sobota, 13 września 2014

Chapter 8

Nie miałam ochoty iść na zajęcia, ale przecież musiałam. Zjadłam tylko trochę śniadania. Na nic nie miałam ochoty i nie miałam humoru. Mama usiadła naprzeciwko mnie.
- Betty? Coś się stało?
- Nie … muszę już iść – chciałam wstać, ale położyła swoją dłoń na mojej.
- Przecież widzę … wiem, że jesteś nadal na mnie zła, ale możesz mi powiedzieć o wszystkim. Jestem Twoją matką.
- Daj mi spokój .. proszę Cie – wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z domu. Była ostatnią osobą, której bym o wszystkim powiedziała. Poszłam na ten przystanek autobusowy co zwykle. Mike nie przyjechał. Wiedziałam. Nawet się z tego cieszyłam. Nie musiałam przynajmniej udawać i wyjaśniać mojego dziwnego zachowania. Nie umawiałam się ze Steffi, a i tak na mnie czekała przed wejściem.
- Cześć – przywitała się z uśmiechem.
- Cześć – wymusiłam się na uśmiech.
- Dlaczego jesteś smutna? - weszliśmy do środka.
- A .. takie tam … pewne sprawy, o których nie mam ochoty mówić.
- W porządku. Nie wypytuje. Muszę Ci o czymś powiedzieć.
- To coś poważnego?
- Niby nie … porozmawiamy na długiej przerwie.
- Ok – rozeszłyśmy się. Michael zajmował moje całe myśli i nie mogłam się skupić na zajęciach. Jeżeli tak wygląda miłość, to ja się chce jak najszybciej odkochać. Łudziłam się, że jest na to jakiś sposób.
- Panno Henderson. Proszę zejść na ziemie. Wiem, że są rzeczy bardziej ciekawsze od zajęć, ale po to tutaj Pani jest – wszyscy się zaśmiali.
- Przepraszam – opuściłam głowę i się zawstydziłam. Co On ze mną zrobił? Nie mogłam sobie pozwolić na takie zachowanie. Nauka była najważniejsza. Na długiej przerwie spotkałam się ze Steffi. Tak jak ostatnio poszłyśmy na zewnątrz – No to teraz mów o co chodzi.
- Nie wiem jak zacząć. Mam nadzieje, że to nie zmieni naszych relacji. Nie mówiłam Ci, ale ja tutaj chodzę od niedawna. Nie znam nikogo. Wcześniej z rodzicami i moim starszym bratem mieszkaliśmy w innej dzielnicy. Przeprowadzka oznaczało zmianę uczelni.
- Jak na razie wszystko rozumiem.
- Ale to nie wszystko. Teraz najważniejsze. Evan Baxter jest Twoim nauczycielem, prawda?
- Tak – nie rozumiałam.
- Ja .. ja nazywam się … Steffi .. Baxter … jestem jego siostrą.
- Co? - wybałuszyłam oczy – Żartujesz?
- Chciałabym – posmutniała – Dlatego nie studiuje tego co Ty. Ze względu na mojego brata. Nie chcę, żeby ktokolwiek myślał sobie, że mam u niego fory, czy coś. Jest dobrym nauczycielem. A Ty co sądzisz o nim?
- Wydaje się miły – powiedziałam co chciała usłyszeć. Nie chciałam jej robić przykrości i nie powiedziałam jej co chciał ode mnie. Pewnie i tak by nie uwierzyła.
- Jak byś miała z nim problemy, to mi powiedź – pokiwałam tylko głową – Kończysz dzisiaj o 14?
- Tak.
- Ja też. Może wróciłybyśmy razem, co? Chyba, że Twój przyjaciel po Ciebie przyjedzie.
- Pewnie. Nie dzisiaj po mnie nie przyjedzie. Ma dużo pracy – tak naprawdę tego nie wiedziałam, czy ma pracę, ale wiedziałam jedno … że nie przyjedzie. Miał już kim się zajmować. Oby był z nią szczęśliwy.
- Betty? Zamyśliłaś się na chwilkę.
- Yy .. a tak. Wybacz. Chodź wracamy już – po zajęciach wracałyśmy razem tak jak mówiłyśmy. Okazało się, że Steffi też idzie na autobus. Wysiadała o przystanek wcześniej.
- To widzimy się jutro, tak?
- Tak.
- Ciesze się, że to co Ci powiedziałam, nie zmieniło Twojego zdania o mnie.
- To, że jesteś jego siostrą nie oznacza, że jesteś taka sama. Każdy człowiek jest inny.
- To prawda, ale Evan nie jest taki zły.
- Pewnie tak.
- O ja już muszę wysiadać. Trzymaj się – wysiadła. Gdy ja wysiadłam na swoim przystanku, szłam do domu bardzo wolno. Ojca nie było, a nawet jak by był .. co z tego? Pewnie by się mi dostało. Jakoś się już tego nie bałam. Weszłam do domu.
- Co tak szybko? - mama się zdziwiła – Myślałam, że ten Jackson znowu Cie gdzieś wyciągnie – tak mamo, dobijaj mnie jeszcze bardziej.
- Dzisiaj się z nim nie umawiałam. On ma też swoje obowiązki.
- Coś takiego. Myślałam, że jego głównym obowiązkiem jest zdobycie Ciebie.
- Czego Ty ode mnie chcesz, co?! - wydarłam się. Kompletnie wyprowadziła mnie z równowagi.
- Nie tym tonem moja droga! Nie zapominaj, że rozmawiasz ze swoją matką!
- Tak! Z matką, która ma gdzieś moje uczucia! - pobiegłam do siebie. Dlaczego to jest takie trudne? Dlaczego musiałam Go spotkać na swojej drodze? Nienawidzę siebie. Może uda mi się o nim zapomnieć … o jego uśmiechu. Co ja gadam. Prawie cały dzień przeleżałam w łóżku. Dopiero o 18 zeszłam na dół.
- Betty .. - podeszła do mnie – Przepraszam .. nie chciałam na Ciebie krzyczeć. Chce Cie tylko uchronić przed największym błędem w Twoim życiu.
- Tym błędem jest Michaela?
- Tak .. to przez niego się kłócimy. Wcześniej nie dochodziło między nami do sprzeczek.
- Mamo … ale ja … - już chciałam wyznać jej moje uczucia do niego. Spojrzałam w jej oczy i zdałam sobie sprawę, że nie mogę jej powiedzieć.
- O co chodzi? - opuściłam głowę.
- Już nic.
- Na pewno? - pokiwałam głową – No dobrze. Mam prośbę. Mogłabyś iść do marketu? Zabrakło mi parę rzeczy na kolacje.
- Dobrze – dała mi listę zakupów i pieniądze. Sklep był nie daleko. Zrobiłam potrzebne zakupy i ruszyłam w drogę powrotną. Gdy byłam już blisko domu i przechodziłam obok krzaków, coś złapało mnie w pasie, zasłonił ręką usta i zaciągnęło do tych krzaków. Chciałam krzyczeć, ale nie dałam rady.
- Betty, Betty … spokojnie .. to ja – poznałam ten głos i przestałam się wyrywać. Odwrócił mnie w swoją stronę – Nie chciałem Cie wystraszyć.
- Ale udało Ci się.
- Przepraszam. Nie wiedziałam jak się z Tobą skontaktować.
- Po co?
- Słucham? Co Ty mówisz? Posłuchaj … - złapał mnie delikatnie za ramiona – Dlaczego wczoraj uciekłaś? Chciałem Cie przedstawić .. - nie dałam mu dokończyć.
- Mama czeka na zakupy. Muszę iść – wyminęłam Go i wyszłam z tych krzaków. Czułam się źle z tym jak Go traktuje. Nie zasługiwał na to.
- Stój! - pobiegł za mną i mnie zatrzymał – Co się dzieje? Dlaczego tak się zachowujesz? Wczoraj od razu chciałem do Ciebie jechać, ale postanowiłem dać Ci trochę czasu. Chociaż nie mam pojęcia co zrobiłem nie tak.
- Nic nie zrobiłeś.
- Więc o co chodzi? - zobaczyłam, że przechodnie się na nas gapią.
- Chodź – pociągnęłam Go za rękę bardziej w pobliże mojego domu. Widać było okna kuchni – Mike .. masz swoje życie .. - nie wiedziałam jak mu powiedzieć, żeby zajął się swoją dziewczyną.
- Nie rozumiem … nie chcesz się ze mną już przyjaźnić? O to chodzi?
- Oczywiście, że chce.
- To mi to wyjaśnij, bo nie rozumiem.
- Nie mam czego wyjaśniać. Nie znałeś mnie i też było dobrze. Nic nie wniosłam do Twojego życia.
- Mylisz się. Wniosłaś bardzo dużo – dotknął mojego policzka. Walczyłam, żeby mu nie wyjawić co do niego czuje.
- Ty w moje też – przyznałam.
- Więc dlaczego uciekłaś? Chciałem, żebyś poznała moją siostrę, Ona Ciebie też chciała, a Ty po prostu wyszłaś.
- Ale … siostrę? - myślałam, że się przesłyszałam.
- Tak .. - uśmiechnął się – LaToya jest moją starszą siostrą. Ostatnio nasze relacje się poprawiły i opowiadałem jej o Tobie. Bardzo chciała Cie poznać i myślałem, że to dobry pomysł .. jednak .. myliłem się – posmutniał.
- Mike .. nie wiedziałam, że Ona .. jest Twoją siostrą.
- A kim? Dziewczyną? - zaśmiał się. Nie odpowiedziałam – Naprawdę tak pomyślałaś?
- Wiem .. to głupie.
- Bym Ci od razu powiedział, gdybym kogoś miał. Nie oszukał bym Cię.
- Przepraszam .. nie wiem dlaczego tak pomyślałam.
- To co teraz? Przytulas na zgodę? - zrobił niewinną minkę i wyciągnął ręce w moją stronę. Uśmiechnęłam się i przylgnęłam do niego. Przerażało mnie to, że nie chciałam się od niego oderwać. Na szczęście On też nie miał zamiaru mnie puszczać i nie wyszłam dzięki temu na jakąś nienormalną – Hehe ja też tęskniłem – odsunęłam się od niego i spojrzałam poważnie.
- Jak mogłeś mnie tak przestraszyć? - walnęłam go w ramię – Myślałam, że to jakiś psychol albo gwałciciel.
- Ałł hehe .. - śmiał się.
- Ja Ci się zaraz pośmieje – dostał torbą z zakupami.
- Ałć - zasłaniał się.
- Zaraz Cie bardziej zaboli – zaczął mi uciekać – Wracaj tutaj! - pobiegłam za nim – Już Cie nie uderzę. Zatrzymaj się – niepewnie się zatrzymał.
- Na pewno?
- Tak – podeszłam do niego – A masz! - dostał jeszcze z dwa razy i na więcej mi nie pozwolił, bo złapał mnie od tyłu w pasie.
- I co teraz? - poczułam jego ciepły oddech na mojej szyi – Myślisz, że możesz tak mnie bezkarnie bić?
- A możesz już mnie puścić? - nie czułam się komfortowo w takiej sytuacji.
- A jak nie chce, to co?
- To jeszcze raz dostaniesz i to w takie miejsce, że na pewno poczujesz.
- Oj .. poważna groźba. Wole nie ryzykować – puścił mnie – Ale musiałaś aż tak mocno mnie bić? - masował bolącą głowę.
- Należało Ci się i już mnie tak nie strasz.
- Nie będę. Chodź na chwilkę do auta – wziął mnie pod rękę i szliśmy do samochodu. Otworzył drzwi – Tak szybko uciekłaś, że zapomniałaś o swoim prezencie – wystawił dłoń w moim kierunku, w której trzymał telefon.
- Jesteś tego pewien?
- Oczywiście .. inaczej bym Ci Go nie kupił – nadal miałam wątpliwości, ale przyjęłam prezent.
- Dziękuje – schylił się niżej i wskazał palcem swój policzek – Hehe – pocałowałam Go w ten policzek.
- I teraz jesteśmy kwita. Słuchaj .. masz dzisiaj jakieś plany?
- Nie mam, ale robi się już późno. Powinnam wracać do domu.
- To Cie chociaż odprowadzę.
- Dobrze.
- I daj mi tą reklamówkę z zakupami.
- Nie jest ciężka – spojrzał na mnie wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu – No dobra. Trzymaj.
- Jeszcze bym Ciebie uradził na drugiej ręce.
- Jasne – zapomniałam, że z nim się nie zaczyna. Po chwili unosiłam się nad ziemią – Puść mnie, wariacie – trzymał mnie tylko jedną rękę, a w drugiej miał zakupy.
- Sama mnie sprowokowałaś, to teraz nie narzekaj. Będziesz miała transport pod same drzwi. Mam nadzieje, że Twoja mama nie wyskoczy na mnie z patelnią – zaśmiałam się.
- Miejmy nadzieje, że nie.
- Proszę bardzo – puścił mnie na nogi – Została Pani bezpiecznie przetransportowana.
- Bardzo dziękuje, ale nie było to konieczne – staliśmy przed drzwiami wejściowymi. Oddał mi zakupy.
- Moja mama i siostry chcą Cie poznać. Kiedy dasz się zaprosić na obiad do domu mojej mamy?
- Mike … mam teraz dużo nauki. Chciałabym, ale na chwilę obecną jest to niemożliwe. Na pewno jeszcze je poznam.
- Ehh … nie będę Cie namawiał, ale pamiętaj o tym. Zresztą i tak co jakiś czas będę Ci przypominał – wyszczerzył się.
- Domyślam się – po chwili zrobiła się niezręczna cisza – Yy … to ja już wejdę do środka.
- Ok … Betty?
- Tak? - zatrzymałam się jeszcze. Podszedł do mnie.
- Chciałem Ci życzyć kolorowych snów – pocałował mnie w policzek bardzo blisko ust – Dobranoc – wsiadł do auta i odjechał. Nie mogłam dojść do siebie i zostałam jeszcze chwile na zewnątrz. Nie wiem, czy zrobił to specjalnie, czy nieumyślnie, ale to było dla mnie coś zupełnie nowego. Nawet jeżeli nie pocałował mnie prosto w usta, to i tak było to dla mnie nowe doświadczenie. Musiałam wrócić do domu. Nie chciałam tłumaczyć się mamie, gdzie byłam.
- Co tak długo? Zanieść zakupy do kuchni – zrobiłam co mi kazała. Miałam nadzieje, że nie zauważy mojego innego zachowania. Weszła za mną – Kupiłaś wszystko?
- Tak – wypakowałam zakupy. Dziwnie się na mnie patrzyła aż w końcu się odezwała.
- Mówiłaś, że dzisiaj nie masz się z nim spotkać – spojrzałam się na nią zaskoczona – Widziałam Was. Zapytam wprost. Co Was łączy?
- Nic … przyjaźń. Już mówiłam.
- To mi wyglądało na coś innego. Przyjaciele nie przytulają się aż tak do siebie. Poza tym widziałam jak na Ciebie patrzył.
- Wydaje Ci się. To był normalny przyjacielski uścisk.
- Nie oszukuj mnie. A co robiliście pod drzwiami?
- Tego już nie widziałaś, co? W ogóle to jakim prawem nas podglądasz?
- Bo się o Ciebie martwię i odpowiedź na moje pytanie. Co robiliście?
- Nic! Pocałował mnie w policzek na pożegnanie! A nawet jeżeli by zrobił coś więcej … nic Ci do tego!
- Od kiedy mówisz do mnie takim tonem? On Cie buntuje przeciwko mnie?
- Jesteś nienormalna! - poszłam do siebie. Zamknęłam drzwi, oparłam się o nie i zsunęłam się na podłogę. Faktycznie ostatnio zrobiłam się jakaś nerwowa. Nie panowałam nad tym. Około godziny 23 leżałam już w łóżku i nagle zadzwonił mój telefon, który dostałam od Michaela. Zdziwiłam się, bo numer nie znał nikt prócz Michaela – Słucham? - odebrałam niepewnie.
- To ja. Poznajesz? - zawsze poznam ten głos.
- Tak .. nie spodziewałam się, że zadzwonisz o tej godzinie.
- Mam nadzieje, że Cie nie obudziłem.
- Nie. Dopiero się położyłam.
- To dobrze – chwila ciszy – Będę jutro na Ciebie czekał jak zawsze.
- A nie masz ciekawszych zajęć?
- Hmm – udał, że myśli – Nawet, gdybym miał, to i tak bym przyjechał, bo widziałem Cie parę godzin temu, a już tęsknie.
- Dlaczego? - nie odpowiedział od razu.
- Po prostu … tęsknie i już. Nie można? - zaśmiał się nerwowo. Wyczułam to. Nie wiedziałam co o tym myśleć.
- M-można.
- Miałaś jakieś problemy z mamą? - zmienił temat.
- Trochę była zła, że długo mnie nie było, ale poza tym to nic nie mówiła – nie chciałam mu mówić prawdy.
- A już się bałem, że mi się oberwie hehe.
- A kto mi przypomina, że jestem już dorosła i nie muszę wracać o 22?
- Hehe no ja, ale wiesz … nie chce jeszcze bardziej narażać się Twojej mamie. Chociaż i tak wiem, że mnie nienawidzi.
- Nie mów tak. Gdy Cie lepiej pozna, zmieni zdanie. Jestem pewna.
- Chciałbym abyś miała racje. Tylko ciężko w to uwierzyć – westchnął.
- Wiesz, że jej zdanie nie jest ważne.
- Bardzo mnie cieszą Twoje słowa. Teraz jestem pewny, że nie dopuścisz aby Twoja matka zniszczyła naszą .. przyjaźń.
- To jest trudne. Nie chce z nią się kłócić, ale chce, żeby coś zrozumiała.
- Nie martw się na zapas. Jutro się spotkamy i humor Ci się poprawi.
- Coś planujesz?
- Hmm … może – byłam pewna, że w tym momencie się uśmiechał.
- Powinnam się bać?
- Znasz mnie i wiesz, że nie masz czego.
- Mam .. Twoich pomysłów hehe.
- Nom to prawda. To nic takiego. Twojego ojca nie ma?
- Na razie Go nie ma i wiem, że jest Ci to na rękę.
- Oj tam … no dobra .. przyznaje się hehehe – też się zaśmiałam i niechcący ziewnęłam – Widzę, że ktoś tu jest śpiący.
- Trochę.
- Nie będę Cie już męczył. Musisz się wyspać, bo oczki będziesz miała podkrążone.
- Hehe .. nie będzie tak źle. Ale może pójdziemy już naprawdę spać, bo Ty też musisz się wyspać.
- Ja to tam ja. Dam sobie radę.
- Weź tak nie mów, bo jest mi przykro.
- Przepraszam.
- Mike? Mam pytanie …. normalnie pójdziesz spać, czy … weźmiesz .. tabletkę?
- Betty … wiesz, że muszę.
- Nie chce, żebyś je brał. Zrób to dla mnie i dzisiaj nie bierz. Wieże, że uda Ci się zasnąć.
- To nie jest takie proste. Chciałbym zasypiać tak jak kiedyś, ale nie mogę. Nic na to nie poradzę. Proszę .. nie bądź na mnie za to zła.
- Nie jestem .. to nie Twoja wina, ale się o Ciebie martwię.
- Naprawdę nie musisz. Nie mówmy już o tym.
- I tak wrócimy do tej rozmowy.
- Już się boję hehe. Kurcze .. kończymy, bo naprawdę nie wstaniesz.
- Ok.
- Do zobaczenia za niedługo i dobranoc.
- Dobranoc, Mike – rozłączył się. Chyba coraz bardziej mi odbija. Coraz głębiej popadałam w to uczucie i już nie mogłam z tego wybrnąć. Wiedziałam, że z dnia na dzień będę kochała Go coraz bardziej i bałam się tego. Nie chciałam aby kiedykolwiek się o tym dowiedział. Nawet zaczęłam o nim śnić. To nie było nic nie przyzwoitego. Po prostu śniły mi się nasze spędzone chwile. Od teraz stresowałam się za każdym razem, gdy mieliśmy się spotkać.

sobota, 6 września 2014

Chapter 7

Było sobotnie popołudnie. Prawie nie wychodziłam z pokoju. Czegoś mi bardzo brakowało, a właściwie kogoś. Nie oszukujmy się. Tą osobą był Mike. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo się do niego przywiązałam. Wcześniej nie wiedziałam co to znaczy za kimś tęsknic do tego stopnia, że się cały czas myśli o tej osobie. Z mamą nie mogłam o tym porozmawiać. Ciągle powtarzała, że mi to przejdzie, ale ja wiedziałam, że to nie prawda. Dłubałam widelcem w obiedzie. Nie miałam coś ochoty na jedzenie. Razem z mamą usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Powiedziała, że pójdzie otworzyć. Po chwili wróciła.
- Betty .. ktoś do Ciebie – zdziwiłam się i z ciekawości poszłam zobaczyć kto to.
- Cześć – przywitała się młoda dziewczyna. Była w moim wieku – Jetem Stephanie, ale wszyscy mówią mi Steffi – uśmiechnęła się.
- Yyy .. cześć .. ja ..
- Wiem .. Betty .. - a ja nadal nic nie rozumiałam. Skąd Ona znała moje imię i wiedziała gdzie mieszkam – Pewnie się zastanawiasz co tutaj robię.
- No .. tak. Znamy się?
- Nie kojarzysz mnie, ale chodzimy razem na wykłady z języka Angielskiego. Siedzę na końcu sali.
- Aha … więc .. po co przyszłaś?
- Nauczycielka mnie poprosiła abym przyniosła Ci zaległy materiał. Nie chce, żebyś znowu miała takie zaległości jak ostatnio – dopiero się spostrzegłam, że stoimy w drzwiach.
- Oh wybacz … chodź do środka – przepuściłam ją i zamknęłam drzwi. Ojca dzisiaj nie było, więc nie musiałam się obawiać – Mamo .. pójdziemy do mnie, dobrze? - wyszła z kuchni.
- Dobrze – uśmiechnęła się – Przynieść Wam coś do picia?
- Ja dziękuje. Przyszłam tylko na chwilę – poszłyśmy do mojego pokoju – Ładnie tutaj masz.
- Dziękuje .. siadaj – wskazałam na fotel. Usiadła i wyciągnęła z torby szkolnej zeszyty.
- Będziesz w poniedziałek na zajęciach?
- Tak.
- To jeżeli chcesz, to możesz mi oddać zeszyty w poniedziałek. Nie ma problemu.
- Naprawdę? Ale nie będziesz miała z czego się uczyć.
- Mam jeszcze książki. Nie ma sensu, żebyś teraz na szybko przepisywała, a trochę tego jest – posiedziała jeszcze trochę i wytłumaczyła mi nowy materiał. Widziałam jak na mnie patrzyła, gdy czytałam – Przepraszam … to nie moja sprawa, ale .. co Ci się stało?
- Yyy … spadłam ze schodów.
- Wybacz .. nie powinnam pytać.
- W porządku – do pokoju weszła mama. Oczywiście bez pukania no bo i po co.
- Betty .. telefon do Ciebie – podała mi. Przyłożyłam do ucha.
- Tak?
- Cześć księżniczko – to był Mike.
- Cześć Mike.
- Jak się czujesz?
- Już lepiej … nie martw się.
- Wiesz, że i tak będę. Ale powiem Ci, że jestem pozytywnie zaskoczony, że Twoja mama przekazała Ci słuchawkę.
- Hehe ja też – Steffi udawała, że nie słyszy i coś tam czytała.
- A co teraz porabiasz? Bo ja się nudzę bez Ciebie.
- Ja? Yy .. u mnie jest koleżanka.
- Koleżanka? - był zdziwiony, bo wcześniej mu mówiłam, że nie mogę nikogo przyprowadzać ani, że nie mam żadnej.
- W poniedziałek Ci wytłumaczę.
- No dobrze, ale na pewno to nie kolega?
- Mike .. przecież wiesz.
- Wiem wiem .. żartowałem – lekko się zaśmiał – Nie będę Ci już przeszkadzał. Mam nadzieje, że Twoja matka następnym razem też powie Ci, że dzwonię.
- Trzeba mieć nadzieje – uśmiechnęłam się.
- To prawda … no dobrze. Do zobaczenia .. już się nie mogę doczekać – nie wiedziałam co odpowiedzieć – Zawstydziłem Cie? - w tej właśnie chwili poczułam, że się rumienie.
- N – nie …
- Wybacz .. nie chciałem … do poniedziałku. Paa.
- Pa – rozłączyłam się. Steffi patrzyła się na mnie i się odezwała.
- To Twój chłopak?
- Co? Nie .. to tylko przyjaciel.
- Naprawdę? A zarumieniłaś się jak by był kimś więcej.
- Po prostu .. jestem wstydliwa.
- Wybacz, że tak ciągle wypytuje.
- W porządku – uśmiechnęłam się z przymusu, bo tak naprawdę nie odpowiadało mi to, że tak się wypytuje. Nie znałam jej i nie chciałam jej za dużo mówić.
- Nie będę już Ci zabierała czasu. Będziesz na pewno w poniedziałek na zajęciach?
- Tak, tak …
- W takim razie będę na Ciebie czekała przed wejściem, ok?
- Dobrze .. i dziękuje – odprowadziłam ją do drzwi.
- Nie ma problemu. Cześć – wyszła.
- Co chciała? - mama wyszła z kuchni – To Twoja koleżanka?
- Przyniosła mi zeszyty do przepisania. Z nią też nie mogę się zadawać?
- Nie zaczynaj – wróciła do kuchni.
- To ja zaczynam? To Ty mi wszystkiego zabraniasz – poszłam za nią – Jej też nie znasz.
- Ale Ona to co innego. Jest dziewczyną i nie mam nic przeciwko. Ale wiesz, że jak ojciec jest w domu, to nie może przychodzić.
- Mike też może przychodzić – spojrzała się na mnie – Dobrze słyszałaś … Mike będzie do mnie przychodził, gdy ojca nie będzie – postawiłam jej się.
- Jeszcze ja mam coś tutaj do powiedzenia.
- Ty już powiedziałaś swoje – trzasnęłam drzwiami i poszłam do siebie. Było mi przykro. Moja własna matka mnie nie rozumie, a ja chciałam ją prosić o radę. Dobrze, że tego nie zrobiłam. Musiałam się przejść. Zarzuciłam na siebie bluzę i wyszłam z domu. Poszłam do parku i usiadłam na ławce. Spojrzałam na zegarek. Było po 17, a mi się nadal nie chciało wracać do domu. W oddali zobaczyłam znajomą postać. Był przebrany, żeby nikt Go nie rozpoznał, ale ja poznałam. Ale chwila … czy On idzie z kobietą? Tak … wzięła Go pod ramię i szli sobie parkiem. Uśmiechnięci i zadowoleni. Dlaczego poczułam się dziwnie widząc tą scenę? Przecież byliśmy jedynie przyjaciółmi. Jednak i tak zrobiło mi się przykro. Nie chciałam, żeby mnie zauważył, dlatego wyszłam z parku. Byłam ciekawa, czy powie mi o swojej dziewczynie. W końcu przyjaciele zwierzają się sobie.

                                                                    ~~~~~~~~~~~~~~

Nadszedł dzień powrotu na zajęcia. Podeszłam do lustra. Siniaków nie było już widać. Mama miała specjalną maść, która likwidowała siniaki w parę dni. Niestety na plecy ani na inne części ciała Ona nie działała. Zjadłam śniadanie i poszłam na autobus. Myślałam, że Mike nie przyjedzie, ale myliłam się. Już na mnie czekał. Przywitaliśmy się i otworzył mi drzwi. Na początku jechaliśmy w ciszy.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Już dobrze – nie patrzyłam na niego, tylko przez szybę.
- Coś się stało? Jesteś na mnie zła?
- Nie .. no co Ty.
- To o co chodzi? - czułam jego wzrok na sobie.
- Jest coś o czym chciałbyś mi powiedzieć, ale nie wiesz jak albo boisz się mojej reakcji? - spojrzałam się na niego.
- Ja? Nie .. wiesz o mnie wszystko. Nie mam żadnych tajemnic – spodziewałam się takiej odpowiedzi. Nie wiedziałam dlaczego nie chce mi powiedzieć prawdy.
- Yhym .. - odwróciłam głowę. Nie potrafiłam z nim normalnie rozmawiać, wiedząc, że ukrywa przede mną swoją dziewczynę. Zatrzymał się na parkingu jak zawsze. Chciałam wysiąść.
- Betty .. - zatrzymał mnie – Co się dzieje?
- Nic .. naprawdę.
- Wiem, że nie mówisz mi prawdy – i kto to mówi – No dobrze … nie zatrzymuje Cie już. Przyjadę jak zawsze i mam dla Ciebie niespodziankę – uśmiechnął się.
- Dla mnie? Jaką?
- Jak powiem, to nie będzie niespodzianki. Jest Twój ojciec?
- Jest, ale po południu wychodzi.
- Bardzo dobrze. Bo ta niespodzianka jest u mnie w domu. Chyba nie masz nic przeciwko?
- Nie .. nie mam. Pójdę już, dobrze?
- Tak .. leć, bo się spóźnisz .. aha i jeszcze coś – niespodziewanie pocałował mnie w policzek. Jak zwykle się zarumieniłam i wysiadłam. Steffi czekała już na mnie przy wejściu. Oddałam jej zeszyty.
- Dziękuje.
- Jak byś jeszcze czegoś potrzebowała, to mów.
- Dobrze.
- To był On? - chodziło jej o to, że mnie odwiózł.
- Tak .. przywozi mnie i odwozi.
- To rzadkie zjawisko, że przyjaciel ma czas, żeby codziennie odwozić przyjaciółkę – czy Ona coś sugerowała?
- Po prostu potem jedzie do pracy – weszliśmy do szkoły.
- Aha .. czyli jest starszy od Ciebie, tak?
- No tak .. ale nie tak dużo .. - wiedziałam, że Steffi czekała na ciąg dalszy – Ehh … ma 28 lat. Moja matka nie jest z tego powodu zadowolona. Powiedź mi .. czy to jest coś złego jeżeli przyjaciel jest starszy?
- Jasne, że nie. Twoja mama jest najwidoczniej przewrażliwiona. Najważniejsze, że miło spędzacie czas i się dogadujecie. Poza tym jesteś dorosła.
- Wiem … - szłyśmy wzdłuż korytarza i kątem oka widziałam jak Victoria i jej koleżaneczki się na mnie patrzyły. Gdybym była sama pewnie by podeszły.
- Masz z nimi na pieńku?
- Powiedźmy … po prostu .. znaleźli sobie kozła ofiarnego.
- Nie możesz im na to pozwolić. Muszą zobaczyć, że nie są bezkarne. Wiesz, że One są zdolne zrobić wszystko aby tylko dostać to czego chcą.
- Już się o tym przekonałam.
- Co masz na myśli? - zadzwonił dzwonek na lekcje i każda poszła w swoją stronę. Siedząc w ławce zastanawiałam się czy mogę jej zaufać. Wydawała się sympatyczną dziewczyną, ale od tak dawna nie rozmawiałam z innymi, że teraz miałam opory. Musiałam się przełamać. Czekałam na koniec zajęć, bo nie mogłam się doczekać aż znowu porozmawiam ze Steffi. Upragniony dzwonek. Wszyscy wyszli z klasy. Miałam czekać na Steffi. Tak się umówiłyśmy. Z daleka zobaczyłam idąca Victorie. Udałam, że jej nie widzę. Jednak podeszła do mnie i złapała za ramię.
- Co Ty sobie wyobrażasz?
- Słucham?
- Napuściłaś na nas tego kolesia. Gdyby nie Ty miała bym Go już w garści. Widać, że jest nadziany. Jeszcze raz mi przeszkodzisz, a mnie popamiętasz – powiedziała ciszej i odeszła. Akurat przyszła Steffi.
- Znowu Ci dokuczała?
- Nie .. tym razem ostrzegała – chciałam zmienić temat – To co? Idziemy na lunch?
- Tak, ale i tak wszystko mi opowiesz – poszłyśmy na stołówkę i kupiłyśmy jedzenie – A może zjemy na dworze? Co Ty na to?
- Dobry pomysł – wyszłyśmy na zewnątrz. Sama jakoś nigdy się nie odważyłam. Nie uśmiechało mi się stać tak samej jak kołek, a teraz było inaczej. Usiedliśmy na równo ściętym trawniku przy dębie – Miło tak na świeżym powietrzu.
- Tak …. no to opowiadaj. Mamy długą przerwę - może i faktycznie zwierze jej się z pomysłów Victorii. Zaczęłyśmy jeść i w tym czasie rozmawiałyśmy, a właściwie to ja mówiłam.
- Ehh … Victoria widziała jak ten mój przyjaciel ciągle mnie przywozi i w ogóle, więc wymyśliła, żebym ich poznała. Masz pojęcie? Powiedziała, że ma niezłą furę i jeżeli ja Go nie chcę to, żebym taka nie była i ją z nim poznała. Oczywiście odmówiłam.
- I co zrobiła?
- Jak wychodziłam … zaciągnęły mnie za krzaki i kazała, żeby mnie pilnowała, a sama poszła do niego. Już na mnie czekał na parkingu. Spławił ją i ''uwolnił'' mnie od nich.
- Nie mogę w to uwierzyć. Ona jest nienormalna. A teraz co od Ciebie chciała?
- Że ją popamiętam, ale się nią nie przejmuje. Jest mocna tylko w buzi – to nie była do końca prawda, ale nie chciałam jej tego mówić. Znowu przerwał nam dzwonek.
- To już moja ostatnia lekcja, a Twoja? - szliśmy w stronę uczelni.
- Ja mam jeszcze dwie. No to do jutra – pożegnaliśmy się i weszliśmy do swoich klas. Ten dzień był inny niż wszystkie wcześniejsze. Czas leciał bardzo szybko i pierwszy raz odkąd znam Michaela nie cieszyłam się, że niedługo Go zobaczę. Dlaczego nie mówi mi prawdy? O co tutaj chodzi? W końcu mogłam iść do domu. Podeszłam jeszcze do swojej szafki, zabrać potrzebne książki. Na szafce była kartka od dyrektorki, że mam przyjść pod wskazany gabinet. Nie zdziwiło mnie to, bo nauczyciele, czy też właśnie dyrektorka zostawiali uczniom takie wiadomości na szafkach, gdy nie mogli iść znaleźć. Bez żadnych obaw udałam się tam. Sala byłą pusta. Postanowiłam zaczekać. Ale zamiast dyrektorki wszedł jakiś koleś.
- Betty? - zapytał.
- Tak .. kim jesteś? Czekam na dyrektorkę – zamknął za sobą drzwi na klucz.
- Dzisiaj to ja jestem dyrektorką – podszedł do mnie – Posłuchaj mała. Jeszcze raz przeszkodzisz mojej siostrze, a mnie popamiętasz!
- Co? Ja nic nie zrobiłam – byłam przerażona.
- Zamknij się! O wszystkim wiem! Victoria zdobędzie Twojego ''kolegę'' czy Ci się to podoba, czy nie! Jasne?! Chyba nie chcesz do końca życia jeść przez słomkę, co?! - nie odpowiedziałam – Tak myślałem. Mądra decyzja – miał już odejść – I jeszcze coś. Jeżeli komuś powiesz o tej rozmowie .. już po Tobie – od kluczył drzwi. Rozejrzał się, czy nikt nie idzie i wyszedł. Strach mnie sparaliżował i nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Co Oni ode mnie chcą? Napuściła na mnie swojego brata. Do czego Ona jeszcze się posunie. Bałam się, ale musiałam wyjść. Mike pewnie już na mnie czekał. Na korytarzu nikogo już nie było, więc wyszłam z budynku. Zobaczyłam auto Michaela i podeszłam do niego. Nie wsiadłam.
- Betty? Co się dzieje? Dlaczego nie wsiadasz? - opuścił szybę.
- Na pewno nie masz innych planów?
- Co do Ciebie? Oczywiście, że mam – uśmiechnął się.
- Nie o to mi chodziło.
- Wsiadaj już – nie chciał słyszeć sprzeciwu. W końcu wsiadłam – Jak tam zajęcia? - odpalił auto i ruszyliśmy.
- Normalnie … nic ciekawego się nie wydarzyło.
- Nie miałaś żadnych kłopotów? - oczywiście, że miałam, ale przecież Ci nie powiem.
- Nie … zabierasz mnie do siebie? - zmieniłam temat.
- Nom .. tam mam dla Ciebie niespodziankę – uśmiechnął się od ucha do ucha. Uśmiechnęłam się słabo. Też spoważniał – Na pewno wszystko ok?
- Na pewno – już nie poruszał tego tematu. Zajechaliśmy pod jego dom. Tak naprawdę dopiero teraz mogłam się przyjrzeć wnętrzu. Za pierwszym razem, gdy tutaj byłam była noc.
- Rozgość się. Chcesz coś do picia?
- Zdaje się na Ciebie – usiadłam na kanapie.
- O jaka odważna – uśmiechnął się łobuzersko – Żartowałem. Zrobię dla nas coś dobrego. Zaraz wracam – zniknął chyba w kuchni. Jak na faceta, to miał bardzo przytulnie urządzony dom. Rozglądałam się dookoła. Nagle za sobą i tuż przy uchu usłyszałam – Podoba Ci się? - odwróciłam się. Przez chwile patrzeliśmy sobie w oczy i nasze nosy prawie się stykały.
- T-tak – za jąkałam się – Masz tutaj bardzo ładnie.
- Dziękuje .. mnie też się podoba – usiadł przy mnie – Robię gorąco czekoladę. Lubisz?
- Jasne – jakoś ciężko mi się rozmawiało, a przecież wcześniej tak nie było. Zaczęło mnie krępować to, że patrzył się na mnie bez przerwy.
- Idę po Twój prezent. Nie ruszaj się stąd – pogroził w żartach palcem.
- Hehe dobrze.
- Grzeczna dziewczynka – poszedł schodami na górę. Parę minut później wrócił i kazał mi zamknąć oczy. Poczułam, że usiadł na swoje poprzednie miejscu – Już możesz otworzyć – otworzyłam. Trzymał w ręku telefon komórkowy. Nie wiedziałem co powiedzieć – Dla Ciebie – wręczył mi.
- Ale .. Mike … nie mogę tego przyjąć.
- Dlaczego nie? Dzięki temu będziemy mieli ze sobą kontakt i Twoja matka już nie będzie mówiła, że nie dzwoniłem i że mam Cie gdzieś.
- No .. to prawda.
- Więc .. przyjmujesz prezent? Proszę – zrobił słodkie oczka.
- Tak … robię to dla Ciebie.
- I dla siebie – przytulił mnie – Aha i jeszcze coś … wystarczy, że wciśniesz jedynkę i słuchawkę, a połączysz się z najważniejszym numerem.
- Czyli ..?
- Moim oczywiście – wyszczerzył się. Walnęłam Go poduszką – Ej … oj zapomniałem o czekoladzie. Zaraz wracam – pobiegł do kuchni. Był niemożliwy. Piętnaście minut później siedzieliśmy sobie i rozmawialiśmy. Mike potrafił mnie rozbawić. Zastanawiało mnie jedno … dlaczego co chwilę spoglądał na zegarek.
- Czekasz na kogoś? - w końcu zapytałam.
- Tak .. chce Ci kogoś przedstawić. Mam nadzieje, że się polubicie. Bardzo mi na tym zależy.
- Ale o kim mówisz?
- Niedługo ją poznasz – ją? Chyba nie chciał mi przedstawiać swojej dziewczyny. Nie byłam na to gotowa.
- Yhym … - prawie dopiłam swoją czekoladę i usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć – poleciał do drzwi. Usłyszałam, że mnie woła, więc poszłam w tamtą stronę. Miałam racje. To była Ona.
- Miło mi Cie poznać – wyciągnęła dłoń w moją stronę. Uścisnęłam ją – Michael dużo mi o Tobie opowiadał i ciesze się, że mogę Cie w końcu poznać.
- Betty to jest …
- Przepraszam ja muszę już iść – zabrałam szybko swoje rzeczy.
- Ale .. poczekaj – chciał mnie zatrzymać.
- Mama nie wie gdzie jestem – wyszłam z domu i szybkim krokiem szłam chodnikiem. Na całe szczęście nie poszedł za mną. Nawet nie wzięłam swojego prezentu. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu .. w swoim pokoju. Weszłam do domu z prędkością światła i jeszcze szybciej w swoim pokoju. Położyłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Co się ze mną dzieje. Powinnam się cieszyć, że ma dziewczynę i jest szczęśliwy, ale nie mogłam. Odpowiedź była tylko jedna …. zakochałam się.