka razy przeczytałem ten list. I za każdym razem bolało tak samo. Wsadziłem Go do koperty i zakleiłem. Oparłem głowę na biurku. Zmęczenie dało o sobie znać.

                                                                             ~~~~~~

Następnego ranka obudziłem się w takim samym humorze w jakim zasnąłem. Przez chwilę miałem nadzieje, że to tylko głupi sen. Niestety. Musiałem się ogarnąć. Wziąłem prysznic, ubrałem się w czyste ciuchy i zawiadomiłem swojego kierowce, żeby przyjechał o 13:00. Samolot miałem o 17:00. Zawsze mogłem na niego liczyć. Punkt 13:00 zatrąbił, że już jest. Zabrałem walizki i zapakowałem je do bagażnika. Spojrzałem ostatni raz na dom i wsiadłem.
- Dokąd mam jechać? - zapytał.
- Do … labiryntu – doskonale wiedział o co mi chodzi. Sam pokazał mi to miejsce, a potem ja zabrałem tam Betty na pierwsze spotkanie. Chodziłem w środku tego labiryntu. Pamiętałem dokładnie każdy szczegół z tego spotkania. Po godzinie spędzonej wśród zieleni, powiedziałem, żeby pojechał na plaże. Tutaj też miałem wspomnienia. Usiadłem na ciepłym piasku i patrzyłem w dal. Nie wiem ile tak spędziłem, ale poczułem dłoń na ramieniu.
- Przepraszam, ale powinniśmy już jechać. Za dwie godziny ma Pan wylot.
- Dobrze Jack. Za chwilę przyjdę – wrócił do auta. Wstałem, otrzepałem się z piasku i po chwili siedziałem już w aucie. Podałem Jack'owi adres Niny. Zostawiłem w jej skrzynce list dla Betty oraz karteczkę:

Proszę przekaż ten list Betty.
O 17:00 mam samolot i nie mogłem czekać.
Opiekuj się nią. Dziękuje.

                           Mike

Przez te korki udało nam się dojechać dopiero po 16:00. Moje walizki zostały zabrane do samolotu. Zostało mi jedynie czekać na pilota. Czekałem przy samochodzie, żeby nacieszyć się ładną pogodą i świeżym powietrzem. Z rodziną się nie żegnałem. Znali mnie i wiedzieli, że dużo podróżuje. To nie była dla nich żadna nowość. Zostawiałem jedynie jedną osobę, na której mi zależało. Widocznie tak chciał los. Równo o 17:00 przyjechał pilot. Przywitał się ze mną uściśnięciem dłoni. Szedłem po schodkach do samolotu. Zanim przekroczyłem próg, obejrzałem się jeszcze na wszystkie strony. Nikogo tam nie było. I o to chodziło.