sobota, 6 lutego 2016

Chapter 36

Przepraszam, ale nie dałam rady rano wstawić i od razu przepraszam, ale dzisiaj wyjątkowo krótka wyszła, ale nie miałam czasu za bardzo. Wiem, że ostatnio są krótkie. Postaram się to zmienić. Jak coś to będę dodawała na przemian. W tą sobotę przyszła kolej na TLISU.
No to zapraszam do czytania i komentowania ;)


                                                                              ~~~~~~


Jak nigdy nie miałam ochoty ani chęci iść na zajęcia, ale musiałam. Mike widział, że nie jestem a najlepszym humorze. Ale nic nie mówił. Na korytarzu rozglądałam się, czy nie ma tych zdzir, które czekały na swoją ofiarę, czyli na mnie. Tym razem zrezygnowałam z lunchu i zostałam na długiej przerwie na korytarzu. Było mi z tym źle, ale to było najlepsze rozwiązanie. Poszłam do łazienki za potrzebą. Po chwili usłyszałam, że weszły do łazienki. Nie miałam zamiaru wyjść z kabiny dopóki są. Obserwowałam je przez niewielką szparę. Jak zwykle poprawiały makijaż.
- Widziałyście dzisiaj Tą wywłokę?
- Jeszcze nie. Ciekawe czy przyjdzie.
- Mam nadzieje. Ja nie wiem, czy bym przyszła na jej miejscu – wiedziałam, że mówiły o mnie, ale nie miałam pojęcia co mają na myśli.
- Przecież to tępa suka i na pewno jeszcze o niczym nie wie.
- Chce już widzieć jej żałosną minę – roześmiane wyszły, a mi zrobiło się strasznie przykro. Jednak nie płakałam. Nie tym razem. Wyszłam z kabiny i spojrzałam w swoje odbicie. Czy naprawdę jestem żałosna i do niczego? Zaczekałam do dzwonka i dopiero wyszłam z łazienki. Najchętniej to bym się zerwała z reszty zajęć i poszła do domu.
Ostatnią lekcje miałam z Evanem. Miałam nadzieje, że już o mnie zapomniał i da mi święty spokój. Oznaczało, to również spotkanie z plastikami. Zajęłam swoje miejsce i czekałam na zadanie jakie nam przydzieli.
- No dobrze. Na dzisiaj mieliście przygotować dowolne przerobione zdjęcie. Mam nadzieje, że sobie poradziliście. Kto chętny? Może Betty? - spojrzał w moją stronę z uśmiechem.
- Ja … nie zdążyłam .. przepraszam – zrobiło mi się głupio. Prawda była taka, że zapomniałam. Ale nie mogłam się przyznać. Victoria zaśmiała się.
- Może powinnaś zmienić kierunek – spojrzałam na nią ze złością.
- Victoria .. - upomniał ją. Przestała się śmiać – Nic się nie stało. Dokończ na jutro, dobrze? - pokiwałam twierdząco głową. Był aż za miły.
- To może ja? - zapytała – Ja jestem przygotowana.
- Proszę bardzo – każdy z komputerów był podłączony do projektora. Victoria włączyła swoje zdjęcie, a Baxter projektor. Nagle wszyscy zaczęli się głośno śmiać. Odwróciłam się w stronę tablicy ciekawa z czego się tak śmieją. Zbladłam, gdy to zobaczyłam. Na zdjęciu byłam ja w samej bieliźnie siedząca okrakiem na jakimś kolesiu. Dokleiła moją twarz do jakiegoś obcego ciała w takiej pozie. Jak Ona mogła. Chwilę siedziałam nieruchomo wpatrzona w to zdjęcie. Śmiechy słyszałam jak by pochodziły z oddali. Po chwili zdjęcie znikło z białej tablicy – Koniec tego! - dopiero oprzytomniałam, ale Oni nadal się śmiali i patrzyli się na mnie. Nie wytrzymałam. Zabrałam swoje rzeczy i szybko wybiegłam z sali. Chciałam stąd uciec i już byłam przed budynkiem. Dopiero teraz się rozpłakałam. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Co za suka! Byłam jednocześnie wściekła i załamana. Miałam już pobiec do domu, ale nic z tego. Nie dam jej tej satysfakcji. Nie poddam się. Trochę spokojniejsza wróciłam i poszłam do łazienki przemyć twarz. Po chwili byłam już z powrotem w sali. Usiadłam na swoim miejscu. W ogóle nie zwracałam na nie uwagę. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich, ale byłam skupiona na zadaniu jakie Baxter napisał na tablicy. Miałam ich wszystkich gdzieś. Skończyłam przed czasem. Baxter do mnie podszedł – Jak zwykle pierwsza – uśmiechał się. Posłałam mu uśmiech z grzeczności – Co my tu mamy – oglądał moją pracę – Świetnie. Jestem pod wrażeniem – nachylił się bardziej nad moim uchem i mówił ciszej – A Victorią się nie przejmuj. To był tylko głupi żart na jej poziomie – spojrzałam na niego. Miał racje, ale miałam nieodparte wrażenie, że ma jakieś ukryte zamiary – I chciałbym Cie przeprosić za tamto. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
- No .. dobrze .. - nie bardzo wiedziałam jak się mam zachować.
- Możesz już iść – odszedł. Zapisałam pracę, wyłączyłam komputer i kierowałam się do wyjścia.
- Tępaku – odezwał się mój wróg. Spojrzałam na nią – Wejdź sobie na portal – miałam ochotę zedrzeć jej ten głupi uśmieszek z gęby. Wyszłam i podeszłam do swojej szafki. Zabrałam potrzebne książki. Ubrałam bluzę, bo zrobiło się chłodniej. Wyszłam i musiałam dać znać Michaelowi, że wyszłam szybciej. Wykręciłam do niego numer i czekałam aż odbierze.
- Ściągnąłem Cie myślami – uśmiechnęłam się.
- Tak? Ale chyba nie przeszkadzam?
- Oczywiście, że nie. Właśnie się wybieram po Ciebie.
- Ja właśnie w tej sprawie. Wyszłam wcześniej i idę już do domu. Nie musisz przyjeżdżać.
- Na pewno?
- Tak kochanie. Jestem już dużą dziewczynką i sobie poradzę.
- Hehe no dobrze. To ja wrócę wieczorem, dobrze?
- Od kiedy się mnie pytasz, do której możesz pracować?
- Oj to tak z grzeczności. No dobrze. Uważaj na siebie. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też – rozłączyłam się. Nie spieszyło mi się. Powietrze było chłodne, ale takie świeże jak nigdy. Zamknęłam na chwilę oczy i zrobiłam głęboki wdech. Aż się uśmiechnęłam.
Byłam sama w domu. Mama była też jeszcze w pracy. Zrobiłam sobie kanapki i nalałam soku do szklanki. Poszłam do Michaela gabinetu. Pozwalał mi korzystać ze swojego komputera. Siedziałam przed monitorem na chwilę się zamyśliłam. Victoria jeszcze nie wiedziała na co mnie stać. Miałam wielką ochotę się zemścić i zrobić taki fotomontaż, że jej przeróbka by mogła się schować. Jednak się powstrzymałam. Nie chciałam wywoływać wojny. Zaczęłam robić jakąś inną przeróbkę zdjęcia, którą dzisiaj powinnam mieć skończoną. Po niecałej godzinie miałam już skończone. Poszłam do kuchni i nalałam sobie znowu soku. Wzięłam łyka i na chwilę się zamyśliłam, bo coś mi się przypomniało. Poszłam z powrotem do gabinetu. Wzięłam wdech i weszłam na portal, o którym mówiła ta zdzira. Okazało się, że zdjęcie krąży w sieci już od wczoraj. To o tym mówiły w łazience. Jak ta suka mogła mi to zrobić! Co ja jej do cholery zrobiłam?! Byłam wściekła. Wstałam, złapałam się za głowę i chodziłam nerwowo po gabinecie. Wróciłam przed ekran i zaczęłam wszystko sprawdzać. Innym to zdjęcie się spodobało. Dobijały mnie ich komentarze. ''Mogę być następny?'', ''Wiedziałam, że jest z tych'', ''Ciekawe ile bierze za godzinę'' itd. Wyłączyłam komputer, bo już nie mogłam tego czytać. Postanowiłam to zignorować. Może zapomną i dadzą mi spokój. Już raz dzisiaj przez nią płakałam. Nie miałam zamiaru znowu. Poszłam do salonu i położyłam się na kanapie. Byłam zmęczona dzisiejszym dniem. Po chwili zasnęłam.
Obudziły mnie jakieś hałasy. Przetarłam oczy i wstałam. Wyszłam z salonu i zobaczyłam, że mama wchodzi razem z Michaelem. O czymś rozmawiali i się śmiali. Niecodzienny widok.
- Cześć kochanie – pocałował mnie – Zgarnąłem Twoją mamę po drodze.
- I widzę, że macie dobry humor.
- Nie da się ukryć. Co robiłaś?
- Spałam heh – mama poszła do kuchni, a za nią unosił się cudny zapach – A co tak pachnie?
- Mówiłem, że wyczuje – zaśmiał się.
- Miałeś rację. Kupiliśmy pizze po drodze – wyciągnęła dwa średnie kartony z pizzami.
- Super. Umieram z głodu. O kanapkach już zapomniałam.
Mike wziął pizze i wszyscy poszliśmy zjeść do salonu. Patrzyłam się na nich jak normalnie ze sobą rozmawiali i byłam szczęśliwa, że w końcu się dogadują.
Gdy Mike poszedł wziąć prysznic, ja poszłam umyć naczynia w tym czasie. Zastanawiałam się czy mu powiedzieć. Ale jednak zostawię, to dla siebie. Wiem, że by się zdenerwował. Wytarłam dłonie i poszłam na górę. Michael już leżał.
- No nareszcie przyszłaś – uśmiechał się.
- Idę się przebrać – poszłam do łazienki i przebrałam się w łazienkę – Co się tak uśmiecham hm? - też się położyłam.
- A tak po prostu. Nie wolno? - musnął ustami moją szyję.
- To już wiem skąd ten dobry humor masz. Bo masz jakieś plany co do mojej osoby.
- Hehe .. powiedźmy .. chce Tobie poprawić humor, bo rano nie miałaś coś humoru.
- Ale już mam. Mike możemy iść po prostu spać? Nie jestem w nastroju dzisiaj – popatrzył na mnie uważnie.
- No dobrze.
- Nie jesteś zły?
- Oczywiście, że nie, kotku – dał mi buziaka. Objął mnie ramieniem – Dobranoc kochanie.

- Dobranoc – zamknął oczy. Zrobiłam to samo. Tej nocy nie mogłam zasnąć.