sobota, 20 grudnia 2014

Chapter 12

Witajcie!
Od razu napiszę, że notki nie będą pojawiały się co tydzień, bo nawet tego nie napisałam, wiec nie rozumiem oburzenia co niektórych osób. To, że nie dodaje notki przez tydzień, dwa, czy też miesiąc nie oznacza, że skończyłam z pisaniem. Mam nadzieję, że tym razem to jest jasne, a jak nie, to trudno. Inni to jakoś rozumieją. Poza tym teraz jest taki czas, że na nic się nie ma czasu, bo przygotowania do świąt i wgl. Aha jeszcze tylko jedna sprawa. Proszę komentować treść notki, a nie to, że nie dodałam nowej.
Już nie przedłużam i zapraszam na nową notkę. Przyznam, że nie wyszła mi za dobrze, ale nie miałam kiedy nad nią popracować. Życzeń jeszcze nie składam, bo zrobię to w osobnej notce ;)


                                                                      ~~~~~~~~~~~


Nadszedł w końcu ten dzień. Dzień oddawania skończonych referatów. Na szczęście razem ze Steffi zdążyłyśmy Go dokończyć. Obie byłyśmy zadowolone z naszej pracy. Steffi nadal się upiera, że to głównie moja zasługa, ale ja wiedziałam swoje. Steffi bardzo dużo wniosła do niego, a gdyby nie Mike i tak pewnie nie udało by Nam się tak dobrze napisać. Siedzimy właśnie w klasie i czekamy na swoją kolej. Nauczycielka wyczytała Nas. Obie podeszłyśmy do jej biurka i oddałyśmy referat. Wyniki miały być za tydzień, gdy przeczyta już wszystkie. Wróciłyśmy na swoje miejsce. Po lekcjach, nauczycielka poprosiła mnie abym została chwilę. Tak też zrobiłam.
- Betty wiesz, że niedługo kończy się rok szkolny, prawda?
- Tak.
- I wiesz, że zgodnie z regulaminem zanim On się skończy, należy opłacić kolejny rok.
- Oczywiście. Przekaże mamie.
- Dobrze. Masz na opłaceniu roku, tydzień. Gdyby były jakieś problemy, przyjdź do mnie i powiedź.
- Rozumiem i dziękuje.
- Możesz już iść – uśmiechnęła się.
- Do widzenia – wyszłam. Steffi czekała na mnie.
- I co chciała?
- Uprzedziła mnie tylko o zapłacie za kolejny rok – Steffi była lekko zdziwiona – Hm?
- Moi rodzice musieli zapłacić za całe studia od razu. Tak samo jak pozostali.
- Bo .. widzisz … u mnie jest trochę inna sytuacja finansowa.
- Przepraszam – zrobiło jej się głupio.
- W porządku.
- Macie tyle kasy?
- Tak. Rodzice zaoszczędzili na moje studia, ale mama i tak zadecydowała, że woli opłacać co roku, a nie od razu całość.
- Ok .. bo, gdyby coś to wiesz, że mogę Ci pożyczyć, a właściwie moi rodzice – nie spodziewałam się tego, ale byłam mile zaskoczona.
- Dziękuje, ale naprawdę mamy pieniądze.
Zastanawiałam się jak ja powiem o tym mamie. Nie rozmawiałyśmy od czasu mojego powrotu od Michaela. Nie mogłam jej wybaczyć, że podejrzewała mnie o takie coś. Michaelowi nie powiedziałam o tym. Wstydziłam się. Wiem, że nie wziąłby tego do siebie, ale pomimo wszystko wolałam nie mówić.
Kilka godzin później usłyszeliśmy nasz ukochany dzwonek, oznaczający koniec zajęć. Wszyscy jak oparzeni wybiegli z klasy. Ja wolałam poczekać i na spokojnie wyjść ostatnia. Idąc pustym korytarzem, poczułam, że ktoś mnie z tyłu ciągnie za włosy i prowadzi do łazienki. Próbowałam się wyrwać i krzyczałam, żeby ten ktoś mnie puścił, ale nie posłuchał. W łazience zostałam pchnięta do przodu, co spowodowało, że już nie byłam trzymana za włosy. Od razu się odwróciłam. No tak. Mogłam się domyśleć czyja to sprawka.
- Victoria?! Zwariowałaś?!
- Zamknij się! - po chwili do łazienki wszedł jej brat.
- Znowu się spotkamy, mała.
- Nie mów tak do mnie i dajcie mi spokój!
- Bądź ciszej – powiedział.
- Ja nic Wam nie zrobiłam! Czego ode mnie chcecie?! - miałam łzy w oczach.
- Nadal odmawiasz pomocy w zapoznaniu mojej siostry z tym kolesiem?
- Tak! On sam jej to powiedział. Słyszała przecież! Czy jest tak tępa, że nie rozumie najprostszych słów!
- Nie mów tak o mojej siostrze – niebezpiecznie blisko się do mnie zbliżył.
- Oboje jesteście nienormalni! Odczepcie się ode mnie!
- Nie mogę – złapał mnie i z całej siły pchnął na ścianę. Uderzyłam o nią twarzą i upadłam na posadzkę, prawie nie tracąc przytomności. Wziął moją torbę i pociął ją nożem w drobny mak. Książki z niej wyleciały – Stale nie będziesz otrzymywała ostrzeżeń – pomachał mi nożem przed twarzą – Do zobaczenia – wyszli oboje. Siedziałam i płakałam. Miałam dosyć tego wszystkiego. Miałam dosyć szkoły, domu, ojca. Nie rozumiałam dlaczego wszystko naraz to mi się przytrafia. Byłam za grzeczna? Już nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Jedyna dobra rzecz jaka mnie spotkała, było spotkanie na mojej drodze Michaela. Ciągle będę to powtarzała. Polik mnie piekł niesamowicie, a łzy nie chciały przestać lecieć. Mike na mnie już czekał na parkingu, ale nie mogłam pokazać mu się w takim stanie. Wyrzuciłam swoją torbę do śmietnika, bo tylko do tego się nadawała i wyszłam z tej łazienki. Zabrałam ze swojej szafki potrzebne książki. Z ukrycia sprawdziłam, czy auto Michaela jest i nie myliłam się. Wyszłam czym prędzej z budynku i nie patrząc w stronę Michaela, po prostu szłam chodnikiem w stronę przystanku. Nadal płakałam. Po chwili usłyszałam trąbienie. Wiedziałam, że to Mike, ale nie spojrzałam na niego. Chyba zatrzymał auto, bo po chwili do mnie podbiegł i zatrzymał.
- Betty? - nie odpowiedziałam – Nie widziałaś mnie na parkingu? - ciągle miałam spuszczoną głowę – Możesz na mnie spojrzeć? - pokiwałam przecząco głową – Dlaczego?
- Przepuść mnie.
- Płaczesz? - dotknął mojego podbródka i uniósł moją twarz – Boże .. kto Ci to zrobił?
- Mike .. proszę ..
- Powiedź! - wyczułam w jego głosie wściekłość. Jeszcze bardziej się rozpłakałam na samo wspomnienie. Przytulił mnie, a ja się w niego wtuliłam – Cii .. już dobrze. Nie płacz – głaskał mnie po włosach – Powiedź tylko kto Cie uderzył, a przysięgam, że za to zapłaci – zacisnął zęby.
- Właśnie dlatego nie mogę Ci powiedzieć – ciągle stałam w niego wtulona.
- Victoria? To Ona? - spojrzałam na niego – To jej sprawka, prawda? - poddałam się. Już nie miałam siły udawać.
- Tak .. nasłała na mnie swojego brata .. i … to nie pierwszy raz ..
- Słucham?!
- Nie krzycz na mnie.
- Przepraszam .. nie krzyczę … powiedź co się stało?
- Eh … szłam korytarzem i pociągnęła mnie za włosy do łazienki. Po chwili przyszedł jej brat. Pchnął mnie bardzo mocno na ścianę .. dlatego tak wyglądam.
- Zabije Go!
- Nie! Mike .. proszę Cie … odpuść.
- Mam odpuścić? Skrzywdził Cie i mam mu odpuścić?
- Zawieź mnie do domu .. proszę – chwilę na mnie popatrzył. Otworzył mi drzwi i poczekał aż wsiądę. Podczas drogi w ogóle się nie odzywałam. Michael nie był w najlepszym humorze i dało się to wyczuć. Bałam się, że zrobi coś głupiego. W końcu się odezwał.
- Gdzie masz swoją torbę? - spojrzałam na niego. Zawahałam się, ale postanowiłam powiedzieć prawdę.
- On …. On mi ją pociął nożem i wyrzuciłam ją do kosza na śmieci – nic nie odpowiedział. Nie musiał. Zatrzymał się pod moim domem. Spojrzałam na niego zanim wysiadłam. Wyglądał jak by nad czymś myślał. Bez słowa wysiadłam. W drodze do domu, pozwoliłam kilku łzom spłynąć po moich policzkach. Najciszej jak tylko umiałam, weszłam do domu. Nie chciałam natknąć się na mamę. Niestety nie udało mi się. Schodziła po schodach i przystanęła naprzeciwko mnie, gdy tylko mnie zobaczyła.
- Co to jest?
- Nic – chciałam ją wyminąć.
- Stój! Masz mi natychmiast powiedzieć.
- Mała wymiana zdań z pewną lalą, ok? - weszłam do swojego pokoju. Nie pytała już o nic. Cieszyłam się z tego powodu, ale nie wiedziałam, że to jest dopiero początek. Zrobiłam sobie zimny okład. Ulżyło mi i tak nie piekło. Położyłam się na chwilę. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się za sprawą jakiś krzyków. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku – Co tam się dzieje? - mama z kimś się kłóciła, ale to nie był ojciec. Uchyliłam swoje drzwi i podsłuchiwałam.
- Wynoś się stąd zanim zadzwonię po policje!!
- O co Pani chodzi? Przyjechałem bo mam coś dla Betty – poznałam ten głos.
- Jak Pan śmie jeszcze tutaj przychodzić?!
- Słucham?
- Wykorzystał Pan moją córkę! Widziałam w jakim była stanie! Ten siniak też jest pewnie Pana robotą!
- Nie bije kobiet! - podniósł głos.
- Jak każdy z Was! Ma Pan szczęście, że jeszcze nie wezwałam policji!
- Pani wybaczy .. - usłyszałam, że ktoś idzie po schodach i szybko zamknęłam drzwi. Podeszłam do okna. Ktoś otworzył drzwi i wszedł do pokoju – Betty? - odwróciłam się do niego. Podszedł do mnie – Powiedź mi .. tylko prawdę … - spojrzał mi w oczy – Ktoś Cie .. skrzywdził? - strasznie się zdziwiłam.
- Nie ..
- Betty .. proszę … bądź ze mną szczera ..
- Jestem … Mike .. chodź – pociągnęłam Go za rękę i usiedliśmy na łóżku – Mojej matce chodziło o to …. że wróciłam wtedy w Twojej koszuli … wstydziłam Ci się o tym powiedzieć, ale Ona myśli, że my … no wiesz .. - spaliłam cegłę.
- Żartujesz?
- Chciałabym … mówiłam jak było, ale mi nie wierzy.
- Nie przejmuj się – przytulił mnie – Powinna Ci ufać .. jest Twoją matką.
- Wiem … ale co tutaj robisz?
- A mam dla Ciebie niespodziankę – wyciągnął z siatki, której wcześniej nie zauważyłam, nową torbę – Proszę – dał mi.
- Ale .. Mike … nie musiałeś. Jutro chciałam iść po nową.
- Już nie musisz.
- Dziękuje – dałam mu buziaka w policzek.
- Nie ma za co – uśmiechnął się. Po chwili – Niewiarygodne, że Twoja matka myśli, że byłbym do tego zdolny, a co gorsza, że Ty byś była.
- Eh … czasami nie mogę z nią wytrzymać, ale to w końcu moja mama.
- No tak. Jeżeli zdarzy się cud, to jeszcze się do mnie przekona.
- To będzie musiał być wielki cud w takim razie. O już wiem. Wigilia to podobno czas cudów. Może wtedy przemówi ludzkim głosem.
- Hahaha – roześmiał się – A wiesz, że całkiem możliwe – dalej się śmiał. Uwielbiałam patrzeć na jego uśmiech, ale musiałam stwarzać pozory – Ale wiesz co? W sumie ma rację – zmarszczyłam brwi – Spaliśmy ze sobą … tylko, że w ubraniach.
- No tego to jej lepiej nie mów.
- Jeszcze mi życie miłe – zaśmiałam się – Wpadłem tylko na chwilę i muszę już lecieć – wstał. Zrobiłam to samo.
- Mike? A jak zasypiasz? - opuścił głowę – Ciągle bierzesz leki?
- Betty ….. co mam Ci odpowiedzieć ..
- Prawdę – westchnął.
- Czasami ..
- Mówiłam, żebyś powiedział prawdę. Che Ci pomóc.
- Nie da się.
- Wszystko się, a ja Ci pomogę. Nie chce Cie stracić. Z lekami nie ma żartów.
- Wiem i przepraszam – przytuliłam Go.
- Jestem pewna, że to kwestia czasu i nie będą Ci potrzebne. Postaram się o to – już nie chciałam Go męczyć - Jeszcze raz dziękuje za torbę.
- Proszę – uśmiechnął się – Odprowadzisz mnie do drzwi?
- Pewnie. Nie mogę pozwolić, żeby coś się stało mojemu gościowi – wyszliśmy z pokoju. Nigdzie nie widziałam mamy. To nawet dobrze.
- Do jutra – przytulił mnie na pożegnanie i wyszedł.
- Pa – powiedziałam już bardziej do siebie, bo był w połowie drogi do auta. Patrzyłam jeszcze za nim chwilę. Gdy wsiadł, zamknęłam drzwi. Mama stała za mną.
- Przyjaciel, co??
- Tak mamo .. przyjaciel i nic poza tym.
- Czemu mam wrażenie, że kłamiesz? - ciągle była zła.
- To już nie mój problem, że mi nie wierzysz chociaż nigdy nie zrobiłam czegoś przez co byś miała stracić do mnie zaufanie. A tak przy okazji, trzeba zapłacić za kolejny rok studiów.
- Niech Twój ''przyjaciel'' Ci da.
- Co takiego?
- Stać Go.
- Nie mówisz poważnie – nie odpowiedziała. Popatrzyłam na nią chwilę i poszłam do siebie. Miałam nadzieje, że żartuje. Przecież miała odłożone pieniądze, więc nie rozumiałam jej gadki.

                                                                        ~~~~~~~~~~

Następnego dnia, gdy wróciłam do domu, czekała na mnie przykra informacja. Tym razem mama normalnie ze mną rozmawiała. Już bez tych głupich przycinek.
- Usiądź – tak też zrobiłam.
- O co chodzi?
- Byłam dzisiaj w banku, żeby wypłacić pieniądze na Twoje studia i … nie ma nic na koncie – opuściła głowę.
- Co?? Ale .. jak to? Przecież miałaś odłożone …
- Ojciec miał pełnomocnictwo, bo wtedy razem wpłacaliśmy i jakiś miesiąc temu wypłacił wszystko co było.
- To niemożliwe – załamałam się – Co teraz będzie?
- Nie mam pojęcia .. przykro mi. Wiesz, że nie uzbieram takiej kwoty w tydzień. Nawet nie uda mi się w miesiąc.
- Wybacz, ale pójdę już do siebie – zabrałam swoje rzeczy i walnęłam się na swoje łóżku. Łzy same przyszły. Wiedziałam, że to już koniec mojej nauki. To koniec. Pozostało mi nacieszyć się czasem, który mi pozostał na uczelni. Jak On mógł? Przez lata odkładali te pieniądze, a On je tak po prostu sobie wziął. Nigdy mu tego nie wybaczę. Niespodziewanie zadzwonił do mnie Mike. To nie był odpowiedni moment, ale musiałam odebrać – Cześć – odebrałam.
- Cześć. Nie przeszkadzam?
- Nie .. coś się stało, że dzwonisz?
- Właściwie to nie. Dzwonię, żeby spytać, czy spotkamy się jutro. Masz ochotę?
- No nie wiem ..
- Więc .. nie chcesz .. - wyczułam po głosie, że posmutniał.
- Nie to chciałam powiedzieć. Po prostu nie wiem, czy będę miała jutro czas.
- Rozumiem, ale dasz mi znać jak już będziesz wiedziała? Proszę – dziwnie się zachowywał i jednocześnie przerażał mnie. Miał taki inny głos. Zupełnie jak nie On.
- Mike .. stało się coś? - musiałam zapytać.
- Obiecaj, że oddzwonisz.
- Obiecuje Mikey.

- Do zobaczenia – rozłączył się, a ja pozostałam ze swoim pytaniem. Mogłam się tego spodziewać, że nie powie co Go dręczy. Przez cały dzień o tym myślałam i nie znalazłam odpowiedzi.

sobota, 29 listopada 2014

Chapter 11

W piątkowe popołudnie, po zajęciach, poszłam ze Steffi do szkolnej biblioteki. Pokazałam jej to co udało mi się napisać na temat Michaela. Oczywiście nie wspominając, że to jego zasługa. Steffi czytała i nie dowierzała, że tyle udało mi się napisać.
- I jak? - zapytałam, bo się trochę niecierpliwiłam.
- Powiem tylko jedno .. super! Skąd Ty to wszystko wiesz?
- A wiesz … - wymyśliłam coś na poczekaniu – Znalazłam stare materiały mojej starszej siostry. Ona kiedyś interesowała się Michaelem i miała tego sporo.
- O to świetnie. Powiem Ci, że ja nie wiem co można tutaj dopisać, bo wszystko jest super napisane. Wiesz .. tak myślę, że nasza wspólna ocena była by nie fair wobec Ciebie, bo to Ty tak naprawdę napisałaś. Powiem nauczycielce aby dała mi jakiś inny temat.
- No co Ty. Nie wygłupiaj się. Ten referat jest nasz wspólny i tak pozostanie. Poza tym jesteś mi potrzebna, żeby to wszystko idealnie ułożyć.
- Aha .. czyli tylko do tego jestem Ci potrzebna.
- Oczywiście – po chwili obie się zaśmiałyśmy – Bierzemy się do roboty?
- Tak.
W bibliotece spędziłyśmy 2 godziny. Byłam już naprawdę zmęczona, ale nie dawałam po sobie poznać. Steffi pewnie jeszcze by nie skończyła, ale zrobiliśmy kawał roboty i nie musiałyśmy się spieszyć.
- Może na dzisiaj wystarczy? - zapytałam.
- Też o tym pomyślałam. Evan ma na mnie czekać. Odwieziemy Cie do domu.
- Yyy … dzięki, ale się przejdę – schowałam swoje rzeczy do torby.
- Oj daj spokój. Nie ma problemu – nie wiedziałam jakich jeszcze użyć argumentów. Moim wybawicielem okazał się dzwoniący telefon, a raczej jego nadawca.
- Tak? - odebrałam.
- No cześć. Czekam na Ciebie od godziny na parkingu, a Ciebie nie ma.
- Co? Jak to od godziny?
- Byliśmy umówieni po zajęciach. Zapomniałaś? - złapałam się za czoło.
- Wybacz Mike, ale faktycznie wyleciało mi z głowy.
- Nic się nie stało.
- Za chwilkę będę – rozłączyłam się.
- Przyjaciel? - uśmiechała się.
- Tak … ej .. co to za dziwny uśmieszek?
- Pewnie dopiero Go poznam na weselu – chichrała.
- Co to miało znaczyć? To tylko przyjaciel.
- Jeszcze – szturchnęła mnie ramieniem – Ładny jest?
- Nie będę odpowiadała na to pytanie – zarumieniłam się.
- Czyli musi być z niego niezły przystojniak.
- Możemy już iść?
- A no tak .. przecież czeka na Ciebie – nie przestawała się uśmiechać – Mam nadzieje, że kiedyś Go poznam i od razu mówię, że nie mam zamiaru Ci Go odbijać. Po pierwsze nie jestem taka, a po drugie nie miałabym z Tobą szans.
- Przestań – czułam jak cała twarz mi płonie. Wyszłam pierwsza z biblioteki. Szłam ze Steffi w stronę wyjścia z budynku.
- Co nic nie mówisz? Nie chciałam Cie zawstydzić.
- W porządku – wyszłyśmy z uczelni.
- Leć do niego.
- Steffi .. proszę Cie ..
- No dobrze. Już nie będę. To zdzwonimy się, tak?
- Tak. Do zobaczenia – pożegnałyśmy się. Podeszłam do auta Michaela i wsiadłam – Cześć. Jestem już. Przepraszam, że musiałeś czekać.
- Cześć – tym razem o On mnie pocałował w policzek na przywitanie – Już mówiłem, że nic się nie stało. I jak tam referat?
- Bardzo dobrze .. dzięki Tobie. Steffi była zaskoczona.
- Cieszę się, ale wiesz, że jeszcze masz do napisania sporo.
- Wiem właśnie ..
- I dlatego jedziemy teraz do mnie i piszemy .. znaczy Ty piszesz, a ja mówię. Może być?
- Dzisiaj?
- Tak .. masz jakieś inne plany?
- Nie …. tylko muszę mamę uprzedzić .. osobiście.
- Czyli musimy podjechać do Ciebie – ruszył – Twojego ojca nie ma?
- Na szczęście nie. Czemu pytasz?
- Bez powodu – dziesięć minut później zatrzymał auto przed moim domem.
- Zaraz wrócę – otworzyłam drzwi i wysiadłam. Zobaczyłam, że Mike zrobił to samo i idzie w moją stronę – Co robisz?
- Idę z Tobą.
- To nie jest dobry pomysł – próbowałam Go odciągnąć od tego pomysłu.
- Nie będę przed nią uciekał ani się ukrywał. Masz prawo do mnie przychodzić, jeżeli masz ochotę. Nie zabroni Ci tego – zatrzymał się przed drzwiami wejściowymi i czekał na mnie. Chwilę stałam w miejscu, ale w końcu podeszłam. Otworzyłam drzwi. Weszłam do środka, Mike za mną.
- W końcu jes .. - mama wyszła z kuchni i zaniemówiła, gdy zobaczyła Michaela.
- Dzień dobry – przywitał się.
- Odgrzeje Ci obiad – zignorowała Go i wróciła do kuchni. Spojrzałam się na Michaela.
- Porozmawiam z nią – kiwnął głową. Weszłam do kuchni – Mamo ..
- Co On tutaj robi? Nie życzę sobie jego obecności w moim domu.
- Ciszej ..
- Nie mam zamiaru mówić ciszej. Zaraz podam Ci obiad, więc pożegnaj się z nim.
- Ale mamo …
- Powiedziałam coś.
- Nie chce obiadu. Jadę do Michaela.
- Słucham?! Nic z tego.
- Właśnie, że pojadę – wyszłam z kuchni. Byłam smutna i zła. Zauważył to.
- W porządku? - podszedł do mnie.
- Powiedźmy … możemy już jechać – podeszłam do drzwi.
- Nigdzie nie jedziesz – zatrzymała mnie – A Pana żegnam.
- Wyjdę, ale z Betty.
- Jest Pan bezczelny. Proszę opuścić mój dom.
- Betty oraz jej koleżanka, piszą o mnie referat, a ja im w tym pomagam.
- I pewnie bezinteresownie.
- Oczywiście .. w przyjaźni to normalne. Nie lubi mnie Pani, w porządku, ale nie zabroni Pani nam się przyjaźnić – obserwowałam tą sytuacje – A teraz Pani wybaczy, zabieram Betty do siebie. Odwiozę ją bezpiecznie do domu – otworzył mi drzwi. Spojrzałam jeszcze na mamę i wyszłam. Mike otworzył drzwi samochodu po mojej stronie i zamknął je za mną. Po chwili siedział już za kierownicą. Patrzyłam się na niego uważnie – Coś się stało?
- Nic .. tylko … postawiłeś się jej – zaimponował mi tym.
- Ktoś w końcu musi. Nie jesteś dzieckiem i stale to będę powtarzał. Gdy skończę już nagrywać film i będzie On miał mieć premierę w Disneylandzie, polecisz tam ze mną.
- Do Paryża? Chyba żartujesz.
- Mówię zupełnie poważnie. Już się nie mogę doczekać – uśmiechnął się.
- Wiesz jak moja matka zareaguje?
- Mam przez to rozumieć, że się zgadzasz?
- Powiedźmy, że tak … zresztą i tak nie przyjął byś odmowy.
- Skąd wiesz? - wyszczerzył się.
- Trochę Cie już znam. Ale boję się tej rozmowy z mamą. Nie będzie zależała do miłych i nie wiem jak dokładnie zareaguje – nagle olśniło mnie – A co powiem ojcu? Wiesz, że nie mogę powiedzieć mu prawdy … Mike .. to chyba nie jest dobry pomysł abym poleciała – posmutniałam.
- Nie smuć się. Coś wymyślę. Ale pojedziesz i tyle. Nie ma innej opcji.
Po drodze, kupiliśmy pizze. Było za późno robić obiad. Od pół godziny siedzimy z Michaelem w salonie i dokańczamy referat. W tym czasie zjadłam dopiero jeden kawałek pizzy, bo skupiłam się na pisaniu. Mike to zauważył.
- Co tak mało zjadłaś?
- Za chwilę nadrobię – zakończyłam kolejne zdanie. Wzięłam kawałek pizzy. Mike wziął mój zeszyt i zaczął czytać to co napisałam – I jak?
- Podoba mi się. Zaraz skończę czytać – sięgnęłam po swoją szklankę z sokiem pomarańczowym. Złapałam jakoś niefortunnie szklankę i połowa zawartości znalazła się na mojej bluzce.
- O nie! - odstawiłam szklankę i kawałek pizzy.
- Co się stało? - przestał czytać.
- Zobacz – wskazałam na bluzkę.
- Oj .. mały wypadek.
- Niezdara ze mnie heh.
- Zaraz coś poradzimy – odłożył zeszyt – Nie będziesz siedziała w takiej mokrej bluzce. Chodź za mną – wstał. Zrobiłam to samo i poszłam za nim, jak się okazało do jego sypialni. Podszedł do szafy i wyciągnął swoją koszulę – Za duża, ale nie mam nic damskiego – podał mi ją – Możesz się przebrać w łazience.
- Ale ..
- Nawet nie chce tego słuchać – wzięłam tą koszulę i poszłam do łazienki. Ściągnęłam bluzkę i założyłam koszulę Michaela. Była o wiele za duża i pachniała nim. Zamknęłam oczy i przez chwilę napawałam się tym – Boże .. co ja robię? Muszę się wziąć w garść – wzięłam głęboki wdech i wyszłam z łazienki. Mike siedział w salonie – Jestem.
- Faktycznie za duża.
- Nie szkodzi. Za to wygodna – usiadłam na swoim poprzednim miejscu.
- Hehe .. oddasz przy okazji. Mam ich dużo.
Do wieczora udało nam się napisać już cały referat. Musiałam tylko razem ze Steffi ładnie to wszystko poskładać do kupy. Nie mogłam uwierzyć w to ile Mike przeżył. Nie pisałam szczegółowo, bo nie chciałam, żeby wszyscy o tym widzieli. Tylko coś wspomniałam. Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć – wstał i udał się do drzwi. Z holu słyszałam głośne rozmowy – Betty .. muszę Cie na chwilkę przeprosić. Sprawy służbowe.
- Ok .. poczekam – wykorzystałam ten czas na małe poprawki w zeszycie. Niestety nie było mi to dane. Czułam na sobie czyiś wzrok. Nie pewnie się odwróciłam i zobaczyłam jakiegoś młodego chłopaka. Stał oparty o ścianę i się na mnie patrzył. Powróciłam do czytania, ale nie mogłam się skupić. Usłyszałam jego kroki.
- Cześć. Mogę się dosiąść?
- .. t-tak .. - nie patrzyłam na niego.
- Co robisz? - próbował podejrzeć.
- Odrabiam lekcje.
- Nudy. Porobimy coś innego? - zmierzył mnie wzrokiem.
- Nie dzięki.
- Czemu nie? Widzę, że masz na sobie jego koszulę. Ciekawe, czy jest lepszy ode mnie – powiedział to ciszej. Na te słowa wstałam i poszłam na środek salonu. Zrobił to samo – Gdzie mi uciekasz? Michael jest zajęty rozmową z moim ojcem i długo im zejdzie.
- Będę krzyczeć jeżeli do mnie podejdziesz.
- Co się tutaj dzieje? - usłyszałam głos mojego wybawiciela.
- Rozmawiamy tylko – odpowiedział. Mike do mnie podszedł i objął ramieniem. Wtuliłam się w jego bok. Mike spojrzał się uważnie na mnie. Widział, że byłam lekko przestraszona.
- Rozmawiacie? Nie wydaje mi się. Najlepiej będzie jeżeli opuścicie mój dom.
- A co z kontraktem? - zapytał ojciec tego kolesia.
- Nie będzie żadnego kontraktu. Nie chce pracować z kimś takim – spojrzał na niego.
- Będziesz tego żałował.
- To Pana syn będzie żałował, jeżeli jeszcze raz się zbliży do Betty. Żegnam Panów – wskazał drzwi. Ojciec był wściekły. Zabrał syna i wyszli – Nic Ci nie zrobił?
- Nie .. ale nie będziesz miał przez to problemów?
- To Oni mieli w tym interes, nie ja. Mi na nich nie zależy.
- Kim byli?
- Tatusiek widzi gwiazdę w swoim synku i chciał abym Go wypromował.
- Zgodziłeś się?
- Tak .. chłopak ma talent, ale co z tego ... okazał się podrywaczem, a z kimś takim nie będę na pewno pracował. Zwłaszcza, że zalecał się do Ciebie – spojrzał mi w oczy. Speszyłam się i opuściłam głowę.
- Ale .. nie musisz podejmować takiej decyzji z mojego powodu.
- Muszę i chce … nie mówmy o tym.
- Dobrze … Mike? Możesz mnie już odwieźć?
- W porządku. Wykonam tylko pewien telefon i możemy jechać.
- Ok – wyszedł z salonu. W tym czasie pochowałam wszystkie swoje rzeczy do torby. Usiadłam na kanapie i czekałam na Michaela. Po paru minutach wrócił.
- No możemy już jechać – zabrałam wszystkie swoje rzeczy. Otworzył mi drzwi i to samo zrobił z drzwiami auta. Wsiadłam. Chwile jechaliśmy w ciszy – Tym razem nie wejdę razem z Tobą.
- Tak będzie lepiej. Mama i tak pewnie jest wściekła. Sama sobie z nią poradzę.
- W to nie wątpię – spojrzał na mnie. Też na niego spojrzałam i się zaśmiałam – Nie jesteś takim aniołkiem – mrugnął okiem.
- A Ty niby jesteś?
- Nie powiedziałem, że jestem – zatrzymał auto przed moim domem – Betty .. - odwrócił się w moją stronę – Niestety cały weekend mam zajęty i nie będziemy mogli się spotkać. Wybaczysz mi to?
- Oj Mike .. nie mam co Ci wybaczać. Rozumiem, że masz pracę. I tak spędzamy ze sobą dużo czasu – chwilę jeszcze porozmawialiśmy i musiałam wchodzić do domu. Poszłam od razu do swojego pokoju. Mama nie miała zamiaru mi odpuścić i weszła za mną. Najpierw zmierzyła mnie wzrokiem.
- Co to ma znaczyć?!! - wydarła się – Co On Ci zrobił?!
- Słucham? - spojrzałam się na nią ze zdziwieniem – Nic mi nie zrobił. Odwiózł mnie, tak jak Ci mówił.
- To dlaczego masz na sobie jego koszulę?! Dobierał się do Ciebie?! A może osiągnął swój cel! Przyznaj mi się natychmiast!
- Nie wiem o ..
- Przestań kłamać! Wiedziałam, że prędzej, czy później do tego dojdzie! Niech ja Go dorwę w swoje ręce!
- Przestań! - złapałam ją za ramiona – Nic mi nie zrobił ani do niczego nie doszło. Piłam sok i się nim oblałam. Mike był na tyle miły, że pożyczył mi swoją koszulę.
- Tak?! To gdzie masz swoją bluzkę?!
- W torbie – podeszłam do torby i zaczęłam ją szukać, ale nie było jej – Musiała zostać u Michaela.

- Wiesz co? Zawiodłaś mnie. Nie spodziewałam się tego po Tobie – wyszła i trzasnęła drzwiami. Ona myślała, że coś zaszło między mną, a Michaelem. Jak mogła? Przecież mówiłam prawdę. To Ona mnie zawiodła w tej chwili. Znała mnie i wiedziała, że taka nie jestem. Strasznie mnie to zabolało. Jedynej rzeczy jaką teraz chciałam, to .. przytulić się do Michaela. Tego wieczoru nie miałam ochoty już na nic. Odstawiłam torbę na swoje miejsce, przebrałam spodnie na dół od piżamy i się położyłam. Postanowiłam dzisiaj spać w tej koszuli … w jego koszuli. Objęłam się rękami i wtuliłam się w materiał. Dzięki temu czułam jak by był blisko. Wiedziałam, że coraz bardziej popadam w to uczucie, ale nic nie mogłam na to poradzić. Pojedyncza łza wydostała się z oka. To nie było zwykłe zauroczenie. Kochałam Go. I wiedziałam o tym tylko ja.

sobota, 8 listopada 2014

Chapter 10

Witajcie!
Tak jak obiecałam, dodaje notkę. Mam nadzieje, że się spodoba. Z góry przepraszam za błędy jeżeli są, ale nie miałam już czasu je sprawdzić i poprawić. Postaram się za tydzień wstawić notkę na Bad Girl. Zapraszam do czytania ;)

                                                               ~~~~~~~~~~~~


Późnym wieczorem wróciłam z mamą do domu. Bałam się jego reakcji. Mama to widziała. Mówiła, że wszystko będzie dobrze i nie pozwoli mnie skrzywdzić. Ale co Ona mogła. Jak będzie mnie broniła, to i jej się dostanie. Weszłyśmy do domu pełne obaw. Okazało się, że ojciec śpi pijany. Zachowywałyśmy się cicho, żeby Go nie obudzić. Poszłam do siebie, a mama chciała trochę posprzątać ten bałagan, który zostawił ojciec i jego towarzystwo. Mike puścił mi sygnał. Zrozumiałam przez to, że chciał abym do niego oddzwoniła jak mogę. Usiadłam na łóżku i wykręciłam do niego numer.
- Możesz rozmawiać? - odebrał od razu.
- Tak. Właśnie wróciłyśmy do domu. Jeszcze nie śpisz?
- Martwiłem się i musiałem usłyszeć, że wszystko ok.
- Dziękuje, ale wszystko dobrze. Ojciec śpi i już nikogo nie ma prócz nas.
- To dobrze. Dasz radę spotkać się jutro?
- Raczej nie. Przepraszam.
- Nie musisz przepraszać. Rozumiem. Jak będziesz mogła to dasz mi znać. I tak spotkamy się w poniedziałek.
- Nie znudziło Ci się jeszcze to?
- Czyli co?
- No odwożenie i przywożenie mnie.
- Już o tym rozmawialiśmy ...
- Wiem, ale może teraz zmieniłeś zdanie.
- Nigdy mi się to nie znudzi. Wiem, że ciężko jest Ci w to uwierzyć, ale to prawda. Uwierz mi.
- Wierzę – porozmawialiśmy jeszcze trochę i się pożegnaliśmy. Ehh .. nadal nie mogłam w to uwierzyć, że Go znam. Jest tak wspaniałym człowiekiem, że aż trudno w to uwierzyć. Szkoda, że mama tego nie widzi. Co On musi zrobić aby zmieniła o nim zdanie? Wiedziałam, że był gotów zrobić wiele, żeby tylko Go polubiła. Z takimi rozmyśleniami zasnęłam. Około 4 nad ranem obudził mnie hałas w domu. Otworzyłam oczy. Słyszałam wydzieranie się ojca i płacz mamy. Znowu ją bił i krzyczał. To była moja wina. Wściekł się, że uciekłam z domu i to mnie powinno się dostać, a nie mamie. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać w poduszkę. Chciałam tam iść. Zasłoniłam uszy, żeby tego nie słyszeć, ale zachowywał się tak głośno, że to nic nie dało. Musiałam tam iść. Wstałam i wyszłam z pokoju. Bałam się, ale już zdecydowałam. Weszłam do ich sypialni. Mama leżała na podłodze, a On się nad nią nachylał.
- Zostaw ją! - krzyknęłam. Odwrócił się w moją stronę.
- Kogo my tu mamy – zaczął iść w moją stronę – Ty dziwko! - uderzył mnie z otwartej dłoni w twarz – Miałaś czekać w pokoju na mojego kumpla! Jesteś nieposłuszna! Gdzie się szlajałaś?!
- Nigdzie. Pojechałam do mamy.
- Nie słuchasz się ojca?! To ja Cie wychowałem!
- Rick .. daj jej spokój.
- Zamknij się! Mało dostałaś?!
- To uderz mnie, a nie Betty.
- Nie! Mamo!
- Idź do siebie – powiedziała do mnie. Zrezygnowana wyszłam z sypialni. Wróciłam do siebie, położyłam się do łóżka i zaczęłam płakać. Schowałam się cała pod kołdrę, ale i tak słyszałam co z nią robił. Wymęczona płaczem, zasnęłam.

                                                                  ~~~~~~~~~

Obudziłam się za sprawą okropnego bólu głowy. Na moje nieszczęście leki przeciwbólowe były w kuchni. Bałam się wyjść z pokoju. Poszłam do łazienki i spojrzałam w odbicie lustra. Uderzył mnie z taką siłą, że dzisiaj miałam ślad. Nie wiedziałam jak ja to wytłumaczę Michaelowi. Nie jest głupi. I wiedziałam, że nie będzie łatwo. Będąc w łazience, usłyszałam, że ktoś wszedł do pokoju. Nie pewnie wychyliłam głowę za framugę. Na szczęście to była mama. Wyszłam do niej. Wyglądałam okropnie. Podeszła do mnie i dotknęła mojej twarzy.
- Boli?
- Trochę … bałam się, że Cie zabije – przytuliłam się do niej.
- Cii .. najważniejsze, że Tobie nie zrobił nic poważniejszego – odwzajemniła uścisk.
- Jak długo to jeszcze potrwa? Kiedy się od niego uwolnimy?
- Nie mogę odpowiedzieć Ci na to pytanie.
- Mamo …. - spojrzałam na nią – Możemy odejść … wynieść się stąd ..
- Ale dokąd? Gdzie? Wszędzie nas znajdzie, a wtedy będzie jeszcze gorzej .. przecież wiesz.
- … - nie byłam pewna, czy to powiedzieć – Ja wiem kto może nam pomóc .. Michael … gdybym mu powiedziała ..
- Nie! Masz mu nic nie mówić o naszych rodzinnych sprawach, jasne?
- Czemu taka jesteś? Jeszcze nie zauważyłaś, że Mike nie jest jakimś psycholem? Pomaga mi .. gdyby nie On … dobrze wiesz co by mi zrobił kumpel ojca.
- Nie przekonasz mnie do niego. To są pozory. Robi to wszystko po to, żebyś była za nim, a wtedy pokaże swoją prawdziwą twarz.
- Nie prawda. Mówisz tak tylko, żebym zerwała z nim kontakt. Ale ja i tak tego nie zrobię. Nie ważne co wymyślisz … ja nie zmienię swojego zdania. Nie chce się z Tobą kłócić, ale nie dajesz mi wyboru .. ja Go naprawdę lubię.
- Czy .. aby na pewno tylko Go lubisz?
- Coś sugerujesz?
- Dobrze wiesz o czym mówię.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi .. już Ci przecież mówiłam.
- Mam nadzieje .. chociaż i tak nie zaakceptuje tej przyjaźni.
- Szkoda … przykro mi z tego powodu. Zostawisz mnie samą?
- Tak. Wzięłam wolne.
- Aha – nie bardzo mnie to obchodziło. Popsuła mi humor tym co powiedziała. Wyszła. Wyciągnęłam czyste ubrania i się w nie przebrałam. Zdążyłam założyć bluzkę, gdy mój telefon zaczął dzwonić. W pierwszej chwili myślałam, że to Mike, bo tylko On miał mój numer. Spojrzałam na wyświetlacz. Zdziwiłam się, bo nie znałam tego numeru. Niepewnie odebrałam.
- Halo?
- Betty? Cześć. To ja, Steffi.
- Steffi? Skąd masz mój numer?
- Zapomniałaś? Ostatnio wymieniłyśmy się numerami.
- No tak .. przepraszam, ale dużo na głowie i wyleciało mi z głowy. W jakiej sprawie dzwonisz?
- Nic się nie stało. Dzwonię w sprawie naszego referatu. Może byś dzisiaj przyszła do mnie i byśmy zaczęły. Co Ty na to?
- No nie wiem – podrapałam się po głowie.
- Nie daj się prosić. Mam pomysł .. zapytaj się mamy i oddzwonisz do mnie, ok?
- … ok – rozłączyłam się. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z pokoju. Zajrzałam do sypialni mamy. Na szczęście nie musiałam jej długo szukać, bo siedziała na łóżku – Mamo?
- Tak?
- Dzwoniła do mnie koleżanka z uczelni i … zaprosiła mnie do siebie. Mamy pisać wspólnie referat i dzisiaj byśmy zaczęły.
- A na pewno nie chcesz pojechać do niego?
- Mamo .. dlaczego mi nie wierzysz?
- Bo nie przypominam sobie, żebyś miała jakąś koleżankę.
- No właśnie .. nie miałam, ale teraz mam. Powinnaś się cieszyć.
- Cieszę się z tego, ale wiem też, że mogłaś ją wymyślić aby pojechać do niego.
- Jeżeli bym chciała pojechać do Michaela, to bym nie kłamała, bo nie zabronisz mi się z nim spotykać – spojrzała się na mnie zaskoczona – Dobrze słyszysz, mamo. Rozumiem, że mogę pójść do Steffi?
- Tak … o której wrócisz? I co powiesz ojcu?
- Pewnie wieczorem, bo mamy dużo do pisania. Myślałam, że Go nie ma w domu. Chyba .. muszę mu powiedzieć prawdę. Pójdę się przygotować – wróciłam do swojego pokoju. Wybrałam numer do Steffi. Powiedziała, że jednak przyjdą. Zapisałam jej adres, który mi podała. Spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy do torby. Sprawdziłam jeszcze, czy niczego nie zapomniałam. W ostatniej chwili przypomniało mi się, że przecież mam ślad po tym uderzeniu. Szybko poszłam do łazienki i obejrzałam dokładnie twarz – A niech to .. i co teraz? - zaczęłam się rozglądać po łazience. Dostrzegłam delikatny podkład – Musi się udać – zaczęłam nakładać cienką warstwę. Po paru minutach skończyłam – Na szczęście nie wdać – wzięłam swoje rzeczy i zeszłam na dół. Natknęłam się na ojca.
- Wybierasz się gdzieś? - podszedł do mnie.
- Do .. do koleżanki … mamy do napisania wspólny referat.
- Do koleżanki? - przyglądał mi się uważnie – A ta koleżanka nie jest przypadkiem chłoptasiem? - chciałam zaprzeczyć. Złapał mnie za brodę i ścisnął – Od kiedy malujesz się dla koleżanki?
- Musiałam .. żeby nie było widać siniaka .. - powiedziałam to niepewnie.
- Zaraz będziesz miała kolejny ..
- Zostaw ją! - uniosła głos mama i zeszła na dół – Daj jej się uczyć. Idzie do koleżanki odrobić lekcje. Idź Betty – puścił mnie. Opuściłam głowę i wyszłam z domu. Miałam nadzieje, że nic jej za to nie zrobi. Poszłam na przystanek autobusowy. Po dwudziestu minutach byłam przed domem Steffi. Podeszłam do drzwi i zapukałam. Drzwi się otworzyły.
- Nareszcie jesteś – wpuściła mnie do środka – Chcesz coś do picia?
- Nie, dzięki. Jesteś sama?
- Tak .. rodzice i brat pojechali do dziadków. Będą wieczorem i mamy cały dom dla siebie – uśmiechnęła się - Może rozłożymy się z rzeczami w salonie?
- Jak Ci wygodnie – poszłam za nią do salonu i usiadłam na kanapie.
- Jesteś smutna? Coś się stało?
- A wiesz .. takie tam kłopoty domowe .. norma.
- Rozumiem .. kto ich nie ma heh. To co? Zaczynamy?
- Tak .. tylko od czego? - Steffi miała kilka informacji i Michaelu. Byłam ciekawa, czy są prawdziwe. Nie mogłam przecież jej powiedzieć, że niedługo będę miała informacje od samego źródła. Ustaliłyśmy, że dzisiaj nie zaczniemy pisać tego referatu, tylko najpierw posegregujemy wszystkie informacje po kolei. Zeszło nam do 18 i resztę czasu poświęciłyśmy na rozmowie. Po pół godzinie wrócił jej brat, Evan. Bez rodziców. Zobaczył, że jestem i dosiadł się do nas. Mało się odzywał, tylko się na mnie gapił. Chciałam jak najszybciej wyjść – Steffi? Ja już pójdę.
- Tak szybko? Zostań jeszcze trochę.
- Zanim dojadę do domu …
- Evan Cie odwiezie, prawda? - zwróciła się do niego.
- Z przyjemnością. Nie ma problemu.
- Widzisz .. już masz załatwiony transport.
- Nie będę robiła problemu .. - i jak na zawołanie, ktoś zaczął do mnie dzwonić – Przepraszam .. muszę odebrać – odebrałam – Tak?
- Cześć Betty. Nie przeszkadzam? - to była druga osoba, która znała mój numer.
- Cześć Mike. Jestem u koleżanki, ale zaraz będę wracała do domu.
- Przyjadę po Ciebie.
- Ale ..
- Poczekam w aucie. Podaj mi adres – westchnęłam i podałam mu adres Steffi – Będę za pół godzinki – rozłączył się.
- To był Twój przyjaciel? - zapytała.
- Tak .. za pół godziny po mnie przyjedzie.
- Ale po co ma robić sobie kłopot. Ja bym Cie odwiózł – powiedział.
- Już Pan nie musi – Steffi się zdziwiła, że mówię mu na Pan.
- Już mówiłem, żebyś mówiła mi po imieniu – niedobrze mi się robiło od tej jego grzeczności, a tak naprawdę wiedziałam jaki jest.
- Jest Pan moim nauczycielem, a nie kolegą. Steffi .. będę się pomału szykowała – zaczęłam chować swoje rzeczy do torby. Równo o 19, dostałam sms'a od Michaela, że już czeka – Do jutra Steffi – pożegnałam się z nią i już miałam wychodzić.
- Odprowadzę Cie – zaproponował.
- Nie trzeba … - nie słuchał i otworzył mi drzwi. Wyszedł za mną i zamknął drzwi. Szłam szybkim krokiem w stronę auta.
- Gdzie się tak spieszysz? Poczekaj – zatrzymał mnie.
- Nie mam czasu.
- Znowu się opierasz? I po co? I tak będziesz moja – głupio się uśmiechnął.
- Chciałbyś – wyrwałam mu się i wsiadłam do auta – Cześć – pocałowałam Go w policzek na przywitanie. Miałam nadzieje, że nie widział tego zdarzenia.
- Co to było? - od razu zapytał.
- Co masz na myśli?
- Dobrze wiesz – patrzył się na mnie poważnie.
- Nic … możemy już jechać?
- To był On? To On jest tym nauczycielem?
- Mike .. daj spokój ..
- Jak mam dać spokój, gdy byłem świadkiem tego jak Cie traktuje.
- To nic takiego … zwykła wymiana zdań .. naprawdę. Nic mi nie zrobił.
- Niech by tylko spróbował Cie tknąć – zacisnął zęby – Nie dopuszczę do tego .. możesz być pewna – dotknął mojego policzka.
- Jestem – patrzyłam mu w oczy – Dziękuje, że się o mnie troszczysz.
- Jestem Twoim przyjacielem. Zawsze możesz na mnie liczyć i polegać. Jeżeli będziesz miała jakieś z nim problemy, powiedź mi o tym.
- Żebyś Go pobił? - lekko się uśmiechnęłam.
- Delikatnie mówiąc – też się uśmiechnął – No to jedziemy – uruchomił samochód – Rozumiem, że prosto do domu .. - bardziej stwierdził.
- Tak szczerze mówiąc, to nie powiedziałam mamie dokładnie, o której będę – spojrzał się na mnie, a po chwili się szeroko uśmiechnął.
- Naprawdę? W takim razie spędzimy ten czas razem. Chyba nie masz nic przeciwko?
- Czy ja wiem – udałam, że myślę – Raczej nie … mam nadzieje, że nie będę żałowała.
- Postaram się abyś nie żałowała. I przy okazji przeprowadzisz ze mną wywiad.
- Hmm?
- Bo po to się spotkałaś dzisiaj ze Steffi. Pisałyście referat.
- Pisałyśmy to za dużo powiedziane. Steffi miała kilka informacji o Tobie, ale nie byłam pewna, czy są prawdziwe.
- Masz racje .. nie warto wierzyć we wszystko co piszą albo mówią. Mam pomysł .. pojedziemy do mnie, zrobię coś do jedzenia i opowiem Ci o sobie, zgoda?
- Ok, ale nie dłużej niż dwie godziny.
- Umowa stoi – po chwili dotarło to co powiedział.
- Chwila .. chyba nie chcesz mi powiedzieć, że Ty będziesz gotował.
- Wątpisz w mój talent kulinarny?
- Hehe nie, ale nie za dużo umiesz? Ciągle mnie zaskakujesz.
- O to chodziło – zatrzymał się na podjeździe i otworzył mi drzwi. Weszliśmy do domu – Usiądź sobie, a ja pójdę coś raz dwa przygotować dla nas.
- A co takiego będziesz robił?
- Niespodzianka – wyszczerzył się i zniknął w kuchni. Ja w tym czasie wyciągnęłam gruby zeszyt, w którym zapisywałam wszystko co jest związane z referatem. Pozostało mi czekać na Michaela.
- Może Ci pomóc? - powiedziałam głośniej, żeby usłyszał.
- Poradzę sobie – po piętnastu minutach wrócił z dwoma talerzami – Lubisz sushi?
- Nie wiem .. nie miałam okazji spróbować.
- To teraz masz – postawił jeden talerz przede mną i usiadł koło mnie.
- Sam to zrobiłeś? - patrzyłam się na niego ze zdziwieniem.
- Oczywiście .. dziwi Cie to?
- Trochę – spróbowałam – Mmm … pyszne.
- Uff .. a już się bałem, że nie będzie Ci smakowało
- Pewne obawy miałam, ale musiałam spróbować.
- No wiesz ..
- Oj żartowałam. Jest bardzo smaczne.
- Ciesze się. Może w tym czasie zaczniemy ten referat?
- Czemu nie – Mike zaczął mi opowiadać po kolei wszystko o sobie, a ja zapisywałam. Postanowiłam nie pisać o jego prywatnych sprawach. Czułam, że nie do końca mówił mi wszystko, ale nie chciałam dopytywać. Gdy mówił o swoim dzieciństwie, był smutny. Przerwałam – Mikey? Nie musimy dzisiaj kończyć. Mamy jeszcze czas.
- Mogę mówić .. - odłożyłam zeszyt i długopis.
- Nie zmuszaj się. I tak mam dużo napisane.
- Na pewno?
- Tak.
- No dobrze. Zaniosę talerze do kuchni – wstał i poszedł z talerzami do kuchni. Ja schowałam już zeszyt do torby. Wrócił do salonu.
- Powinnam już wracać do domu.
- Szkoda – nadal był smutny. Podeszłam do niego i się przytuliłam – Lepiej – lekko się uśmiechnął – Już tęsknię i nie mogę się doczekać jutra.
- Oj tam. Nie przesadzaj .. jeździ stąd jakiś autobus?
- Autobus? Chyba żartujesz. Odwiozę Cie. Nie będziesz jeździła autobusem o tej godzinie.
- Nawet nie próbuje protestować.
- I bardzo dobrze – uśmiechnął się – Gotowa?
- Tak. Możemy jechać – wyszliśmy z domu. Mike jak zawsze nie zatrzymał się przed moim domem, tylko wcześniej. Umówiliśmy się na jutro, bo miał po mnie przyjechać. Chciałam już wysiąść, ale w ostatniej chwili zobaczyłam idącego ojca w naszą stronę. Poczekałam aż się oddali.
- W porządku? - zapytał.
- Tak – ojca nie było już widać – Do jutra, Mike – otworzyłam drzwi.
- Do zobaczenia – poczekał aż weszłam do domu i odjechał.
- W końcu jesteś – to była mama – I jak było u koleżanki?
- Dobrze .. jeszcze nie skończyliśmy z referatem, ale dobrze nam idzie. Mogę iść do siebie?
- Zrobić Ci coś do jedzenia?

- Jadłam u Steffi – skłamałam – Pójdę już – poszłam do swojego pokoju. Przeczytałam jeszcze to co napisałam u Michaela – I będę musiała to wszystko przerobić – przygotowałam się na jutro, przebrałam się i położyłam. Mike jak zawsze napisał do mnie sms'a ''Dobranoc :)''. Odpisałam mu to samo. Leżałam tak chwile. Gdy byłam u Michaela, starałam się nie myśleć o tym co do niego czułam, dlatego zachowywałam się w miarę normalnie. Ale za każdym razem, gdy był blisko, czułam jak moje serce przyspiesza i nie umiałam nad tym zapanować. W takich chwilach bałam się, że się wygadam i dowie się o wszystkim. Nie mógł się dowiedzieć. Nigdy.

niedziela, 5 października 2014

Chapter 9

Witajcie!
Tak jak obiecałam, dodaje kolejną ;) Zapraszam do czytania.

                                                                ~~~~~~~~~~~~~~


Następnego dnia, Mike chciał mnie zabrać po zajęciach do siebie. Niestety jego plan nie wypalił. Okazało się, że ojciec będzie cały dzień w domu i musiałam wrócić. Mike był z tego powodu smutny, ale obiecałam mu, że jeszcze będziemy mieli okazje. Mama chyba widziała, że moje zachowanie się zmieniło i patrzyła się na mnie podejrzliwie.
W piątek rano zeszłam do kuchni. Dowiedziałam się, że ojca ma nie być do rana, więc umówiłam się z Michaelem na dzisiaj. Mamie zamierzałam powiedzieć o tym dopiero teraz. Wolałam mieć przez te kilka dni spokoju, a wiem, że suszyła by mi głowę. Usiadłam przy stole, czekając na śniadanie.
- Mamo? Muszę Ci o czymś powiedzieć.
- Co takiego?
- Dzisiaj wrócę później do domu – postawiła kanapki na stole i usiadła naprzeciwko.
- Dlaczego? Masz dłużej zajęcie?
- Nie … jadę do Michaela. Zaprosił mnie do siebie.
- Słucham?? Nie zgadzam się. Masz wrócić prosto do domu.
- Nie mamo. O co Ci tym razem chodzi?
- Ja wiem w jakim celu On Cie zaprosił.
- A no oczywiście. Wykorzysta mnie i wyrzuci z domu.
- Zobaczysz, że tak będzie. Jak nie dzisiaj, to w najbliższym czasie.
- Wiesz co mamo? Zaryzykuje, a za śniadanie bardzo dziękuje. Odechciało mi się – wzięłam swoją torbę i wyszłam z domu. Czekałam na przystanku na Michaela, ale spóźniał się. Postanowiłam do niego zadzwonić. Nie odebrał, ale od razu oddzwonił.
- Betty .. przepraszam, ale nie dam rady przyjechać. Zaraz wyślę po Ciebie kierowcę.
- Nie musisz. Właśnie mam autobus.
- Na pewno? Coś ważnego mi wypadło i nie mogłem się wyrwać.
- Nic się nie stało.
- Jeszcze raz Cie przepraszam, że nie powiedziałem Ci wcześniej, ale nie miałem pojęcia. Przyjadę po Ciebie po zajęciach tak jak mówiłem.
- W porządku. Będę czekała. Do zobaczenia – rozłączyłam się. Heh .. nie musiał mi się tłumaczyć, a i tak to robił. Był słodki. Wsiadłam do autobusu i po 15 minutach byłam na miejscu. Steffi nie było przy wejściu. Przypomniało mi się, że zaczynała zajęcia godzinę później. Ku mojemu zaskoczeniu przez cały dzień nie widziałam Victorii. Cieszyłam się z tego. To sprawiło, że miałam jeszcze lepszy humor. Czekałam razem ze Steffi jak i innymi na zajęcia z języka Angielskiego. Od jakiegoś czasu siedziałyśmy koło siebie. Nauczycielka kazała, żebyśmy połączyli się w pary. Ja oczywiście byłam ze Steffi. Mieliśmy napisać referat na 10 stron o jakieś sławnej osobie. Każda para miała zgłosić nauczycielce o kim będzie pisać, żeby nie zdarzyło się tak, że kilka osób napisze o tym samym. Razem z moją nową koleżanką, musiałyśmy się dobrze zastanowić o kim będziemy. Siedziałyśmy właśnie na długiej przerwie poza budynkiem uczelni na trawie.
- Hmm … a co powiesz na Elvisa? - zaproponowała.
- Czy ja wiem. Pewnie już ktoś o nim pomyślał. Musimy się spieszyć, bo okaże się, że nikt nam nie zostanie.
- Może ktoś z żyjących – myślała przez jakiś czas – Mam! Może .. Michael Jackson?
- Jackson? Myślisz, że to dobry pomysł? - musiałam nieźle udawać, żeby się nie zorientowała, że Go znam.
- Jest młody, świetny z niego piosenkarz .. no i … zabójczo przystojny – zaczepiła mnie łokciem w ramię – Nie mów, że Ci się nie podoba – starałam się nie zarumienić, ale i tak czułam, że robię się czerwona. Steffi się zaśmiała – Oj nie musisz odpowiadać i tak wiem – puściła mi oczko.
- Ok .. niech będzie On. Przynajmniej będzie dużo do opisania.
- To chodź szybko do nauczycielki – pociągnęła mnie za rękę w stronę budynku. Znaleźliśmy ją na korytarzu.
- O co chodzi dziewczyny?
- Wiemy o kim będziemy pisały.
- O szybko. Więc słucham.
- Michael Jackson.
- Ciekawa postać. Zapiszę sobie. Macie na to dwa tygodnie.
- A ile minimum stron?
- Tak jak zawsze. Od 10 stron, a nawet więcej jeżeli dacie radę.
- Dobrze. Dziękujemy – Steffi miała mieć jeszcze jakieś dodatkowe zajęcia i została dłużej. Dała mi swój numer telefonu. Miałam do niej zadzwonić, żebyśmy się umówiły i zaczęły pisać ten referat. Chciałam aby ojca znowu nie było w domu i chciałam ją zaprosić do mnie. Czekałam już na parkingu na Michaela, ale jego nadal nie było. Miałam już do niego dzwonić, ale zobaczyłam z daleka jego auto. Zatrzymał się przy mnie. Wsiadłam.
- Cześć – przywitałam się.
- Cześć Betty. Wybaczysz mi to spóźnienie?
- Hehe tak. Może nie masz dzisiaj czasu i to przełożymy?
- Nie .. no co Ty. Już wszystkie sprawy mam załatwione i mam spokój. A powiedziałaś mamie, że wrócisz dzisiaj późno?
- Tak powiedziałam, a jak późno?
- Hmm … zobaczymy – uśmiechnął się – Zależy jak będziesz się bawiła – dojechaliśmy do domu Michaela. Otworzył mi drzwi po mojej stronie. Od kluczył drzwi od domu i je otworzył – Zapraszam – przepuścił mnie pierwszą – Siadaj – poszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Usiadł obok mnie – Ostatnie spotkanie się nie udało, ale dzisiaj to nadrobimy.
- Jak to?
- Czekamy na moją siostrę.
- Ale … jest mi teraz głupio. Co Ona sobie o mnie pomyślała, gdy tak uciekłam.
- Dlatego dzisiaj jest okazja, żebyś się wytłumaczyła – przeraziłam się tym. A co ja mogłam powiedzieć? ''Wybacz, że tak uciekłam, ale myślałam, że jesteś jego dziewczyną, a ja się w nim zakochałam''. Nie wyobrażałam sobie tej rozmowy. Zauważył moje zakłopotanie – Coś nie tak?
- Nie …. tylko .. co ja mam jej powiedzieć? Zachowałam się głupio.
- Martwisz się tym? Nie będzie tak źle. Będę przy Tobie – przytulił mnie.
- Dzięki.
- Idę zrobić kakao. Idziesz ze mną?
- Ok – poszłam za nim do kuchni – Pomóc Ci?
- Możesz wyciągnąć mleko z lodówki – wyciągnęłam i mu podałam – Dzięki – patrzyłam jak sobie radził – Co tam na zajęciach?
- Dobrze. Dostaliśmy zadanie z Angielskiego.
- A jakie?
- Mamy napisać referat o kimś sławnym. Ja jestem w parze ze Steffi.
- O, a wybrałyście już o kim?
- Tak – zaczęłam bawić się swoimi dłońmi z zakłopotania.
- Powiesz, czy mam wyciągać od Ciebie po jednym słowie hehe.
- O …. Tobie – odwrócił się na chwilę w moją stronę.
- Naprawdę? - pokiwałam głową – Ale to się nawet dobrze składa. Będziesz miała informacje od samego źródła – puścił mi oko.
- Tylko .. ja tak nie chce. To będzie nieuczciwe wobec innych.
- No trochę tak, ale .. ja Ci powiem o sobie, a Ty już ułożysz to po swojemu. Ty to będziesz pisała, a nie ja, więc wyjdzie tak jak byś o mnie przeczytała.
- Sama nie wiem.
- Zastanowisz się i dasz mi znać – skończył robić kakao i postawił przede mną – Proszę.
- Dziękuje – wzięłam łyk – Nie wiedziałam, że robisz tak dobre kakao.
- Hehe ciesze się, że Ci smakuje. Tylko się nie oparz – nagle usłyszeliśmy dzwonek drzwi – Pójdę otworzyć. To pewnie Toya – wyszedł z kuchni. Nie wiedziałam, czy wyjść, czy czekać. Postanowiłam zaczekać aż Mike po mnie przyjdzie. Drzwi się otworzyły – Chodź – wyciągnął w moją stronę dłoń. Wzięłam Go za rękę i wyszłam z nim z kuchni – Toya poznaj Betty, Betty to jest moja siostra Toya.
- Miło Cie poznać – uścisnęliśmy sobie dłonie – Mam nadzieje, że tym razem nie uciekniesz przede mną – uśmiechnęła się.
- Przepraszam Panią ..
- Jaką Panią? Mów mi po imieniu. Wiem, że w odróżnieniu od Ciebie jestem stara, ale bez przesady.
- Yy .. no dobrze, więc … przepraszam Cie, że tak ostatnio uciekłam, ale musiałam. Przypomniało mi się, że mama na mnie czekała.
- W porządku. Rozumiem.
- Chodźmy do salonu – zaproponował Mike. Wszyscy usiedliśmy w salonie.
- Ile masz lat? - zapytała.
- Mam 20 lat – spojrzała się na Michaela i zawiesiła na nim wzrok.
- Młodziutka jesteś – porozmawialiśmy jeszcze jakąś godzinkę – A może wyjdziemy do ogrodu, co?
- Dobry pomysł.
- Ok to ja pójdę się przebrać. Idźcie już do ogrodu – ja i Mike wyszliśmy do ogrodu. Moim oczom ukazał się wielki basen. Toya wróciła w bikini – Betty, a Ty jeszcze nie przebrana?
- Yyy … ja .. ja nie będę wchodziła do basenu.
- Dlaczego? Woda jest podgrzewana.
- Nie o to chodzi. Po prostu nie mam ochoty – nie mogłam przecież się rozebrać. Od razu by zobaczyli moje siniaki.
- No dobrze. Nie zmuszam Cie. A Ty Mike?
- Też nie mam jakoś ochoty. Kiedy indziej.
- Ok – wskoczyła do wody, a my usiedliśmy na leżakach.
- Na pewno nie chcesz?
- Tak .. na pewno. Mike .. muszę z Tobą o czymś ważnym porozmawiać, ale to jak będziemy sami, bo to poważna sprawa.
- Dobrze – Toya posiedziała jeszcze z nami pół godziny i postanowiła pojechać. Zostaliśmy sami – To teraz możemy już porozmawiać o czym chciałaś?
- Tak, ale chodź – poszłam na górę do jego sypialni. Poszedł za mną.
- Co tutaj robimy?
- Poczekaj – poszłam do łazienki i zabrałam jego leki, które przyjmował. Wróciłam do pokoju i położyłam wszystkie tabletki na łóżku. Zasłonił twarz dłońmi, bo już wiedział o czym będzie rozmowa. Usiadł na łóżku, a ja koło niego – Mike .. - położyłam dłoń na jego ramieniu – Martwię się o Ciebie .. dlatego muszę poruszyć ten temat.
- Wiem .. Betty …. naprawdę tego nie chce … nie chce ich brać .. ale muszę.
- A próbowałeś przestać?
- Próbowałem … nie udało mi się.
- Spróbuj jeszcze raz .. dla mnie – odsłonił twarz i spojrzał na mnie – Proszę Cie. Wiem co leki potrafią zrobić z człowiekiem. Nie chce stracić przyjaciela.
- Nie stracisz. Panuje nad tym.
- Tak Ci się tylko wydaje. Obiecasz mi, że przestaniesz je zażywać?
- Nie mogę – wstał i podszedł do okna.
- Dlaczego? Nawet dla mnie?
- Gdyby to było takie proste – podeszłam do niego.
- A dlaczego nie jest? Mike? Przyznaj mi się ..
- Do czego?
- Jesteś … uzależniony?
- Nie .. nie jestem.
- Wiesz, że mi możesz powiedzieć o wszystkim.
- Nie osądzaj mnie – miał łzy w oczach, gdy to powiedział.
- Nie osądzam. Nigdy tego nie robiłam. Chce Ci tylko pomóc – niespodziewanie przytulił się do mnie – Zrobimy tak .. posłuchaj mnie i spójrz na mnie – wykonał prośbę – Widzisz je? - wskazałam na leki – Pozbędziemy się ich raz na zawsze.
- Proszę nie .. nie dam rady.
- Wierze, że dasz. Pomogę Ci z tym. Nie zostaniesz sam.
- Nie każ mi teraz podejmować decyzji. Nie umiem tak od razu. Betty? Możemy się na chwilkę położyć?
- Ja .. ja też mam się położyć?
- Jeżeli nie masz nic przeciwko. Chciałbym chwilę poleżeć.
- D-dobrze – położyliśmy się. Po chwili Mike wtulił się we mnie, co było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Pewnie pomyślał, że jako przyjaciel może i tak naprawdę nie miałam nic przeciwko – Chcesz spać?
- Nie .. tylko sobie poleżymy – zamknął oczy. Nie wiem ile minęło, ale zorientowałam się, że zasnął. Byłam zdziwiona, że zasnął bez żadnych wspomagaczy i nie miałam zamiaru Go budzić. Chciałam, żeby sobie trochę pospał. Tak naturalnie. Jak kiedyś. Wyglądał tak słodko, gdy spał. Aż chciałam Go .. pocałować. Musiałam wyrzucić te myśli. Nie wiedziałam jak mam mu pomóc, a nie mógł przecież przez cały czas zażywać te leki. Po chwili sama zasnęłam.
Obudziłam się. Mike jeszcze sobie spał. To było bardzo przyjemnie ciepło od drugiej osoby. Zwłaszcza jeżeli się kochało tą osobę. Spojrzałam na zegarek. Spałam aż cztery godziny. Ciekawa co mama na to, że jeszcze nie wróciłam. Mike zaczął się leciutko wiercić i otworzył oczy.
- Dobry wieczór śpiochu.
- Jak to .. wieczór? To ile ja spałem?
- Tylko cztery godzinki.
- Aż tyle? Przepraszam. Pewnie było Ci nie wygodnie.
- A nawet nie wiem, bo też mi się przysnęło, heh. Wyspałeś się?
- Tak ..
- A wiesz co jest najlepsze? Że zasnąłeś bez zażycia leków. Tak po prostu.
- Faktycznie. Nie wiedziałem, że to jest w ogóle możliwe. Dziękuje. To Twoja zasługa.
- Heh … możemy już wstać?
- A tak .. jasne – wstałam pierwsza, a za mną Mike – Zjesz ze mną kolację?
- Z przyjemnością. Poczekam na Ciebie w kuchni, dobrze?
- Ok, a ja się trochę ogarnę – zeszłam do kuchni. Postanowiłam nie czekać na Michaela i sama zaczęłam przygotowywać tosty z serem. Ułożyłam chleb tostowy na talerzu i smarowałam każdą kromkę masłem – A co Ty tu robisz? - przestraszyłam się.
- Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko, ale chciałam już zacząć robić tosty.
- Pewnie, że nie mam. Pomogę Ci – układał ser na posmarowanym chlebie – Szybko nam to nawet idzie.
- Hehe nom. A masz ketchup?
- Powinien być – otworzył lodówkę i wyciągnął – Mam. Też lubisz tosty z ketchupem?
- No, a jak myślałeś. Takie są najlepsze – zaśmiał się – Co Cie tak śmieszy?
- Bo ja też takie lubię – z gotowymi tostami poszliśmy do salonu je zjeść. Smakowały mi jak nigdy wcześniej.
- Czy Twoja propozycja jest aktualna? No wiesz … z tym referatem na Twój temat?
- Przecież wiesz, że tak. Zdecydowałaś się?
- Tak … jeżeli masz jutro czas, to moglibyśmy się spotkać.
- Nie ma sprawy. Zacząłem od pewnego czasu mieć wolne weekendy – uśmiechnął się. Gdy już skończyliśmy jeść, Mike zaproponował, że mnie odwiezie. Pod moim domem nie wysiadł z auta. Pożegnaliśmy się i umówiliśmy się na jutro. Sama chciałam do niego przyjechać, chociaż upierał się, że po mnie przyjedzie. Zdziwiło mnie, że mama nie czekała na mnie od progu. Poszłam do swojego pokoju, a po chwili weszła mama.
- O której to się wraca?
- Nie jest jeszcze tak późno. Przedłużyła nam się rozmowa.
- Rozmowa? Jeszcze nie słyszałam, żeby rozmowy trwały tyle godzin.
- Wszystko zależy od tego, kto ma jaki zasób słów. Ja z Michaelem mamy bardzo duży.
- Nie bądź pyskata. Źle na Ciebie wpływa. Widzę to.
- Mogę się już położyć? Jestem zmęczona.
- Pewnie rozmowa Cie tak wykończyła – wyszła z pokoju. Wzięłam prysznic i się położyłam do łóżka. Tym razem to ja pierwsza napisałam do Michaela sms-a, że już idę spać i życzę mu miłych snów. Odpisał od razu. Poszłam spać z dobrym humorem, że Go jutro znowu zobaczę.

                                                                     ~~~~~~~~~~

Obudziłam się około 10. Tak dobrze mi się spało, że nie chciało mi się wstać, ale nie miałam wyjścia. Musiałam jeszcze przygotować wszystko co będzie mi potrzebne na rozmowę z Michaelem. Mama miała dzisiaj zmianę od 12 do późnego wieczora. Chociaż nie musiałam jej się tłumaczyć. Równie dobrze Mike by mógł przyjść do mnie, ale skoro byłam już z nim umówiona, to nie miałam zamiaru zmieniać planów. Na spotkanie z Michaelem nie musiałam się spieszyć. Miałam u niego być dopiero o 15. Ubrałam się i zeszłam na dół do kuchni.
- Nareszcie wstałaś. Obiad Ci zrobiłam.
- Nie musiałaś. Umiem sama.
- Też Ci nie pasuje? Proszę bardzo. Od dzisiaj możesz robić sobie sama – wyszła z kuchni. Pięknie. I się obraziła. To nie była moja wina. Chciałam przez to powiedzieć, że nie musi przed pracą robić jeszcze obiadu. Najwidoczniej Ona zrozumiała to inaczej. Godzinę później wyszła już do pracy. Zostałam sama w domu. Usiadłam sobie w salonie. O godzinie 13 usłyszałam, że zamek od drzwi się otwiera. Spojrzałam w ich stronę. Do domu wszedł .. ojciec. Otworzyłam szerzej oczy.
- Nie przywitasz się z ojcem? - wszedł do salonu.
- Miało Cie nie być.
- Chciałabyś, co? Idź mi zrobić coś do jedzenia, bo jestem głodny – rozwalił się na kanapie. Poszłam do kuchni. Już wiedziałam, że z mojego spotkania z Michaelem nici. Dobrze, że został obiad, który mama zrobiła. Odgrzałam Go i zaniosłam mu do salonu.
- Proszę – chciałam iść do siebie.
- Za godzinę przyjdą do mnie znajomi. Przygotuj coś dla moich gości.
- Mam dużo zadane – spojrzał się na mnie takim wzrokiem aż ciarki przeszły mi po plechach.
- To nie było pytanie. Wynocha do kuchni! - krzyknął. Wolałam nie ryzykować i poszłam do kuchni coś przygotować. Zrobiłam jakieś kanapki i przekąski. Zostawiłam wszystko w kuchni. Gdy wychodziłam z kuchni natrafiłam na kilku kumpli ojca, którzy właśnie wchodzili.
- To Twoja córka? - zapytał jeden.
- Niestety.
- Co Ty mówisz. Niezła dupa – klepnął mnie w pośladek. To nie było miłe.
- Podoba Ci się? - nie chcieli mnie przepuścić.
- Pewnie.
- Proszę mnie puścić.
- Jak dobrze wychowana. Nie chcesz pójść ze mną?
- Stary .. później o tym pogadamy. Teraz zapraszam Was do salonu – w końcu mnie przepuścili. Czułam wzrok tego typka na sobie, jak szłam po schodach do siebie. Będąc już w pokoju, zastanawiałam się co miały znaczyć słowa ojca ''Później o tym pogadamy''. Chyba On nie chciał mnie … nie .. to niemożliwe. Położyłam się do łóżka i przytuliłam się do poduszki. Spojrzałam na zegarek. Byłam już godzinę spóźniona na spotkanie z Michaelem. Musiałam do niego zadzwonić. Po dwóch sygnałach odebrał.
- Betty? Coś się stało? Miałaś być godzinę temu.
- Przepraszam Cie Mike, ale nie mogę dzisiaj.
- Dlaczego? Przecież ..
- Naprawdę nie mogę .. - usłyszałam, że ojciec się zbliża. Szybko się rozłączyłam. Nawet nie zdążyłam pożegnać się z Michaelem. Schowałam telefon pod poduszkę.
- Zejdź do Nas – przyszedł do mojego pokoju.
- Mam naprawdę dużo zadane.
- Jak skończysz to zejdź. Mój kumpel chce Cie poznać – wyszedł, a ja zostałam z przerażoną miną na twarzy. Co On chciał zrobić? Coraz bardziej się bałam. Żałowałam, że nie było mamy. Mimo wszystko, Ona by nie dopuściła aby mi coś zrobił. Musiałam udawać, że odrabiam zadania i usiadłam przy biurku. I tak nie mogłam się skupić. Usłyszałam pukanie w szybę. Odsłoniłam firankę.
- Mike? - znowu siedział na tym drzewie – Co Ty tam robisz? - wpuściłam Go do pokoju.
- Cześć – przywitał się – Przyjechałem, bo tak nagle się rozłączyłaś i trochę się przestraszyłem.
- Mike .. mój ojciec wrócił – przytuliłam się do niego. Objął mnie – Zrobił imprezę, a mama jest w pracy. Nie mogłam przyjechać. Przepraszam.
- Nic się nie stało. Właśnie słyszę jak dobrze się bawi – w całym domu, było słychać głośno muzykę.
- Nie powinieneś tutaj przyjeżdżać. Ojciec może w każdej chwili wejść.
- A niech wejdzie. Chętnie z nim sobie pogadam.
- Nie! Nie wiesz co mówisz. On nie może Cie zobaczyć.
- Dobrze. Nie denerwuj się. Usiądziemy? - spojrzałam w stronę drzwi ze strachem – Spokojnie. Zaraz sobie pójdę.
- Dobrze – usiedliśmy na łóżku.
- Na pewno wszystko ok?
- Było by lepiej, gdyby jego nie było, ale da się przeżyć – wymusiłam się na uśmiech. Chciałam, żeby ze mną został. Czułam się przy nim bezpieczniej. Ale nie mógł.
- Jutro się spotkamy?
- Chyba nie. Dzisiaj wrócił i raczej jutro też będzie.
- Szkoda – znowu usłyszałam, że idzie po schodach.
- O nie! Idź do łazienki! - był trochę zdziwiony, ale po chwili zrozumiał i poszedł do łazienki, a ja usiadłam przy biurku.
- Miałaś do nas przyjść. Mój kumpel jest strasznie niecierpliwy – ojciec już był podpity. Modliłam się aby Mike nie wyszedł z łazienki, gdy to usłyszał.
- Ale ja nie mogę. Naprawdę.
- No dobra .. to On przyjdzie do Ciebie pod koniec imprezy – zamknął za sobą drzwi. Mike wszedł chwilę później i patrzył się na mnie.
- Co to miało znaczyć? - zapytał i dalej patrzył się na mnie.
- Nic Mike. On jest pijany i nie wie co mówi.
- Przecież słyszałem. O jakim On kumplu mówił i co miał na myśli? - nie wiedziałam już co mówić.
- Bo .. jeden z nich … no podrywał mnie – nie mogłam powiedzieć, że chamsko zaczepiał, bo by się wkurzył – Koniecznie chce, żebym do nich zeszła, ale ja nie chce – opuściłam głowę.
- Wiesz, że Cie w takim razie samą nie zostawię.
- Ale .. On może tutaj wejść.
- Nie zostawię Cie z nimi samą. Nawet nie ma mowy. Nie darował bym sobie, gdyby coś Ci zrobili.
- To co mam zrobić? Wiesz, że nie mogę z domu wyjść.
- Drzwiami nie możesz …
- Coś sugerujesz?
- Zabiorę Cie stąd. Wyjdziemy oknem.
- Nie mogę. Jeżeli zobaczy, że mnie nie ma ..
- To co zrobi?
- Będzie zły … muszę zostać.
- Nic z tego. Jeżeli się obawiasz .. zawiozę Cie do pracy Twojej mamy. Nie chce słyszeć odmowy.
- Ale ja nie zejdę po drzewie. Nigdy tego nie robiłam.
- Będę Cie trzymał. Weź potrzebne rzeczy i idziemy – stanął przy oknie. Nie miałam wyjścia i musiałam się na to zgodzić – Gotowa?
- Nie bardzo, ale nie mam wyjścia – wyszedł pierwszy na drzewo. Wychyliłam się i spojrzałam w dół – Boję się.
- Obiecałem, że będę Cie trzymał – wyciągnął w moją stronę dłoń. Złapałam się jego dłoni i jakoś wyszłam – To nie jest takie trudne.
- Dla Ciebie – próbowałam złapać równowagę – Jak spadnę, to będzie Twoja wina.
- Poczekaj tutaj. Zejdę pierwszy – powoli schodził.
- Nie! Mike? Słyszysz? Nie zostawiaj mnie – nie posłuchał i zszedł. Sprawdził, czy nikt nie wychodzi z domu i spojrzał w górę.
- Skacz.
- Zwariowałeś?
- Złapię Cie – zamknęłam oczy, wypuściłam powietrze i skoczyłam. Znalazłam się w jego ramionach i otworzyłam oczy – Mówiłem, że Cie złapie – patrzył mi w oczy.
- Yyy … puścisz już mnie? - ocknął się i mnie puścił. Szybko wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy. Mike postanowił wejść ze mną do szpitala i pogadać z moją mamą. To nie był dobry pomysł, ale nie chciał słyszeć odmowy. Poszliśmy na odział, na którym mama miała dyżur. Akurat szła korytarzem.
- Betty? - zdziwiła się. Po chwili spojrzała na Michaela. Mike nie dał mi dojść do słowa, tylko od razu zaczął.
- Dzień dobry Pani. Wiem, że nie cieszy się Pani na mój widok, ale to nic. Przywiozłem tutaj Betty ponieważ Pani mężulek urządził w domu imprezę i się upił ze swoim towarzystwem.
- To nie Pana sprawa.
- Owszem moja, bo nie będę narażał bezpieczeństwa Betty. Jakiś kumpel ojca Betty .. chciał ją bliżej poznać, rozumie Pani?
- Betty, to prawda?
- Tak mamo.
- Więc Betty zostanie tutaj z Panią albo ją zabieram do siebie na czas Pani pracy. Ona tam sama nie będzie przebywała – Mike był stanowczy.
- Możesz zostać tutaj. Może Pan już jechać.
- Dziękuje Mike – przytuliłam się do niego.
- Nie ma sprawy, mała. Pojadę już. Dzwoń w razie czego – odszedł długim korytarzem.
- Był u nas?
- Tak. Ojciec Go nie widział i jak wychodziliśmy też nie widział. On zaprosił jakiś swoich kumpli. Zaczęli pić .. jeden z nich … klepnął mnie w pośladek. Potem przyszedł do mnie ojciec i powiedział, że tamten niedługo do mnie przyjdzie, bo chce mnie poznać. Mike był w tym czasie w łazience i wszystko słyszał. Dlatego mnie zabrał i przywiózł do Ciebie. On naprawdę jest inny niż pozostali faceci. Dlaczego tego nie widzisz?

- Chodź. Poczekasz na mnie w pokoju pielęgniarek – zaprowadziła mnie tam i wróciła do swoich obowiązków. Nie rozumiałam jej. Czy Ona nie widziała, że Mike jest w porządku? Że nigdy by mnie nie skrzywdził? Martwił się o mnie, ale dla niej to nie miało znaczenia. Wiedziała swoje i nie umiałam jej przemówić do rozsądku.

sobota, 13 września 2014

Chapter 8

Nie miałam ochoty iść na zajęcia, ale przecież musiałam. Zjadłam tylko trochę śniadania. Na nic nie miałam ochoty i nie miałam humoru. Mama usiadła naprzeciwko mnie.
- Betty? Coś się stało?
- Nie … muszę już iść – chciałam wstać, ale położyła swoją dłoń na mojej.
- Przecież widzę … wiem, że jesteś nadal na mnie zła, ale możesz mi powiedzieć o wszystkim. Jestem Twoją matką.
- Daj mi spokój .. proszę Cie – wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z domu. Była ostatnią osobą, której bym o wszystkim powiedziała. Poszłam na ten przystanek autobusowy co zwykle. Mike nie przyjechał. Wiedziałam. Nawet się z tego cieszyłam. Nie musiałam przynajmniej udawać i wyjaśniać mojego dziwnego zachowania. Nie umawiałam się ze Steffi, a i tak na mnie czekała przed wejściem.
- Cześć – przywitała się z uśmiechem.
- Cześć – wymusiłam się na uśmiech.
- Dlaczego jesteś smutna? - weszliśmy do środka.
- A .. takie tam … pewne sprawy, o których nie mam ochoty mówić.
- W porządku. Nie wypytuje. Muszę Ci o czymś powiedzieć.
- To coś poważnego?
- Niby nie … porozmawiamy na długiej przerwie.
- Ok – rozeszłyśmy się. Michael zajmował moje całe myśli i nie mogłam się skupić na zajęciach. Jeżeli tak wygląda miłość, to ja się chce jak najszybciej odkochać. Łudziłam się, że jest na to jakiś sposób.
- Panno Henderson. Proszę zejść na ziemie. Wiem, że są rzeczy bardziej ciekawsze od zajęć, ale po to tutaj Pani jest – wszyscy się zaśmiali.
- Przepraszam – opuściłam głowę i się zawstydziłam. Co On ze mną zrobił? Nie mogłam sobie pozwolić na takie zachowanie. Nauka była najważniejsza. Na długiej przerwie spotkałam się ze Steffi. Tak jak ostatnio poszłyśmy na zewnątrz – No to teraz mów o co chodzi.
- Nie wiem jak zacząć. Mam nadzieje, że to nie zmieni naszych relacji. Nie mówiłam Ci, ale ja tutaj chodzę od niedawna. Nie znam nikogo. Wcześniej z rodzicami i moim starszym bratem mieszkaliśmy w innej dzielnicy. Przeprowadzka oznaczało zmianę uczelni.
- Jak na razie wszystko rozumiem.
- Ale to nie wszystko. Teraz najważniejsze. Evan Baxter jest Twoim nauczycielem, prawda?
- Tak – nie rozumiałam.
- Ja .. ja nazywam się … Steffi .. Baxter … jestem jego siostrą.
- Co? - wybałuszyłam oczy – Żartujesz?
- Chciałabym – posmutniała – Dlatego nie studiuje tego co Ty. Ze względu na mojego brata. Nie chcę, żeby ktokolwiek myślał sobie, że mam u niego fory, czy coś. Jest dobrym nauczycielem. A Ty co sądzisz o nim?
- Wydaje się miły – powiedziałam co chciała usłyszeć. Nie chciałam jej robić przykrości i nie powiedziałam jej co chciał ode mnie. Pewnie i tak by nie uwierzyła.
- Jak byś miała z nim problemy, to mi powiedź – pokiwałam tylko głową – Kończysz dzisiaj o 14?
- Tak.
- Ja też. Może wróciłybyśmy razem, co? Chyba, że Twój przyjaciel po Ciebie przyjedzie.
- Pewnie. Nie dzisiaj po mnie nie przyjedzie. Ma dużo pracy – tak naprawdę tego nie wiedziałam, czy ma pracę, ale wiedziałam jedno … że nie przyjedzie. Miał już kim się zajmować. Oby był z nią szczęśliwy.
- Betty? Zamyśliłaś się na chwilkę.
- Yy .. a tak. Wybacz. Chodź wracamy już – po zajęciach wracałyśmy razem tak jak mówiłyśmy. Okazało się, że Steffi też idzie na autobus. Wysiadała o przystanek wcześniej.
- To widzimy się jutro, tak?
- Tak.
- Ciesze się, że to co Ci powiedziałam, nie zmieniło Twojego zdania o mnie.
- To, że jesteś jego siostrą nie oznacza, że jesteś taka sama. Każdy człowiek jest inny.
- To prawda, ale Evan nie jest taki zły.
- Pewnie tak.
- O ja już muszę wysiadać. Trzymaj się – wysiadła. Gdy ja wysiadłam na swoim przystanku, szłam do domu bardzo wolno. Ojca nie było, a nawet jak by był .. co z tego? Pewnie by się mi dostało. Jakoś się już tego nie bałam. Weszłam do domu.
- Co tak szybko? - mama się zdziwiła – Myślałam, że ten Jackson znowu Cie gdzieś wyciągnie – tak mamo, dobijaj mnie jeszcze bardziej.
- Dzisiaj się z nim nie umawiałam. On ma też swoje obowiązki.
- Coś takiego. Myślałam, że jego głównym obowiązkiem jest zdobycie Ciebie.
- Czego Ty ode mnie chcesz, co?! - wydarłam się. Kompletnie wyprowadziła mnie z równowagi.
- Nie tym tonem moja droga! Nie zapominaj, że rozmawiasz ze swoją matką!
- Tak! Z matką, która ma gdzieś moje uczucia! - pobiegłam do siebie. Dlaczego to jest takie trudne? Dlaczego musiałam Go spotkać na swojej drodze? Nienawidzę siebie. Może uda mi się o nim zapomnieć … o jego uśmiechu. Co ja gadam. Prawie cały dzień przeleżałam w łóżku. Dopiero o 18 zeszłam na dół.
- Betty .. - podeszła do mnie – Przepraszam .. nie chciałam na Ciebie krzyczeć. Chce Cie tylko uchronić przed największym błędem w Twoim życiu.
- Tym błędem jest Michaela?
- Tak .. to przez niego się kłócimy. Wcześniej nie dochodziło między nami do sprzeczek.
- Mamo … ale ja … - już chciałam wyznać jej moje uczucia do niego. Spojrzałam w jej oczy i zdałam sobie sprawę, że nie mogę jej powiedzieć.
- O co chodzi? - opuściłam głowę.
- Już nic.
- Na pewno? - pokiwałam głową – No dobrze. Mam prośbę. Mogłabyś iść do marketu? Zabrakło mi parę rzeczy na kolacje.
- Dobrze – dała mi listę zakupów i pieniądze. Sklep był nie daleko. Zrobiłam potrzebne zakupy i ruszyłam w drogę powrotną. Gdy byłam już blisko domu i przechodziłam obok krzaków, coś złapało mnie w pasie, zasłonił ręką usta i zaciągnęło do tych krzaków. Chciałam krzyczeć, ale nie dałam rady.
- Betty, Betty … spokojnie .. to ja – poznałam ten głos i przestałam się wyrywać. Odwrócił mnie w swoją stronę – Nie chciałem Cie wystraszyć.
- Ale udało Ci się.
- Przepraszam. Nie wiedziałam jak się z Tobą skontaktować.
- Po co?
- Słucham? Co Ty mówisz? Posłuchaj … - złapał mnie delikatnie za ramiona – Dlaczego wczoraj uciekłaś? Chciałem Cie przedstawić .. - nie dałam mu dokończyć.
- Mama czeka na zakupy. Muszę iść – wyminęłam Go i wyszłam z tych krzaków. Czułam się źle z tym jak Go traktuje. Nie zasługiwał na to.
- Stój! - pobiegł za mną i mnie zatrzymał – Co się dzieje? Dlaczego tak się zachowujesz? Wczoraj od razu chciałem do Ciebie jechać, ale postanowiłem dać Ci trochę czasu. Chociaż nie mam pojęcia co zrobiłem nie tak.
- Nic nie zrobiłeś.
- Więc o co chodzi? - zobaczyłam, że przechodnie się na nas gapią.
- Chodź – pociągnęłam Go za rękę bardziej w pobliże mojego domu. Widać było okna kuchni – Mike .. masz swoje życie .. - nie wiedziałam jak mu powiedzieć, żeby zajął się swoją dziewczyną.
- Nie rozumiem … nie chcesz się ze mną już przyjaźnić? O to chodzi?
- Oczywiście, że chce.
- To mi to wyjaśnij, bo nie rozumiem.
- Nie mam czego wyjaśniać. Nie znałeś mnie i też było dobrze. Nic nie wniosłam do Twojego życia.
- Mylisz się. Wniosłaś bardzo dużo – dotknął mojego policzka. Walczyłam, żeby mu nie wyjawić co do niego czuje.
- Ty w moje też – przyznałam.
- Więc dlaczego uciekłaś? Chciałem, żebyś poznała moją siostrę, Ona Ciebie też chciała, a Ty po prostu wyszłaś.
- Ale … siostrę? - myślałam, że się przesłyszałam.
- Tak .. - uśmiechnął się – LaToya jest moją starszą siostrą. Ostatnio nasze relacje się poprawiły i opowiadałem jej o Tobie. Bardzo chciała Cie poznać i myślałem, że to dobry pomysł .. jednak .. myliłem się – posmutniał.
- Mike .. nie wiedziałam, że Ona .. jest Twoją siostrą.
- A kim? Dziewczyną? - zaśmiał się. Nie odpowiedziałam – Naprawdę tak pomyślałaś?
- Wiem .. to głupie.
- Bym Ci od razu powiedział, gdybym kogoś miał. Nie oszukał bym Cię.
- Przepraszam .. nie wiem dlaczego tak pomyślałam.
- To co teraz? Przytulas na zgodę? - zrobił niewinną minkę i wyciągnął ręce w moją stronę. Uśmiechnęłam się i przylgnęłam do niego. Przerażało mnie to, że nie chciałam się od niego oderwać. Na szczęście On też nie miał zamiaru mnie puszczać i nie wyszłam dzięki temu na jakąś nienormalną – Hehe ja też tęskniłem – odsunęłam się od niego i spojrzałam poważnie.
- Jak mogłeś mnie tak przestraszyć? - walnęłam go w ramię – Myślałam, że to jakiś psychol albo gwałciciel.
- Ałł hehe .. - śmiał się.
- Ja Ci się zaraz pośmieje – dostał torbą z zakupami.
- Ałć - zasłaniał się.
- Zaraz Cie bardziej zaboli – zaczął mi uciekać – Wracaj tutaj! - pobiegłam za nim – Już Cie nie uderzę. Zatrzymaj się – niepewnie się zatrzymał.
- Na pewno?
- Tak – podeszłam do niego – A masz! - dostał jeszcze z dwa razy i na więcej mi nie pozwolił, bo złapał mnie od tyłu w pasie.
- I co teraz? - poczułam jego ciepły oddech na mojej szyi – Myślisz, że możesz tak mnie bezkarnie bić?
- A możesz już mnie puścić? - nie czułam się komfortowo w takiej sytuacji.
- A jak nie chce, to co?
- To jeszcze raz dostaniesz i to w takie miejsce, że na pewno poczujesz.
- Oj .. poważna groźba. Wole nie ryzykować – puścił mnie – Ale musiałaś aż tak mocno mnie bić? - masował bolącą głowę.
- Należało Ci się i już mnie tak nie strasz.
- Nie będę. Chodź na chwilkę do auta – wziął mnie pod rękę i szliśmy do samochodu. Otworzył drzwi – Tak szybko uciekłaś, że zapomniałaś o swoim prezencie – wystawił dłoń w moim kierunku, w której trzymał telefon.
- Jesteś tego pewien?
- Oczywiście .. inaczej bym Ci Go nie kupił – nadal miałam wątpliwości, ale przyjęłam prezent.
- Dziękuje – schylił się niżej i wskazał palcem swój policzek – Hehe – pocałowałam Go w ten policzek.
- I teraz jesteśmy kwita. Słuchaj .. masz dzisiaj jakieś plany?
- Nie mam, ale robi się już późno. Powinnam wracać do domu.
- To Cie chociaż odprowadzę.
- Dobrze.
- I daj mi tą reklamówkę z zakupami.
- Nie jest ciężka – spojrzał na mnie wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu – No dobra. Trzymaj.
- Jeszcze bym Ciebie uradził na drugiej ręce.
- Jasne – zapomniałam, że z nim się nie zaczyna. Po chwili unosiłam się nad ziemią – Puść mnie, wariacie – trzymał mnie tylko jedną rękę, a w drugiej miał zakupy.
- Sama mnie sprowokowałaś, to teraz nie narzekaj. Będziesz miała transport pod same drzwi. Mam nadzieje, że Twoja mama nie wyskoczy na mnie z patelnią – zaśmiałam się.
- Miejmy nadzieje, że nie.
- Proszę bardzo – puścił mnie na nogi – Została Pani bezpiecznie przetransportowana.
- Bardzo dziękuje, ale nie było to konieczne – staliśmy przed drzwiami wejściowymi. Oddał mi zakupy.
- Moja mama i siostry chcą Cie poznać. Kiedy dasz się zaprosić na obiad do domu mojej mamy?
- Mike … mam teraz dużo nauki. Chciałabym, ale na chwilę obecną jest to niemożliwe. Na pewno jeszcze je poznam.
- Ehh … nie będę Cie namawiał, ale pamiętaj o tym. Zresztą i tak co jakiś czas będę Ci przypominał – wyszczerzył się.
- Domyślam się – po chwili zrobiła się niezręczna cisza – Yy … to ja już wejdę do środka.
- Ok … Betty?
- Tak? - zatrzymałam się jeszcze. Podszedł do mnie.
- Chciałem Ci życzyć kolorowych snów – pocałował mnie w policzek bardzo blisko ust – Dobranoc – wsiadł do auta i odjechał. Nie mogłam dojść do siebie i zostałam jeszcze chwile na zewnątrz. Nie wiem, czy zrobił to specjalnie, czy nieumyślnie, ale to było dla mnie coś zupełnie nowego. Nawet jeżeli nie pocałował mnie prosto w usta, to i tak było to dla mnie nowe doświadczenie. Musiałam wrócić do domu. Nie chciałam tłumaczyć się mamie, gdzie byłam.
- Co tak długo? Zanieść zakupy do kuchni – zrobiłam co mi kazała. Miałam nadzieje, że nie zauważy mojego innego zachowania. Weszła za mną – Kupiłaś wszystko?
- Tak – wypakowałam zakupy. Dziwnie się na mnie patrzyła aż w końcu się odezwała.
- Mówiłaś, że dzisiaj nie masz się z nim spotkać – spojrzałam się na nią zaskoczona – Widziałam Was. Zapytam wprost. Co Was łączy?
- Nic … przyjaźń. Już mówiłam.
- To mi wyglądało na coś innego. Przyjaciele nie przytulają się aż tak do siebie. Poza tym widziałam jak na Ciebie patrzył.
- Wydaje Ci się. To był normalny przyjacielski uścisk.
- Nie oszukuj mnie. A co robiliście pod drzwiami?
- Tego już nie widziałaś, co? W ogóle to jakim prawem nas podglądasz?
- Bo się o Ciebie martwię i odpowiedź na moje pytanie. Co robiliście?
- Nic! Pocałował mnie w policzek na pożegnanie! A nawet jeżeli by zrobił coś więcej … nic Ci do tego!
- Od kiedy mówisz do mnie takim tonem? On Cie buntuje przeciwko mnie?
- Jesteś nienormalna! - poszłam do siebie. Zamknęłam drzwi, oparłam się o nie i zsunęłam się na podłogę. Faktycznie ostatnio zrobiłam się jakaś nerwowa. Nie panowałam nad tym. Około godziny 23 leżałam już w łóżku i nagle zadzwonił mój telefon, który dostałam od Michaela. Zdziwiłam się, bo numer nie znał nikt prócz Michaela – Słucham? - odebrałam niepewnie.
- To ja. Poznajesz? - zawsze poznam ten głos.
- Tak .. nie spodziewałam się, że zadzwonisz o tej godzinie.
- Mam nadzieje, że Cie nie obudziłem.
- Nie. Dopiero się położyłam.
- To dobrze – chwila ciszy – Będę jutro na Ciebie czekał jak zawsze.
- A nie masz ciekawszych zajęć?
- Hmm – udał, że myśli – Nawet, gdybym miał, to i tak bym przyjechał, bo widziałem Cie parę godzin temu, a już tęsknie.
- Dlaczego? - nie odpowiedział od razu.
- Po prostu … tęsknie i już. Nie można? - zaśmiał się nerwowo. Wyczułam to. Nie wiedziałam co o tym myśleć.
- M-można.
- Miałaś jakieś problemy z mamą? - zmienił temat.
- Trochę była zła, że długo mnie nie było, ale poza tym to nic nie mówiła – nie chciałam mu mówić prawdy.
- A już się bałem, że mi się oberwie hehe.
- A kto mi przypomina, że jestem już dorosła i nie muszę wracać o 22?
- Hehe no ja, ale wiesz … nie chce jeszcze bardziej narażać się Twojej mamie. Chociaż i tak wiem, że mnie nienawidzi.
- Nie mów tak. Gdy Cie lepiej pozna, zmieni zdanie. Jestem pewna.
- Chciałbym abyś miała racje. Tylko ciężko w to uwierzyć – westchnął.
- Wiesz, że jej zdanie nie jest ważne.
- Bardzo mnie cieszą Twoje słowa. Teraz jestem pewny, że nie dopuścisz aby Twoja matka zniszczyła naszą .. przyjaźń.
- To jest trudne. Nie chce z nią się kłócić, ale chce, żeby coś zrozumiała.
- Nie martw się na zapas. Jutro się spotkamy i humor Ci się poprawi.
- Coś planujesz?
- Hmm … może – byłam pewna, że w tym momencie się uśmiechał.
- Powinnam się bać?
- Znasz mnie i wiesz, że nie masz czego.
- Mam .. Twoich pomysłów hehe.
- Nom to prawda. To nic takiego. Twojego ojca nie ma?
- Na razie Go nie ma i wiem, że jest Ci to na rękę.
- Oj tam … no dobra .. przyznaje się hehehe – też się zaśmiałam i niechcący ziewnęłam – Widzę, że ktoś tu jest śpiący.
- Trochę.
- Nie będę Cie już męczył. Musisz się wyspać, bo oczki będziesz miała podkrążone.
- Hehe .. nie będzie tak źle. Ale może pójdziemy już naprawdę spać, bo Ty też musisz się wyspać.
- Ja to tam ja. Dam sobie radę.
- Weź tak nie mów, bo jest mi przykro.
- Przepraszam.
- Mike? Mam pytanie …. normalnie pójdziesz spać, czy … weźmiesz .. tabletkę?
- Betty … wiesz, że muszę.
- Nie chce, żebyś je brał. Zrób to dla mnie i dzisiaj nie bierz. Wieże, że uda Ci się zasnąć.
- To nie jest takie proste. Chciałbym zasypiać tak jak kiedyś, ale nie mogę. Nic na to nie poradzę. Proszę .. nie bądź na mnie za to zła.
- Nie jestem .. to nie Twoja wina, ale się o Ciebie martwię.
- Naprawdę nie musisz. Nie mówmy już o tym.
- I tak wrócimy do tej rozmowy.
- Już się boję hehe. Kurcze .. kończymy, bo naprawdę nie wstaniesz.
- Ok.
- Do zobaczenia za niedługo i dobranoc.
- Dobranoc, Mike – rozłączył się. Chyba coraz bardziej mi odbija. Coraz głębiej popadałam w to uczucie i już nie mogłam z tego wybrnąć. Wiedziałam, że z dnia na dzień będę kochała Go coraz bardziej i bałam się tego. Nie chciałam aby kiedykolwiek się o tym dowiedział. Nawet zaczęłam o nim śnić. To nie było nic nie przyzwoitego. Po prostu śniły mi się nasze spędzone chwile. Od teraz stresowałam się za każdym razem, gdy mieliśmy się spotkać.